***Kornelia
Po wielu próbach udało mi się wreszcie... urwać grzejnik. Nieco wolna poszukałam czegoś, co pomoże mi się go pozbyć. Zębami otwierałam szafki, szuflady i wszystko, co się tylko dało. W jednej z szuflad znalazłam klucze! Ucieszyłam się jeszcze trzeba było je jakoś zdobyć. Na szczęście szafka była nisko, więc kopnęłam ją kolanem i wyleciała z mebla. Nie powiem, kolano mnie zabolało, ale teraz przynajmniej miałam klucze. Usiadłam na ziemi i po omacku zaczęłam próbować sadzić je w otwór od kajdanek. Udało się! Jeszcze tylko modlitwa, aby to były te. I... Tak! Trafiłam w dziesiątkę. Moje ręce wreszcie były wolne!
Wyniosłam się z tego pokoju najszybciej, jak tylko potrafiłam. Biegłam przez korytarz. Na dole słyszałam krzyki i odgłosy walki. Niespodziewanie koło mnie ktoś wypadł z pokoju, razem z drzwiami. Nie patrząc zbytnio na sprawcę tego wszystkiego, ominęłam poszkodowanego i pobiegłam dalej. Trafiłam na schody, śmiało po nich zbiegłam, ale zatrzymałam się na końcu.
Znalazłam się w wielkim salonie, gdzie wszędzie leżały jakieś zwłoki. To było straszne! Ludzie, wilki, wszystko było we krwi. A z daleka widziałam, jak padają kolejne osoby. Nie chciałam wchodzić w samo miejsce bitwy, więc gdy tylko zeszłam ze schodów, skręciłam gwałtownie za nie, w nadziei, że znajdę inne wyjście. Zawsze są jakieś okna.
Wbiegłam do drugiej części domu, która jakby była zupełnie odcięta od tamtej rzezi. Odetchnęłam z ulgą, ale nie przestawałam biec. Chciałam znaleźć się jak najdalej od tego wszystkiego.
Zwolniłam. Czułam się poniekąd bezpieczna, a wolałam zachować energię na ewentualną ucieczkę, która przyda mi się o wiele bardziej. Skupiłam się, aby widzieć aury innych. Aury świecą i są widoczne szybciej, niż sama postać, dlatego w razie czego mogłam szybciej zareagować. Pomału kierowałam się przed siebie. Usłyszałam gdzieś z boku czyjeś żałosne skomlenie, więc nieco przyśpieszyłam.
Weszłam do wielkiego pokoju. Jednakże tylko przekroczyłam próg, a ujrzałam mężczyznę. Krzyknęłam głośno i cofnęłam się gwałtownie do tyłu, przy okazji upadając. On był przerażający! Patrzyłam na jego aurę, która była czarna... czarna jak otchłań. Czarna, zimna i niebezpieczna. Był to wysoki mężczyzna, blady, o ostrych rysach. Zielone oczy i czarne, dłuższe włosy. Ubrany w spodnie od garnitury i białą koszulę.
Wywoływał u mnie strach. Cholerne aury!
- Kornelia! - na dźwięk swojego imienia wzdrygnęłam się.
Spojrzałam na bok i zobaczyłam Carlosa. Odetchnęłam z ulgą. Byłam bezpieczna. Mężczyzna podbiegł do mnie i przytulił. Uspokoiłam się niemal natychmiast. Czując jego zapach, już wiedziałam, że wszystko jest na swoim miejscu i bardzo mi się to podobało.
Jednak otworzyłam oczy i spojrzałam, czy ten przerażający mężczyzna wciąż tam jest. Był. Tylko tym razem wolałam nie patrzeć na jego aurę.
- Czego się przestraszyłaś? - spytał z troską Carlos.
Nie spuszczając spojrzenia z bruneta, odpowiedziałam.
- Jego.
Mój wilczek spojrzał na mężczyznę, ale jakoś się nim nie przejął. Nawet nie wzdrygnął się pod wpływem jego władczego i chłodnego spojrzenia. Pomógł mi wstać.
- Styxie, co zrobiłeś Kornelii, że tak się ciebie przestraszyła?
Jednak zanim rzekomy Styx odpowiedział, ja się wtrąciłam.
- Nie! To nie on, a jego aura.
- Aura? A co z nią nie tak? - spytał Carlos, wyraźnie nie rozumiejąc.
- Każdy ma aurę w innym kolorze, które świecą jasnym blaskiem, ale on... - wzięłam wdech, speszona jego natarczywym spojrzeniem - on miał aurę czarną jak smoła, która nie świeciła, wręcz pochłaniała. Jak otchłań.
- Interesujące - wreszcie odezwał się nieznajomy. Jego głos był niski, chłodny i władczy, jak on cały.
Przeszły mnie zimne dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Styx zbliżył się do mnie na tyle, że jedynie ramiona Carlosa oddzielały mnie od niego.
- Co mi jeszcze ciekawego powiesz?
Przełknęłam ślinę.
- Styx, daj spokój. Nie widzisz, że się boi? A ty nie bój się go, jest po naszej stronie. To Styx, król wampirów.
- Król? To... naprawdę on? - podczas wizji, gdzie widziałam przeszłość Carlosa był tam ten mężczyzna, ale nie widziałam dokładnie jego twarzy.
- Tak, ale kiedy indziej pogadamy, teraz musimy iść.
Byłam wdzięczna. Jak najszybciej chciałam się stąd wynieść. Wreszcie chciałam się przespać w miękkim i ciepłym łóżku!
Carlos złapał mnie za rękę. Cała nasza trójka zaczęła kierować się w stronę wyjścia, oczywiście nie głównego, bo tam wciąż toczyła się walka. Szliśmy w skupieniu, nasłuchując, czy ktoś przypadkiem nie chce zajść nas od tyłu lub niepostrzeżenie zaatakować. Tego raczej nikt z nas by nie chciał.
- Zostawiam was, muszę sprawdzić, jak radzą sobie moje wampiry - odezwał się król i nagle zniknął. Czyli jednak wampiry są super szybkie.
Nie wiem kiedy i nie wiem jak, ale nagle dookoła nas pojawiło się pięciu wilkołaków. Skąd wiem? Każdy z nich miał wielkie kły zamiast zębów i warczały groźnie. Przytuliłam się do pleców Carlosa.
- Wybacz, ale nie puszczę jej tak po prostu - odezwał się dobrze mi znany głos, John.
- Posłuchaj, nie chcę walczyć, załatwmy to po dobroci - zaczął Carlos.
- Po dobroci?! Nie ma czegoś takiego, jeżeli ja nie będę jej miał, to nikt nie będzie!
I wtedy wszystkie wilki rzuciły się na Carlosa, mnie zostawiając w spokoju. Nie cieszyłam się jednak długo wolnością, bo zaraz poczułam na szyi ostrze noża. John złapał mnie w żelaznym uścisku i zaczął odciągać jak najdalej od mojego mate. Szeptał mi do ucha, że jeżeli pisnę choć słówko, to poderżnie mi gardło. Nie miałam innego wyjścia.
Zaciągnął mnie do jakiegoś pokoju.
CZYTASZ
Nauczyciel i licealistka
Manusia SerigalaKornelia - zwykła dziewczyna chodząca do trzeciej klasy liceum, dobrze się ucząc, potrafi zachować zimną krew. Carlos - nauczyciel chemii, Alfa, przyszły wódz watahy Wilków Europy. Kornelia jest zwykłą, dobrze się uczącą licealistką. Przeprowadz...