Rozdział 20

6.5K 205 13
                                    

Następnego ranka obudziłam się bez żadnych powodów na to, aby choć na sekundę otworzyć oczy. Z każdym dniem moje życie było coraz gorsze. Dlatego przestałam już powtarzać, że gorzej już być nie może, bo jednak może. Wczoraj pokłóciłam się dość poważnie z rodzicami, ponieważ Lucas prosto z mojego pokoju pobiegnął do salonu, gdzie wszystko wygadał moim rodzicom. A przynajmniej tyle ile wiedział. A ja musiałam stać i patrzeć jak blondyn coraz bardziej mnie pogrąża. Skończyło się na tym, że jego rodzice z widocznym zdenerwowaniem opuścili mój dom, a moi rodzice rozpoczęli Trzecią Wojnę Światową. Koniec końców uciekłam do swojego pokoju i po zamknięciu drzwi na klucz, zaczęłam głośno płakać, wtulona w poduszkę o kształcie serca, spoczywając na łóżku.

Z ogromnym trudem zmusiłam się do otworzenia oczu i zaczęcia nie sprzyjającego niczemu dobremu, nowego dnia. Jednak zamiast żałośnie jęknąć jak to mają w zwyczaju ludzie niezadowoleni ze swojego życia, ja natychmiastowo podniosłam się do pozycji siedzącej w oniemieniu.

- Co ty tu robisz?! - krzyknęłam na praktycznie cały dom, co w sumie brzmiało jak bardzo głośny pisk połączony ze słowami, widząc przed sobą Harry'ego, który przy komodzie bawił się ramką ze zdjęciem. Miałam nadzieję, że tym razem nie podkusi go, aby ją stłuc. Niall dopiero co ją wymienił.

Na dodatek dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że swoim krzykiem mogłam obudzić rodziców i wywołać kolejną sprzeczkę. To był dopiero poranek, a ja z powrotem chciałam zakryć się kołdra po nos, zasnąć i spać tak przez całe wieki. Poza tym jak on tu.. Spojrzałam na okno, odpowiadając sobie na swoje własne pytanie. Już nigdy na noc nie zostawię otwartego okna.

- Nic konkretnego - wymamrotał Harry, odwracając się w moją stronę. Zauważyłam, że na jego ustach pojawił się nikły uśmiech.

- Nigdy nie pojawiasz się bez powodu. Teraz też musi być jakiś.

- Bystra jesteś - zaśmiał się chłopak, a ja na jego uwagę potrząsnęłam głową, uśmiechając się pod nosem. Lubiłam komplementy, a zwłaszcza te, które odwoływały się do mojej inteligencji. Wstałam z łóżka, odgarniając kosmyki włosów, które nachodziły mi na oczy, a szatyn akurat odłożył ramkę ze zdjęciem na komodę.

- Wybacz, ale muszę iść pod prysznic - oznajmiłam, idąc w kierunku łazienki. Styles zatrzymał mnie, lapiąc za nadgarstek. Jak zawsze spowodował tym ból, czemu on zawsze musiał tak mocno ściskać moją rękę? Przecież mu nie ucieknę. Przynajmniej dopóki nie przekroczy żadnej z barier. 

- Co ty na prysznic ze mną? - zaproponował, a ja opuściłam wzrok, w duszy modląc się, aby moje policzki nie oblał rumieniec. Harry był bezczelny i.. Ugh, miałam go już po dziurki w nosie.

- Wybacz, ale chyba muszę podziękować - odparłam zawstydzona, kierując swój wzrok jak najdalej od szatyna. Nie musiałam długo prosić, bo po wypowiedzeniu tych słów odpuścił, uwalniając moją rękę i pozwalając mi swobodnie wejść do łazienki.

Zamknęłam drzwi na zamek - tylko i włącznie dla swojej pewności. Znałam Stylesa już na tyle dobrze, że wiedziałam już co nieco o jego toku myślenia i sposobie działania, więc wskazana w tej sytuacji była ostrożność. Nie potrzebowałam żadnych nieproszonych gości w łazience. Zrzuciłam z siebie wczorajsze ubrania, w których zasnęłam, po czym weszłam pod prysznic i zanim włączyłam natrysk, usłyszałam głos Harry'ego.

- Długo jeszcze? Nie mam tyle czasu żeby tu siedzieć i czekać.

- To idź stąd! - zawołałam, po czym podirytowana włączyłam wodę.

Przez jej strumienie słyszałam zniekształcone słowa Harry'ego, które próbowałam ignorować i na siłę chciałam skupić się na nuceniu melodii jednej z piosenek Vampire Weekend. Z początku szło mi nawet dobrze, jednak przestało, kiedy do łazienki wkroczył szatyn. Nie wierzę, że tak po prostu otworzył od drugiej strony zamek w drzwiach. Pospiesznie wyłączyłam wodę, otworzyłam kabinę i chwyciłam pierwszy lepszy z ręczników, owijając się nim.

- Biorę prysznic - syknęłam, zaciskając nerwowo palce na krawędzi miękkiej tkaniny, aby jej czasem nie wypuścić. Styles uśmiechnął się, nieco unosząc brwi. Co za zboczeniec.

- Miałem zesikać ci się na łóżko rozumiem? - zapytał, a ja wzięłam głęboki wdech, starając się nie wybuchnąć, bo w sumie to, że przyszedł za potrzebą, byłam w stanie mu odpuścić.

Kiedy chłopak nie spotkał się z moją odpowiedzią, po prostu podszedł do muszli, podniósł klapę i rozpiął rozporek. Widząc to, odwróciłam się do niego tyłem z obrzydzeniem. Nie zamierzałam na to patrzeć. Zatkałam uszy, oczywiście wciąż podtrzymując łokciami ręcznik. Byłam już wystarczająco zdegustowana, a więc to normalne, że nie chciałam słyszeć żadnych odgłosów wydalanego moczu przez szatyna. Po dwóch czy trzech minutach niespodziewanie poczułam dotyk sporej ręki na swoich plecach. Zszokowana zamknęłam oczy i zaczęłam krzyczeć, czując, że moje ciało się trzęsie. Jednak kiedy ta sama ręka zatkała mi usta, uciszyłam się i otworzyłam oczy. Spojrzałam na swojego niedoszłego oprawcę, którym oczywiście okazał się być Harrym. Zdecydowanie przez ostatnie dni stałam się zbyt strachliwa. Spojrzałam na jego dłoń, która wciąż spoczywała na moich ustach, co niespodziewanie przypomniało mi o tym, przy czym jeszcze chwilę temu jej używał. Z widocznym obrzydzeniem odskoczyłam od niego.

- Zabierz tę brudne łapy i stąd wyjdź! - krzyknęłam, mając już go dosyć. Szatyn tylko wzruszył ramionami, po czym bez słowa wyszedł z łazienki.

Patrzyłam na drzwi przez dobre kilka minut, nie mając pewności, czy Harry zaraz znów tu nie wparuje. Postanowiłam wyjść z kabiny i szybko się ubrać, ponieważ nie miało sensu dalsze mycie się w takich okolicznościach. Przed wyjściem z łazienki spięłam jeszcze tylko włosy w koka, po czym pojawiłam się znów w swoim pokoju. Zastałam tam Harry'ego, bawiącego się tym samym naszyjnikiem z zawieszką w kształcie papierowego samolotu, który wczoraj niespodziewanie pojawił się w moim pokoju.

- Naprawdę musisz dotykać wszystkie moje rzeczy? - fuknęłam, opierając się o komodę. Bezczelny, egoistyczny, zboczony, wścibski.. No po prostu przeciwieństwo ideału faceta. Zastanawiałam się czemu ja go tu ciągle trzymam zamiast go wykopać za drzwi.

- A czy ja wiem czy takie twoje? To ja ci go dałem - oznajmił, a moje oczy gwałtownie się rozszerzyły. Teraz wszystko miało sens. Wszedł przez okno, zostawił swój prezent, a potem wyszedł. Że też na to nie wpadłam. Ale przynajmniej miał gust, bo wisiorek pasował do wielu moich stylizacji. Chociaż teraz, gdy wiem, że dostałam go od niego, nie jestem pewna tego, czy kiedykolwiek go jeszcze założę. -Ale nie o tym mowa. Mam sprawę.

- No jaką?

- Pojedziesz ze mną do Bostonu? - zapytał z uśmiechem. Zmarszczyłam brwi. Byłam stuprocentowo pewna, że za tym kryje się drugie dno. Tak po prostu by mnie gdzieś nie zabierał. Jednak coś mnie tam ciągnęło. Boston jest sporym i bezpiecznym miastem, raczej nie powinno mi się nic stać. W razie czego powiem o tym przed wyjazdem Niallowi, bo do rodziców jak na razie nie zamierzałam się odzywać.

- No dobrze, ale kiedy?

- Najlepiej teraz. Jestem umówiony w mieście o dwudziestej.

Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Ledwo co było po jedenastej, więc czemu mu się tak śpieszyło? I zresztą gdzie? Ja też miałam w tym uczestniczyć? Mimo wszystko nie pytałam, bo bałam się, że jeszcze się rozmyśli, a w sumie miałam ochotę wyrwać się z tego domu. Dlatego złapałam telefon do ręki, po czym poprowadziłam niezauważenie naszą dwójkę do wyjścia. Na zewnątrz, chłopak złapał mnie za rękę, co wydało mi się być nieco nie na miejscu, ponieważ nawet za nim jakoś nie przepadałam, a byłam też dopiero co po zerwaniu. Mimo wszystko jakoś milej czułam się, kiedy trzymał moją dłoń, a nie nadgarstek.

Missed Call (Harry Styles fanfiction) [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz