Rozdział 18 - Jego wspomnienia

26K 1.5K 83
                                    


***Kornelia 

Wyszłam z łazienki. John zmierzył mnie wzrokiem, po czym ponownie odpiął jedną z moich kajdanek. Wykrzywiłam się do niego, a on popchał mnie w stronę grzejnika. Gdy dotarliśmy w miejsce, gdzie ponownie miałam być przykuta, odwróciłam się nagle.

- Czekaj - wciągnęłam rękę w jego stronę. Spojrzał na mnie cyniczne. - Porozmawiajmy.

- Ty chyba sobie ze mnie jaja robisz, żebym z tobą rozmawiał. Jesteś moją zakładniczką.

- Nie bądź lamus - położyłam dłoń na jego ramieniu.

Czas się zatrzymał. Zawiał wiatr, który tylko ja poczułam. Działo się to samo, co wtedy, kiedy przytuliłam Carlosa i dowiedziałam się o tej pozytywce.

Widziałam Johna. Jak był mały. Mały, wesoły chłopczyk. Jego ojcem był wódz watahy i chociaż mogło by się zdawać, że wszystko ładnie się układało, tak nie było. Jego mama umarła, jak był mały. Po tym wydarzeniu ojciec się nad nim znęcał i odsunął go od posady Alfy. John bez powodu został wygnany ze swojego stada.

Nabrałam powietrza. Przyglądałam się Johnowi, który wciąż patrzyła na mnie cynicznie. Skupiłam się na jego postaci i byłam w stanie dostrzec jego aurę. Niegdyś zapewne niebieska, teraz granatowa, gdyż spowił ją mrok jego przeszłości. Przełknęłam ślinę.

- John, tak bardzo mi przykro.

Mężczyzna zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co mi chodzi. Puściłam go i spojrzałam w duże oczy.

- Przykro mi z powodu twojej mamy i... ojca.

Zanim się zorientowałam, dostałam w twarz. Poleciałam na ścianę i ześlizgnęłam się z niej. Głowa zaczęłam mnie boleć. Poruszałam szczęką, czy wszystko w porządku. John podszedł do mnie i boleśnie wyginając mi ręce, zapiął je przy grzejniku. Jęknęłam cicho z bólu.

- Twój ojciec był potworem, nie powinien tak cię traktować, ale zachowując się tak, stajesz się taki jak on!

- Zamknij się! Nie wiem, skąd to wiesz, ale to są brednie! - warknął na mnie.

- Twoje wspomnienia, twoja przeszłość to nie są brednie - oznajmiłam spokojnie.

Wilkołak wytrzeszczył oczy. Długo mierzył wzrokiem całe moje ciało.

- Coś ty zrobiła?

- Nie wiem, ale czasami widzę... czyjąś przeszłość.

- Podwójny dar - wyszeptał do siebie, ale usłyszałam go.

- Co to jest?

John warknął nieprzyjemnie i odwrócił się do mnie plecami. Nic nie odpowiedział, położył się na łóżku, przykrył kołdrą i zasnął. Westchnęłam ciężko. Nie pozostało mi nic innego jak zrobić to samo. Musiałam oprzeć się o zimny, nieprzyjemny grzejnik i jakoś zasnąć.

***Carlos

Ojciec wyjechał razem z mamą. Teraz ja przejąłem rządy w watasze. Pojechałem jeszcze szybko do domu po rzeczy i przeniosłem się na najwyższe piętro, gdzie były pokoje należące do Alfy. Kiedy to wszystko minie, razem z Kornelią przeprowadzimy się tutaj. Będzie bezpieczniejsza w domu watahy, gdzie nie tylko ja będę miał na nią podgląd, ale także inni. Wszędzie jest pełno wilkołaków, zawsze znajdzie się ktoś, kto ją ochroni.

Siedziałem w gabinecie i przeglądałem w komputerze informacje dotyczące wygnańców. Mój ojciec posiadał naprawdę dużo informacji o nich, co mnie ucieszyło.

Ktoś zapukał do gabinetu. Powiedziałem głośno „proszę", bez odwracania wzroku od monitora. Po otworzeniu drzwi do moich nozdrzy doszedł zapach Bety Olafa. Uniosłem na niego wzrok. Mężczyzna w średnim wieku skłonił mi się.

- Twój wujek przyjechał, Alfo.

- Sam?

- Tak, razem ze swoją Luną. Chcą ci pomóc.

- Niech tutaj przyjdą - powiedział dobitnie i wróciłem do monitora.

Nie musiałem długo czekać na zjawienie się Sama i Liany. Wparowali do mojego gabinetu nawet nie pukając. Jakoś nie przeszkadzało mi to, szczególnie że to ciocia Liana. Uwielbiałem ją. Zawsze była uśmiechnięta i jako jedyna potrafiła zapanować nad wujkiem, którego jakoś trochę znienawidziłem odkąd zdradził swoją mate. Nigdy nie zapomnę, kiedy przyszła do nas cała zapłakana.

Spojrzałem na nich i wstałem. Tego wymagała kultura.

- Carlos, jak miło cię widzieć - Liana podbiegła do mnie i przytuliła mocno.

Oczywiście Sam warknął w naszą stronę, ale żadne z nas nic sobie z tego nie zrobiło.

- Ciebie również, ciociu - odpowiedziałem. Spojrzałem na wujka, którzy cały czas piorunował mnie swoim spojrzeniem. - Wujku, nie musisz się martwić, znalazłem już swoją mate.

Na ustach mężczyzny od razu pojawił się szeroki uśmiech. Ciocia natomiast spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. Chyba nie mogła jeszcze przyswoić tych słów.

- Co? Ale kiedy? Kto to? Gdzie ona jest? - zasypała mnie pytaniami.

- Spokojnie, ciociu. Poznałem ją na początku września, jest moją uczennicą i uczę ją chemii. Aktualnie nie ma jej tutaj, bo została porwana, prawdopodobnie przez wygnańców.

- Carlos, tak bardzo mi przykro - kobieta ponowni mnie przytuliła, ale tym razem Sam nic nie powiedział.

Chyba zdawał sobie sprawę, że skoro znalazłem swoją mate, to nie musi już we mnie widzieć żadnego rywala. I dobrze. Nigdy nim nie byłem, ale on zawsze go we mnie widział. Lianę zawsze traktowałem jak ciocię, a nie jak potencjalną partnerkę. Była dla mnie za stara, nie oszukujmy się.

- Ojciec udał się do Grecji, gdzie przesiadują wygnańcy, a ja zostałem, aby pilnować sfory.

- Pomogę ci w tym - odezwał się wujek.

- Dzięki. A teraz może chcecie coś zjeść? Podróż raczej była długa.

- Jedzeniem nie pogardzę - odezwała się ciotka.

Zaprosiłem ich do mojej kuchni. Kazałem Omedze przyszykować śniadanie. Ja nie jadłem. Nie byłem w stanie zjeść cokolwiek wiedząc, że Korneliagdzieś tam jest przetrzymywana i nie wiadomo, co to skurwysyny jej zrobiły.

Z zamyślenia wyrwała mnie energiczna muzyczka. Spojrzałem na ciocię, która przeprosiła nas szybko i odeszła na bok. Nie wyglądała na zadowoloną z telefonu. Spojrzeliśmy z wujkiem po sobie. Ciocia chyba zapomniała, że jesteśmy wilkami i wszystko dokładnie słyszymy.

- Witam, co się stało?... Yy, nie wiem... Naprawdę?... Może to jakiś zbieg okoliczności, bo ja... Nie, na pewno nie, chyba coś ci się przywidziało... Ale oczywiście, że nie neguję twoich umiejętności, ale mówię ci, że to nie możliwe. Nikogo od nas nie było w tamtym rejonie. Chociaż, zaczaj chwilę.

Ciocia spojrzała na mnie, na jej twarzy widziałem skupienie i zaniepokojenie.

- Carlos, mówiłeś, że twoja mate została porwana.

- Tak, to prawda - odpowiedziałem, wstając. Mój wilk czuł, że coś jest na rzeczy.

- Jak pachniała?

- Pachniała? Cóż, jabłkami i cynamonem. I na pewno mną - dodałem po chwili.

Liana spojrzała na mnie, po czym wróciłam do rozmówcy.

- Halo, Styx? To prawdopodobnie uprowadzona mate Carlosa. Zaraz tam będziemy.

Po moich plecach przeszedł zimny dreszcz.

Nauczyciel i licealistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz