Rozdział 3 - Może podwózka?

39.9K 1.9K 879
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


***Kornelia 

Następnego dnia z uśmiechem wstałam do szkoły. Dlaczego się tak cieszyłam? Nie wiedziałam. Może po prostu cieszyłam się, że... zobaczę pana Carlosa? Nie! Kornelia, nie możesz! Moje życie to nie jest jakiś tani romans, więc po prostu uspokój się i zatrzaśnij swoje serce na trzy spusty!

Raźnym krokiem wyszłam z domu. Wcześniej obliczyłam sobie, ile potrzebuję do dojścia do szkoły. Jakieś dziesięć minut, więc wyszłam za dwadzieścia, aby być idealnie na czas, zdążyć jeszcze się przebrać i przygotować do zajęć. Przez całą drogę w głowie miałam widok nauczyciela chemii. Dlaczego, ja się pytam?! Dlaczego właśnie on? To nie mógł być jakiś chłopak z mojej klasy? To było bez sensu. Mogę przyznać sama przed sobą, że się zauroczyłam, ale to i tak nie ma prawa bytu.

Zapomnij o nim, Kornelia. Po prostu zapomnij.

Tylko trudno jest zapomnieć, kiedy nagle obok ciebie zatrzymuje się samochód, w którym on jest! Z szczerym, chłopięcym uśmiechem na ustach, w wygodniej pozie z jedną ręką na kierownicy i podwiniętymi rękawami koszuli.

Zatrzymałam się jak wmurowana. Posiadał naprawdę świetną brykę. BMW ze składanym dachem, który właśnie był złożony. Nic dziwnego. Pogoda była ładna, świeciło słońce i było ciepło. Tylko nie przez to stanęłam ja słup soli. Chyba bardziej chodziło oto, że po moim ciele przeszedł dreszcz, a w brzuchu poruszyło się stano motyli, które chyba wypiły całe wiadro kawy, bo latały jak powalone.

Wdech, pamiętaj o wdechu.

- Dzień dobry - rzuciłam obojętnie. W jego błękitnych oczach widziałam coś w rodzaju zawodu.

- Cześć, Kornelia, może...

- Słyszał pan raz moje imię i je pan pamięta? - spytałam, co było dziwne, bo we wcześniejszej szkole przez miesiąc nauczyciele mówili do mnie „Paulina" lub „Weronika".

- Jakże miałbym nie pamiętać tak pięknego imienia? - uśmiechnął się wesoło, a ja zadrżała w środku. 

- Aha. Mogę w czymś pomóc? - spytałam, bo po coś musiał tutaj stać.

- Chciałem cię podwieźć. Zauważyłem cię, więc czemu nie.

Moje serce krzyczało głośne "tak, zgódź się". Zagłuszało niemal wszystko, więc już otwierałam usta, aby to powiedzieć, ale wtedy odezwało to drugie "ja", które zawsze dominowało w moim zachowaniu. To drugie "ja", dzięki któremu zawsze zachowywałam zimną krew i nigdy nie miałam chłopaka.

To po prostu mój rozsądek, który zawsze miał rację.

- Podziękuję. Wolę się przejść. Jest naprawdę ładna pogoda - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, co o dziwo przyszło mi z niewiarygodną łatwością.

Odwróciłam się na pięcie i po prostu sobie poszłam. Usłyszałam za sobą ciche warknięcie. Zmarszczyłam brwi, ale zignorowałam to. Przecież ludzie wszędzie wkoło mają psy, więc to normalne, że warczą na nieznajomych.

Jak przypuszczałam, punktualnie doszłam do szkoły, jednak nie zdążyłam przygotować się do lekcji, bo ten idiota mnie zagadał i zabrał mi kilka cennych minut mojego życia, które mogłam o wiele lepiej spożytkować nauką.

Nauczyciel i licealistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz