Rozdział 2

12.1K 329 20
                                    

Wczoraj w księgarni nie poczyniłam żadnych zakupów ze względu na to, że zapomniałam zebrać ze sobą jakichkolwiek pieniędzy. Dlatego też przyniosłam ze sobą tylko kilka darmowych broszurek dotyczących miasta, które zdążyłam już przeczytać i dziś pozostałam bez żadnej lektury.

Po wzięciu porannego prysznica i ubraniu się, zeszłam do kuchni, gdzie znalazłam tylko karteczkę informującą mnie o tym, że mój brat znajduje się w pracy. Zajrzałam do lodówki w poszukiwaniu czegoś zdatnego do zjedzenia. Niestety nie znalazłam zbyt dużo, bo całe miejsce zapełniało mięso, którego zgodnie z moim wegetariańskim stylem życia, nawet nie tknęłam, a zamiast tego wzięłam tylko truskawkowy jogurt. A gdy już chciałam go otworzyć, usłyszałam dzwonek do drzwi. Odłożyłam przedmiot na blat kuchenny i udałam się do przedpokoju w celu otworzenia drzwi, w których ujrzałam znaną mi już szatynkę.

- O, cześć Alison - powitałam ją z uśmiechem, co ona natychmiastowo odwzajemniła. Cieszyłam się, że wpadła, bo chociaż byłam głodna, to przynajmniej miałam towarzystwo.

- Hej. Wczoraj obiecałam, że wpadnę, a więc i jestem!

- Wejdź może do środka - zaproponowałam, odsuwając się od drzwi i czekając aż zdejmie swoje beżowe sandały, po czym poprowadziłam ją do salonu.

Tam usiadłyśmy obie na kanapie. Po jej odpowiedzi na moje pytanie dotyczące tego, czego chciałaby się napić, udałam się do kuchni, aby przynieść stamtąd dwie szklanki i karton soku z czerwonych pomarańczy, który był moim ulubionym. Następnie rozpoczęłyśmy rozmowę na temat tegorocznych wakacji. Podczas niej dowiedziałam się o tym, że w weekendy Alison pracuje dorywczo popołudniami w małej kawiarni kilka minut drogi stąd. Rozmyślałyśmy również nad spędzeniem razem kolejnego wieczora i o dziwo, udało jej się namówić mnie na wyjście do klubu.

- Dokonuję niemożliwego - zaśmiała się dziewczyna, lecz po chwili spoważniała. - Tylko wystrzegaj się tam facetów. Mówię serio.

- No proszę cię Ali, nie polecę na żadnego. Mam chłopaka - oznajmiłam pewnie, z szerokim uśmiechem na ustach. Nikt nigdy nie będzie się równał z Lucasem. Jesteśmy dla siebie przeznaczeni i nawet już nie wierzę w to, a po prostu wiem, że nigdy się ze sobą nie rozstaniemy.

- Każda tu tak mówiła.. - powiedziała Alison, cicho wzdychając.

- Czekaj, co? Niezbyt rozumiem..

- Jest tu taki jeden koleś, który kręci się po tutejszych klubach. Jest zabójczo przystojny. Ma brązowe loki, hipnotyzujące szmaragdowe oczy. Jest wysoki, umięśniony i ma sporo tatuaży na swoim ciele. Chodzący ideał. Choć tylko z wyglądu. Szczerze nie wiem co robi w dzień, ale nocami szuka tylko panienek żeby zaliczyć.

Wytrzeszczyłam oczy. Jak można było się tak zachowywać? Nie wyobrażałam sobie nigdy tego, abym mogła uprawiać seks bez miłości. Byłam pewna tego, że nigdy nie zainteresuję się kimś takim jak ten koleś. Poza tym z samego rysopisu nie wydawał się być jakiś atrakcyjny. Wolałam raczej chłopaków takich jak Lucas, uroczych, zabawnych, wiecznie uśmiechniętych, niebieskookich blondynów. Wygląd tamtego, jak i zachowanie, całkowicie mnie odrzucały.

- Tak właśnie wpadła moja koleżanka... Po całym incydencie wyprowadziła się stąd i kompletnie nikt nie wie co się z nią dzieje - oznajmiła dziewczyna, a ja przygryzłam wargę. Zastanawiało mnie to, dlaczego mu o tym nie powiedziała. Chociaż po co, skoro i tak pewnie by się nie przejął?

Naprawdę szokowało mnie sposób w jaki on się zachowywał. To było wręcz skandaliczne. Nie rozumiem jak te wszystkie dziewczyny mogą dać się tak traktować. Przez dalszy czas wciąż wypytywałam o owego kolesia, który no cóż, lekko mnie zirytował. Jednak nie zepsuł mojego dnia, bo gdy Alison w okolicach dwunastej opuściła mój dom w celu udania się do pracy, ja korzystając z okazji, sięgnęłam po telefon, by zadzwonić do Lucasa.

- Słucham? - odebrał po pierwszym sygnale.

- Hej, tu Liz - przywitałam się, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech spowodowany usłyszeniem jego głosu.

- O, cześć. Co u ciebie?

- Jak na razie jest w porządku. Chociaż lepiej byłoby mieć cię przy sobie.

- Och, to urocze - zaśmiał się Lucas. Uśmiechnęłam się szerzej na ten dźwięk. Zawsze lubiłam patrzeć na niego, gdy jest roześmiany, bo wyglądał naprawdę pięknie.

- To dopiero drugi dzień, a już tęsknię jak szalona.

- Spokojnie, zostało ci jeszcze 12 dni. Wytrzymasz.

- No pewnie, zwłaszcza że nie mam co jeść - powiedziałam, cicho wzdychając.

- Niech zgadnę, w lodówce jest wszystko oprócz elementów twojego jadłospisu?

- Ta.. - mruknęłam, udając się do kuchni.

- Faktycznie, ciężka sprawa - zachichotał chłopak. Przewróciłam oczami, grzebiąc w półkach i różnych słoiczkach, w poszukiwaniu jakichś pieniędzy. Skoro nie było nic do jedzenia dla mnie w lodówce, to postanowiłam, że przynajmniej to kupię.

- Myślisz, że gdzie mój brat może trzymać pieniądze?

- Przykro mi, nie znam się na okradaniu ludzi - oznajmił Lucas, podczas gdy usłyszałam odgłos drzwi wejściowych. Byłam pewna, że to Niall. Nareszcie skończy się moja głodówka.

- Dobra, nieważne. Zadzwonię później. Kocham cię.

- Też cię kocham, pa - odpowiedział, po czym nacisnęłam czerwoną słuchawkę na telefonie i odłożyłam go na blat kuchenny.

Usłyszałam trzask zamykanych drzwi i kroki. Jak się już domyśliłam, to był Niall, który już po chwili pojawił się w kuchni z torbami pełnymi produktów spożywczych, które położył na blacie kuchennym. Zajrzałam do nich od razu i westchnęłam. Jak zwykle nie kupił nic, co mogłabym przełknąć.

- Coś nie tak?

- Jestem wegetarianką - oznajmiłam, nieco zirytowana, opierając się o blat. Rozumiem, że był facetem, ale żeby nie kupować żadnych warzyw? To już było nieco dziwne.

Niall nic nie odpowiadając, przewrócił tylko oczami, zaczynając wypakowywać rzeczy na blat, a następnie wkładając je do półek. W sumie nawet nie robił tego staranie tylko tak, aby miało swoje miejsce. To też mnie zirytowało. Jak można było być takim bałaganiarzem?

Widziałam, że ignorował mój styl życia. Od zawsze należał do ludzi nieprzejmujących się nikim ani niczym, którzy żyją chwilą. Ja za to byłam jego przeciwieństwem. W dzieciństwie bardzo często się kłóciliśmy przez różnice w naszych poglądach. On był rozmarzonym optymistą, ja realistką trzeźwo patrzącą na świat. Teraz obydwoje się nieco wyciszyliśmy i nasze zgryźliwe komentarze zostawialiśmy dla siebie. Chociaż on nie do końca się do tego stosował. Jednak Bogu dzięki, że tym razem nie wypalił nic głupiego. Wiedziałam, że nie zmienię jego nawyków, a więc wieczorem będę musiała z nim przedyskutować sprawę pieniędzy, bo jeśli on nie będzie kupował czegoś, co zjem, to będę robiła to ja. Jednak aktualnie zrezygnowana udałam się do salonu, gdzie umiejscawiając się wygodnie na kanapie, włączyłam telewizor i czekałam na mój ulubiony serial.

Missed Call (Harry Styles fanfiction) [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz