***Kornelia
Pomału wyszłam z łazienki. Miałam nadzieję, że nie spotkam Carlosa, ale niestety... Był tam. Siedział już ubrany na łóżku i najwidoczniej czekał na mnie, bo gdy tylko mnie zobaczył, wstał jak oparzony i skierował się w stronę drzwi. Otworzył je i ręką wskazał, abym wyszła pierwsza. Uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam na korytarz, a Carlos zaraz za mną. Poczekałam na niego, ale kiedy mnie minął, złapałam go za rękę, zmuszając do zatrzymania się.
- Carlos... - zaczęłam powoli, czując jak się rumienię.
- Tak, słońce? - spytał troskliwie, odwracając się do mnie przodem.
- Ja... Postanowiłam, że... chcę się z tobą sparować - mówiłam cicho, ale zdawałam sobie sprawę, że przez jego wyostrzone zmysły, słyszał mnie wyraźnie.
Przez chwilę stał oszołomiony. Patrzyłam na niego niepewnie, aż na jego twarzy wyrósł ogromny uśmiech. Rzucił się na mnie, podniósł do góry i okręcił się dookoła własnej osi, a ja aż pisnęłam z wrażenia. Postawił mnie na ziemi i pocałował czule w usta.
- Tak się cieszę, słońce - wyszeptał prosto w moje usta. - Wreszcie będziemy w pełni należeć tylko do siebie - ponownie mnie pocałował, a ja nie byłam mu ani chwili dłużej dłużna.
- Chodź na śniadanie - wymamrotał, ale i tak nie przestał mnie całować.
- To jest o wiele lepsze niż śniadanie - odpowiedziałam mu, nabierając powietrza.
- Wiem, ale musisz mieć dużo siły. Pełnia po jutrze. A musisz wiedzieć, że ten cholerny księżyc wyzwala w nas najdziksze żądze.
- Mm... Zapowiada się ciekawie - zamruczałam i wreszcie się od niego odsunęłam.
Razem zeszliśmy na śniadanie.
- Dobra, skoro już emocje opadły, to mam kilka warunków - odezwałam się, kiedy byliśmy na parterze.
- Jakich?
- Dzieci po ślubie - pokiwał głową.
- A ślub kiedy?
Weszliśmy do salonu, gdzie nikogo nie było.
- Jak skończę liceum i pójdę na studia.
- Nie pozwalam ci - zatrzymał się gwałtownie, a ja razem z nim.
- A to niby dlaczego?
- Bo po jutrze będziesz moja i nie pozwolę, żeby jakiś obcy facet się do siebie przystawiał. Wilkołak zrozumie, ale człowiek nie.
- Carlos. Chcę skończyć liceum, iść na studia i zostać kryminologiem. Nie powstrzymasz mnie od tego.
- A chcesz się założyć? Ponadto musiałem się zwolnić z posady nauczyciela, bo przejmuję watahę, nie ma opcji, żebyś wróciła do tej szkoły.
- Nie ma opcji, że tutaj zostanę! - krzyknęłam zła. - Nie chcę zostać jakimś debilem, że przyjdzie do mnie kiedyś dziecko i spyta się, ile jest dwa razy dwa, a ja nie będę wiedziała!
- A wiesz, ile jest?
- Cztery.
- Więc o co się martwisz?
- Carlos! Chcę skończyć szkołę.
- Dobra - warknął. - Ale tylko liceum, nie puszczę cię na studia.
- Czyli nici z moich marzeń o spełnieniu się w zawodzie kryminologa? - zrobiłam smutną minę.
- Nie.
- To moment, kiedy powinieneś powiedzieć, że mnie wspierasz i że będę mogła - burknęłam pod nosem.
- Za dużo filmów, słońce.
- Ale Carlos, studia to...
- Powiedziałem nie! Skończysz liceum i na tym tyle. Jak będziesz chciała, to poduczę cię. Umiem świetnie chemię, matematykę, angielski, fizykę i biologię, nie ma problemu.
- Debil! - krzyknęłam mu w twarz.
Dookoła nas rozniosły się jakieś szmery. Dopiero teraz przestaliśmy się mierzyć ostrymi spojrzeniami i zwróciliśmy uwagę na otaczający nas świat. Zebrała się spora publiczność, nawet bardzo. Wzięłam wdech. Musiałam się uspokoić.
- To jak w końcu? - zapytałam wreszcie.
- Liceum. Nie ma studiów.
- Ale...
- Nie ma żadnego „ale" - mój mate podszedł do mnie i położył swoją rękę na moim policzku, spojrzał na mnie czule. - Słońce, nie przeżyję bez ciebie. I jeszcze będziesz tam sama, będę się o ciebie bał. Powinnaś mnie zrozumieć. Inne wilkołaki przygarniają sobie dziewczyny w wieku szesnastu lat i nie pozwalają im wrócić do szkoły. Ja ci pozwalam z wielkim bólem serca. Proszę, zrozum mnie.
Przymknęłam oczy i zatraciłam się pod wpływem jego dotyku. Przechodziły mnie przyjemne ciarki.
- Zgoda - odpowiedziałam po chwili. - Liceum. A potem ślub i prawo jazdy - uniosłam głowę, spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się błagalnie. Carlos westchnął.
- Dobra, ale nic więcej! - pokiwałam potakująco głową i uśmiechnęłam się szeroko.
W nagrodę dostałam wspaniałego całusa w usta. Po pogodzeniu udaliśmy się do kuchni, omijając tłum gapiów.
W jadalni zobaczyłam Johna i Irys, która tak samo jak ja siedziała na kolanach Alfy i była przez niego karmiona. Co chwilę uśmiechali się do siebie i śmieli. Byłam z siebie bardzo dumna.
Po skończonym śniadaniu podeszłam do nich i odciągnęłam na chwile Iris. Chciałam z nią pogadać.
- I jak? - spytałam od razu.
- Cudownie! John jest taki wspaniały! A dziewczyny, jak zobaczyły, że moim mate jest Alfa, nie mogły w to uwierzyć! Gdybyś widziałam ich miny! - zaśmiała się.
- Wierzę - odpowiedziałam i także się zaśmiałam.
- Luno?
- Kornelia.
- A więc... Kornelio?
- Słucham?
- Czy ty... nie dogadujesz się ze swoim mate?
- Co? Oczywiście, że się z nim dogaduję! Po prostu to była mała sprzeczka o szkołę.
- O szkołę?
- Tak. Chcę wrócić do szkoły, bo jeszcze nie skończyłam liceum.
- I jak?
- Zgodził się - uśmiechnęłam się triumfalnie, chociaż osiągnęłam cel tylko w połowie.
- Naprawdę?! To niesamowite. Mi ledwo się udaje przekonać Johna, żebym wyszła z pokoju, a tobie udało się go przekonać, żebyś wróciła do szkoły?! - mówiła podekscytowana.
- Dlaczego John nie chce cię wypuścić z pokoju?
- Takie są samce, a szczególnie Alfy. Troszczą się o swoje partnerki, chcą ich bezpieczeństwa.
- Aha. Nie zatrzymuję cię. Pewnie chcesz już wrócić do Johna. W końcu po jutrze pełnia.
Uśmiechnęłam się w duchu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Carlos naprawdę różni się od innych wilkołaków. Jest o wiele bardziej wyrozumiały i nie taki agresywny. Schlebia mi to. I naprawdę doceniłam, że pozwolił mi, chociaż skończyć liceum.
CZYTASZ
Nauczyciel i licealistka
Người sóiKornelia - zwykła dziewczyna chodząca do trzeciej klasy liceum, dobrze się ucząc, potrafi zachować zimną krew. Carlos - nauczyciel chemii, Alfa, przyszły wódz watahy Wilków Europy. Kornelia jest zwykłą, dobrze się uczącą licealistką. Przeprowadz...