Rozdział 21

6.4K 198 13
                                    

*Harry's POV*

Kiedy doszliśmy do auta, zdążyłem zauważyć, że Liz była zdezorientowana. Nawet gdy już wsiedliśmy, ona wciąż wpatrywała się w budynek domu Alison. Z pewnością zastanawiała się dlaczego zaparkowałem tutaj, a nie gdzie indziej, bo w końcu z dziewczyną dotąd dzieliła dość bliskie kontakty. Włączyłem silnik samochodu, a następnie odjechaliśmy. Miałem nadzieję, że Elizabeth będzie rozmowna, a nasza podróż będzie pełna jej pytań, które tak zawsze lubiła zadawać. Teraz było dziwnie cicho, nawet za cicho. Jedyne co słyszeliśmy to warkot silnika. Znudzony tą ciszą, ciężko westchnąłem, po czym włączyłem radio w samochodzie przez co zagrały pierwsze dźwięki utworu Kanye Westa. Uwielbiałem rap. Dziewczyna widocznie nie, bo praktycznie od razu wyłączyła radio.

- Co? - zapytałem, kiedy Liz odciągnęła moją rękę, kiedy ponownie chciałem puścić muzykę.

- Po pierwsze rap jest dla idiotów. Po drugie z kim jesteś umówiony na dwudziestą? - zapytała, a ja się zaśmiałem po nosem, nie spuszczając oczu z drogi. To było oczywiste, że do końca podróży nie usiedzi z buzią na kłódkę. Była zbyt ciekawska. 

- Z pewnym biznesmenem - odparłem krótko. Spojrzałem ukradkiem na nią. Patrzała przez samochodowe okno na mijane domy. Zastanawiałem się, czy ufała mi na tyle, że zgodziła się ze mną jechać, czy zrobiła to tylko po to, aby zrobić na złość rodzicom. Co prawda nie było to jej w stylu, to jednak po tym co zobaczyłem wczoraj, a była to jej kłótnia z rodzicami i rodziną jej frajero-chłopaka, mogła chcieć zemścić się na całym świecie i po prostu wybrać mnie, osobę którą wydawało mi się nienawidzi. Chociaż nie dziwię się jej uczuciom po tym wszystkim co jej zrobiłem.

- A co ja tam będę robiła? - zapytała, a ja wypuściłem głośno powietrze z ust. Zacząłem żałować, że ją zabrałem że sobą. Po co jej było znać każdy, najmniejszy szczegół?

- Stała i udawała, że ładnie wyglądasz - prychnąłem, zatrzymując samochód na czerwonym świetle. Dosłownie czułem na sobie oburzone spojrzenie blondynki. Tak bardzo mi nie przykro za to, co powiedziałem. Prawie natychmiastowo usłyszałem to, jak szarpała się z klamką. Zaśmiałem się pod nosem. Jednak dobrze zrobiłem instalując blokadę drzwi podczas jazdy.

- Otwórz - rozkazała, kiedy nareszcie na nią spojrzałem. Mój ironiczny uśmiech sam w sobie był odpowiedzią na jej pytanie. Oczywiście, że jej nie otworzę. Dziewczyna szybko odpuściła i z powrotem opadła na siedzenie ze skrzyżowanymi ramionami na piersi oraz głośnym fuknięciem. Zignorowałem to i kontynuowałem jazdę, ponieważ przede mną pojawiło się zielone światło.

W Bostonie byliśmy już po piętnastu minutach. Wysiedliśmy przed sporym, dość luksusowym hotelem. Widziałem jak Liz w niedowierzaniu, raz patrzy się na mnie, raz na budynek.

- Tak, wchodzimy tam - oznajmiłem, śmiejąc się z jej reakcji, po czym złapałem ją za rękę i udaliśmy się do wejścia. 

Drzwi otworzył nam portier, który obdarzył dziewczynę szerokim uśmiechem. Poirytowany jego zachowaniem, spiorunowałem go wzrokiem, przez co zdecydowanie spoważniał. Nie lubiłem gdy ktokolwiek przystawiał się do kobiet, z którymi byłem.

Od razu po wkroczeniu do środka poszliśmy do windy. a ja wcisnąłem guzik z numerem piętra. Nie musieliśmy odwiedzać recepcji, ponieważ klucze do pokoju dostałem dziś z samego rana. Dziewczyna patrzyła na mnie tym swoim pytającym wzrokiem, nie chcąc widocznie się odezwać i ponownie usłyszeć coś wrednego w odpowiedzi. Uśmiechnąłem się z politowaniem, łapiąc niesforny kosmyk jej jasnych włosów, który wchodził jej do oczu i założyłem go jej za ucho. Tego dnia nie wyglądała najlepiej. Miała oklapnięte włosy związane w bezładnego koka, wygniecione ubrania, a po jej oczach widać było, że była niewyspana. Mimo to na jej szyi znajdował się wisiorek, będący prezentem ode mnie, przez co czułem, że to wszystko jest warte swojej ceny i starań.

Po otworzeniu się drzwi windy na wyznaczonym piętrze, wyszliśmy z niej, udając się prosto długim, jakby Nie kończącym się korytarzem. Dopiero na jego końcu znajdował się nasz apartament. Po wejściu do środka rzuciłem klucze na stolik i rozsiadłem się wygodnie na kanapie.

- I co teraz? - zapytała blondynka, rozpuszczając swoje włosy i chowają gumkę do kieszeni swoich spodni. Wstałem z cichym stęknięciem, po czym podszedłem do drzwi łazienki, które otworzyłem, a wewnątrz zapaliłem światło.

- Zapraszam do środka.

- Brałam już dziś prysznic - powiedziała, siadając na oparciu kanapy. Ja jednak uparcie twierdziłem, że potrzebne było jej coś ponad to, ponieważ wyglądała niczym postać z zaświatów. Dlatego właśnie jeszcze szerzej otworzyłem drzwi, czekając na nią. - No dobrze, dobrze - wymamrotała, ociężale wstając, po czym podeszła do mnie. Kiedy ujrzała wnętrze łazienki, jej usta otworzyły się w zadziwieniu. Wanna była już napełniona wodą, a w niej wśród piany pływały płatki róż. - Wiesz co Harry? Prysznicu nie potrzebuję, ale kąpiel jak najbardziej mi się przyda - oznajmiła szybko, wchodząc do środka i zatrzaskując mi drzwi przed nosem. Potrząsnąłem głową z głupim uśmieszkiem.

- Na kanapie zostawiam coś, w co możesz się ubrać! - zawołałem, wyciągając z reklamówki, która leżała wcześniej przy wyjściu na taras, kilka pudełek. 

Znajdowały się tam rzeczy, wybrane wczoraj przeze mnie i Alison, które chciałem, aby dziewczyna założyła na dzisiejszą uroczystość. Co prawda Stewart miała mi za złe to, że zabieram że sobą Liz, a nie ją, jednak ja byłem pewien swojej decyzji, będąc z niej całkowicie dumnym. - Wracam po ciebie za sześć godzin, mam nadzieję, ze starczy ci tyle na wyszykowanie się! - dodałem, po czym wyszedłem. 

Przez ten czas odwiedziłem kilka miejsc, upewniając się, że moja dzisiejsza wizyta na bankiecie obejdzie się bez żadnych dodatkowych niespodzianek. Nie zamierzałem kolejny raz narażać Liz na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, a po prostu chciałem aby spędziła miło ze mną czas, który w części połączę że swoją pracą. Miałem nadzieję, że wszystko się uda. Poza tym wpadłem również do kumpla, u którego sam się przygotowałem. Nie zajęło mi to dużo czasu, bo tylko postawiłem włosy lekko do góry, założyłem czarną koszulę, którą rozpiąłem do połowy torsu tak, że było widać moje tatuaże, zarzuciłem na to marynarkę, a na dół włożyłem czarne, obcisłe spodnie i moje czarne, skórzane buty, które nosiłem na co dzień. Wyglądałem perfekcyjnie. Zresztą jak zawsze.

Po umówionych sześciu godzinach powróciłem do hotelu, aby zabrać ze sobą Elizabeth na przyjęcie. Zastałem w nim porozrzucane po kanapie puste pudełka, jak i uchylone lekko drzwi od łazienki, w której było oświecone światło. Powoli zmierzyłem w tamtym kierunku. Kiedy otworzyłem szerzej drzwi, ujrzałem blondynkę, zakładającą kolczyki. Wyglądała przepięknie. Miała na sobie granatową, idealnie przylegającą do jej ciała sukienkę, a długie loki gustownie opadały na jej obojczyki. Całości wdzięku dodał dobrze znany mi naszyjnik oraz złota bransoletka, a na szpilkach, które założyła na swoje nogi, była dużo wyższa niż przedtem i sięgała trochę ponad wyżej moje ramiona. Zauważyłem na jej twarzy makijaż, który sprawiał, że jej oczy stały się większe i bardziej wyraziste, a usta były tak czerwone, że zrodziła się we mnie ogromna ochota, aby ją w nie pocałować. Chyba zauważyła moje zauroczone jej wyglądem spojrzenie, ponieważ na jej ustach pojawił się nieśmiały uśmiech.

- I jak? Będę musiała aż tak bardzo udawać? - spytała. W odpowiedzi wysłałem w jej stronę zdezorientowane spojrzenie, ponieważ kompletnie nie wiedziałem o co jej chodziło. - No wiesz.. że ładnie wyglądam.. - wyjaśniła, a ja otworzyłem usta, nie wiedząc co powiedzieć. Poczułem się trochę głupio. Jednak zdziwił mnie fakt, że nie wyłapała wtedy mojego sarkazmu. Zamknąłem usta, po czym potrząsnąłem głową.

- Nie - odpowiedziałem całkowicie szczerze. Na twarzy dziewczyny ujrzałem szeroki uśmiech, który natychmiastowo odwzajemniłem. Kiedy widzi się ją w takim humorze, kąciki ust od razu same idą mu górze.- Wyglądasz pięknie - wyznałem. Zauważyłem uroczy rumieniec oblewający polika blondynki. 

- Dziękuję - wyszeptała, spuszczając nieco wzrok. Wydawało mi się, czy ten jej chłopaczek nigdy nie mówił jej żadnych komplementów? 

- Do usług pani Horan - zaśmiałem się, zastanawiając się w duchu od kiedy stałem się taki szarmancki. - Ale dobra, my tu gadamy, a czas już jechać - oznajmiłem, wystawiając do dziewczyny ramię. Od razu je złapała, po czym oboje wyszliśmy. Czekał nas emocjonujący wieczór.

Missed Call (Harry Styles fanfiction) [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz