Rozdział 2 - Co pan powiedział?

42.7K 1.9K 831
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


***Kornelia

Nauczyciel zajął miejsce przy biurku. Jakoś mu się nie spieszyło. Położył swoją teczkę i zaczął wyciągać jej zawartość. Uśmiechnął się, a gdyby nie to, że siedziałam, po prostu bym upadła. Miałam nogi jak z waty. Jego uśmiech był taki cudowny; opanowałam westchnienie.

Mężczyzna omiótł wzrokiem wszystkich po kolei, kiedy jego spojrzenie zatrzymało się na mnie. Patrzyliśmy sobie w oczy, a wtedy jego tęczówki zmieniły kolor na... czerwony, wiśniowy... jak zwał tak zwał. Przetarłam oczy, bo chyba miałam jakieś urojenia. Przecież to było niemożliwe, aby komuś zmienił się kolor oczu! Naprawdę zaczynam wariować.

- Moja - usłyszałam z drugiego końca sali. Otworzyłam szeroko oczy. Powiedział to nauczyciel, który cały czas się na mnie lampił! Ale... co? Zupełnie nie rozumiałam, co tutaj się dzieje!

- Co pan powiedział? - spytałam ze zmarszczonym czołem.

Mężczyzna jakby otrząsnął się z transu i odchrząknął.

- Powiedziałem „moja ulubiona klasa" - uśmiechnął się do mnie sympatycznie, a na potwierdzenie jego słów spojrzałam na osobę za mną, która kiwnęła potakująco głową. - Widzę, że jesteś nowa w tej klasie.

- Tak.

- Jak się nazywasz? Nie mamy jeszcze dzienników, więc nie wiem.

- Jestem Kornelia. Kornelia Brzeska - odpowiedziałam niepewnie. 


***Carlos

Oszalałem! Dosłownie oszalałem ze szczęścia! Wreszcie spotkałem moją mate! Była po prostu piękna, zniewalająca. Pociągające, niebieskie oczy, lśniące, brązowe włosy i jeszcze skóra jasna jak alabaster. Miałem ochotę się na nią rzucić. Powstrzymywała mnie tylko moja moralność i to, że jesteśmy w klasie. Przy uczniach. Przy licealistach, którzy w większości są ludźmi.

- Moja - tego jednak nie dałem rady powstrzymać, samo wymsknęło się z moich ust.

- Co pan powiedział? - widziałem w jej oczach zdziwienie i niezrozumienie. Świetnie.

Musiałem jakoś wybrnąć. Patrzyła na mnie, jak na wariata, a tego nie chciałem. Mój wilk podsuwał mi pomysły, jak z tego wybrnąć, ale wszystko było bardzo dziwne. Wreszcie sam wybrnąłem.

- Powiedziałem „moja ulubiona klasa".

Dziewczyna, dla potwierdzenia moich słów spojrzała do tyłu, a ja mocą umysły sprawiłem, że wszyscy uwierzyli w to, że na początku powiedziałem „moja ulubiona klasa". Tak, odziedziczyłem także trochę mocy po mojej kochanej mamusi, który jest wampirem klasy A, między innymi potrafiłem wpływać na czyjś wolę i zaglądać niektórym do umysłu.

- Widzę, że jesteś nowa w tej klasie - odezwałem się.

- Tak - odpowiedziała mi swoim aksamitnym głosem.

- Jak się nazywasz? Nie mamy jeszcze dzienników, więc nie wiem.

- Jestem Kornelia. Kornelia Brzeska - niepewność w jej głosie bardzo mi się nie spodobała.  Nie chciałem, aby czuła się przy mnie nieswojo.

- Wspaniałe imię. Ja nazywam się Carlos Wooder.

Kornelia przechyliła głowę na bok, jakby intensywnie o czymś myślała.

- Na polskie imię i nazwisko to nie brzmi.

- Niestety, ale jestem Polakiem - uśmiechnąłem się do niej, a ona odwróciłam wzrok.

Działałem na nią, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Jest człowiekiem, ale nawet na nich działa więź mate. Tylko teraz pozostaje mi podstawowe pytanie: jak ja ją do siebie przekonam?! Przecież to nastolatka, a ja jestem jej nauczycielem. Nie wygląda na głupią i na pewno nie będzie chciała być ze swoim nauczycielem, nie wspomnę o wyjawieniu jej prawdy, wspólnym zamieszkaniu, oznaczeniu i sparowaniu. Jeżeli pierwsze zrobię, to będzie już dobrze, a resztę nie wiem, jak załatwię. Przecież ja bez niej zginę. Pozostaje mi tylko nadzieja, że sama zrozumie, że ją pociągam, że na nią działam. Innego wyjścia nie widzę, ewentualnie jeszcze będę mógł się ojca poradzić, ale co on będzie wiedział?


***Kornelia 

Kiedy nauczyciel uśmiechnął się do mnie, przeszedł mnie tak przyjemny dreszcz, że miałam ochotę jęknąć. Odwróciłam od niego wzrok i przywołałam swoje chłodne, opanowane myślenie. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale na pewno nie dam się temu uczuciu. Kto to widział? Licealistka i nauczyciel? No błagam! To nie idzie w parze, niestety.

Przez resztę lekcji Carlos opowiadał nam o tegorocznym programie i takich tam, typowe sprawy na pierwszą, organizacyjną lekcję, nic niezwykłego.

Wreszcie zabrzęczał upragniony dzwonek, a ja miałam wrażenie, że ten rok szkolny zapowiada się naprawdę ciężko. Westchnęłam i wyszłam z klasy. Zanim się obejrzałam, podeszły do mnie dwie dziewczyny.

- Cześć, jestem Monika.

- A ja Kamila.

- Cześć, dziewczyny. Jestem Kornelia - uśmiechnęła się do nich. Być może to moje przyszłe przyjaciółki.

- Chcesz, to oprowadzimy cię po szkole - uśmiechnęła się Monika.

- Dzięki, z wielką przyjemnością - i ruszyłyśmy.

Dziewczyny były bardzo miłe. Pokazały mi większą część szkoły. Wprawdzie nie siedziałam z nimi na lekcjach, bo ławki były dwuosobowe, a wiadomo, ja byłam tą trzecią, a one najlepszymi przyjaciółkami. Jednak nie przeszkadzało mi to. Świetnie się ze sobą dogadywałyśmy i to mi wystarczyło. Dwie koleżanki już pierwszego dnia? Hm... myślę, że do naprawdę bardzo dobry wynik.

Jednakże nie mogę narzekać. Moja klasa była naprawdę super. Wszyscy życzliwi, zgrani i mieli poczucie humoru. Lepiej trafić nie mogłam.

Pierwszy dzień szkoły minął w naprawdę przyjemnej atmosferze. Naszą wychowawczynią była pani od matematyki. Surowa, ale miała poczucie humoru i dystans do siebie. Na kilometr było widać, że zna się na rzeczy i na pewno nas czegoś nauczy. A przecież oto chodziło, prawda?

Z lekkim uśmiechem wracałam do domu, który znajdował się na obrzeżach miasta. To był naprawdę duży dom, a którym przeważnie nigdy nikogo nie było. No, teraz byłam ja. Ten dom nie należał do moich rodziców. Należy do mojej cioci, która całe życie w pracy i na wyjazdach.

Weszłam na ganek i otworzyłam drzwi. Będąc w środku zamknęłam je ponownie na klucz - babcia mnie na to uczuliła. Zawsze miała pretensje oto, że nie zamykamy drzwi na klucz po wejściu i że ktoś wejdzie, a nawet nie będziemy wiedzieli. Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie. Babcia była naprawdę kochaną osobą, ale to teraz ciocia sprawowała nade mną opiekę. Przynajmniej kiedyś, bo teraz mam już 18 lat i mogę robić, co chcę. Jednak nie miałam zamiaru się wyprowadzać. Cioci to nie przeszkadzało, a ja zawsze miałam za darmo dach nad głową i ciepłe, wygodne łóżko. Wszystko było naprawdę dobrze, nie narzekałam, chociaż muszę przyznać, że tęskniłam za rodzicami.

Po powrocie do domu wyciągnęłam z kartonów moje książki i ucząc się ze specjalnego repetytorium, zaczęłam przypominać sobie matmę. Pani zapowiedziała sprawdzian wstępny, więc chciałam pokazać się z jak najlepszej strony i zdobyć dobrą ocenę.

Nauczyciel i licealistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz