Rozdział 23

6.2K 191 7
                                    

Gdy moje oczy przystosowały się do światła, zobaczyłam dwóch mężczyzn. Jeden z nich, widocznie zamyślony i wpatrzony w okno, mający czarne, postawione do góry włosy, które podkreślały jego brązowe oczy, stał oparty o blat biurka z założonymi na siebie rękami. Jego ciemne, grunge'owe ubrania nadawały mu niebezpiecznego wyglądu bad boya. Drugi, siedzący na starym, obijanym skórą fotelu, był dużo starszy od swojego kompana. Zgadywałam, że liczył około czterdziestu lub nawet pięćsiedzięciu lat. Wraz z wiekiem, wyglądał dużo poważniej od szatyna, ubrany był w garnitur oraz czarną koszulę. Jego zimne i przenikliwe niebieskie oczy wpatrywały się prosto we mnie.

- Gdzie ty byłeś Payne przez tyle czasu? - zapytał ostro, swoim niskim, chrapliwym głosem. 

Spojrzałam na szatyna, który właśnie mnie puścił. Przypomniałam sobie właśnie jak się nazywał. To był Payne, Liam Payne.

- Byłoby szybciej gdyby Harry nie trzymał jej cały czas na smyczy - odpowiedział. Moje oczy gwałtownie się rozszerzyły, byłam zaskoczona jak można być takim bezczelnym. On mnie wcale nie trzyma na smyczy!

- Oj, Harry, Harry, mój kochany Harry - zaśmiał się pod nosem, jak się domyślałam, szef tego zgromadzenia, kręcąc głową z niedowierzaniem.

 Nie miałam pojęcia co ich dwójka mogła mieć ze sobą wspólnego, ale tak szczerze, nawet nie chciałam wiedzieć. Już dawno temu przekonałam się o tym, że im mniej wiem, tym lepiej śpię. Po chwili mężczyzna podniósł głowę, a następnie pewnym, pełnym arogancji wzrokiem spojrzał mi prosto w oczy. - A tą panienkę związać - dodał, biorąc z biurka paczkę z papierosami, po czym odpalił jednego z nich.

Brunet tym razem już nie wpatrywał się w okno, a sięgał po liny. Ponownie poczułam na swoich ramionach zaciśnięte ręce Liama, który posadził mnie na pustym krzesełku przy drzwiach. Jego kolega silnie przywiązał moje nadgarstki do krzesełka tak, że najmniejszy ruch rękoma sprawiał mi ból. Skierowałam swój wzrok na wyłożoną płytkami podłogę. Nie miałam co liczyć na żadne ocalenie, byłam świadoma tego, że jeszcze dziś umrę. Żałowałam jeszcze bardziej swojej decyzji. Mogłam się nie buntować przed rodzicami, bo nie dość, że było to marne zagranie, to na dodatek wplątałam się w kłopoty. Z pewnością teraz się martwili o mnie, zastanawiali się gdzie jestem. Może nawet winili o to, że doprowadzili mnie do takiej decyzji. Mieliśmy dziś wracać do domu, a teraz byłam prawie pewna tego, że nawet nie wrócę do Quincy. Gdybym tylko mogła, zmieniłabym wszystko.

Przymknęłam oczy, a spod powiek wypłynęła jedna, samotna łza. Miałam ogromną ochotę się rozpłakać. Jednak przeszło mi, gdy niespodziewanie drzwi pokoju otworzyły się, a przez dwóch napakowanych facetów, do środka został wepchnięty Styles. Przestraszyłam się, ponieważ po jego wyglądzie od razu mogłam stwierdzić, że został pobity. Jego ubrania był wygniecione, a z nosa leciała mu krew. Leżał na ziemi. Jednak kiedy się podniósł aby uklęknąć, jego zdumiony, a wręcz przerażony całą sytuacją wzrok spoczął na starszym mężczyźnie.

- T-tato, przecież.. Przecież t-ty n-nie żyjesz.. - wydukał, a jego oczy zrobiły się czerwone, był już bliski płaczu. Zaczęłam jeszcze szybciej oddychać, ponieważ ostatnim razem kiedy szatyn płakał, wyglądał jak mały i smutny, zmoknięty piesek, a mi po raz pierwszy zrobiło się go szkoda. Zauważyłam, że teraz jego wzrok spoczął na Liamie. - A ty.. ja cię przecież zabiłem!

- Och, czyżbym zmartwychwstał? - zaśmiał się bezdusznie Payne, kopiąc Harry'ego w bok.

Dziewiętnastolatek bezsilnie opadł na brzuch z cichym jękiem. Zacisnęłam zęby, uświadamiając sobie, że musiał naprawdę oberwać. Jednak skoro to był jego ojciec, jak mógł doprowadzić go do tego stanu? I dlaczego on żył? Styles opowiadał mi o tym jak Niall go zabił, jak on umierał na jego rękach. To musiał być jakiś głupi koszmar. Czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej, miałam potrzebę zrobienia czegoś, uratowania nas obojga.

Missed Call (Harry Styles fanfiction) [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz