(chyba bardziej beznadziejnego rozdziału napisać już nie mogłam. pisałam go na siłę, bo nie chciałam Was zostawiać w ten weekend bez niczego. ale postaram się wynagrodzić Wam to w przyszły weekend, kiedy nie będę miała już żadnych obowiązków, ponieważ za dwa tygodnie mam rekolekcje w szkole. x)
Po kilku godzinach, kiedy byłam już ostatecznie pewna, że nie doczekam się pukania do drzwi i przeprosin ze strony Harry'ego, postanowiłam wyjść z pokoju. Miałam nadzieję, że może po pierwszym kroku z mojej strony, on postanowi zrobić drugi i mnie przeprosić. Jednak szybko się rozczarowałam. Pierwszą rzeczą w salonie, która wpadła mi w oczy była prawie pusta butelka jakiejś taniej, miejscowej wódki, a potem kieliszek, całkowicie opóźniony z zawartości. Obok nich stała butelka Coca Coli i wpół opóźniona butelka Jacka Danielsa. Zirytował mnie ten widok, ponieważ nie zamierzałam przebywać z pijanym Stylesem w jednym domu. Podeszłam do niego, zabierając mu szklankę z whisky, którą podnosił właśnie do ust. Po jego błyszczących oczach było widać, że się już porządnie upił.
- Co ty sobie wyobrażasz?!
- Przepraszam bardzo panią, ale ja mogę - wybełkotał szatyn, po czym wyjął swój portfel, a z niego dowód tożsamości. Był kompletnie pijany. - O patrz pani tutaj - wskazał na datę urodzenia - jestem pełnoletni.
- I strasznie głupi - prychnęłam, zakładając rękę na rękę. Byłam strasznie wkurzona jego zachowaniem. Nie pisałam się na towarzyszenie temu prostakowi. Chciałam do domu. Nie wytrzymałam - Mogę wiedzieć w końcu jakie miejsce odgrywam w tej twojej pijackiej komedii? Nie przyjechałam tu po to, aby podziwiać cię pijanego!
- Oj Liz, słoneczkoo - wyśpiewał Harry w rytm jakiejś kiczowatej ballady.
Chłopak złapał mnie też za rękę, mocno pociągając do siebie tak, że upadłam na jego kolana. Silnie objął mnie swoimi ramionami. Skrzywiłam się na bijący od niego zapach alkoholu i zaczęłam próbować jakoś go od siebie odepchnąć. Bezskutecznie, bo to on był silniejszy i miał nade mną ogromną przewagę.
- Możesz mi powiedzieć wreszcie w co sobie pogrywasz? Najpierw jesteś wredny, potem miły, kochany i mnie całujesz, a teraz znów zrobił się z ciebie podły cham - powiedziałam, marszcząc nos. Harry na to tylko się zaśmiał i mnie pocałował. Szybko się oderwałam, a w oczach świeciły moje łzy. - Uważasz mnie za pierwszą lepszą panienkę, tak? Najpierw uwieść, a potem wykorzystać. Tego chcesz, prawda?
Pociągnęłam nosem, bliska płaczu. Chłopak jakoś nie przejął się moim zachowaniem, bo ułożył mnie na łóżku, po czym zaczął zawzięcie całować. Przygniótł mnie swoim cielskiem, a więc nie miałam prawa ruchu. Trudno mi było również oddychać. Jego zachowanie całkowicie potwierdzało moje słowa, czułam się przez niego niczym tania dziwka. Zaczęłam cicho szlochać, nadal go odpychając rękoma, kiedy on badał swoimi moje ciało. Jego dotyk sprawiał, że byłam zarówno obrzydzona, jak i spanikowana. Doskonale wiedziałam do czego zmierzał. Wiedziałam również do czego jest zdolny, bo przecież jeszcze tak niedawno był blisko tego czynu. Poczułam jak swoimi dłońmi, podciąga mój t-shirt do góry, odsłaniając stanik. Zacisnęłam oczy, a po pokoju rozległ się mój głośny płacz. Musiałam brzmieć niczym małe dziecko, które boi się złego nieznajomego, przed którym nie jest w stanie uciec. Jednak w pewnym momencie zacisnęłam zęby i powstrzymałam się od dalszego płaczu. Skoro tego chciał, to niech to weźmie. Przemęczę się a potem da mi spokój. Próbowałam ignorować jego dotyk, pocałunki, nawet to, że próbował rozpiąć mój stanik swoimi długimi palcami, które nie potrafiły wykonać tak prostej czynności przez nadmiar alkoholu we krwi ich właściciela. Jednak kiedy chłopak złapał za rozpięcie, znów zaczęłam płakać i skutecznie go od siebie odepchnęłam. Nie wiedziałam nawet skąd tyle siło wzięłosię w moich rękach.
- Odpieprz się ode mnie, raz na zawsze! - krzyknęłam, siadając i pośpiesznie naciągając na siebie swoją koszulkę.
Od razu wstałam i półbiegiem udałam się do drzwi frontowych. Jednak w połowie drogi za rękę złapał mnie znów on. Jego uścisk nie był już nieprzyjemny, lecz.. delikatny. Tak jakby nie chciał, aby mnie zabolało. Czyżby znów zmieniał grę? Nienawidziłam tego, że uważał mnie za tak naiwną, że ponownie nabiorę na jedną z jego głupich gier.
- Czego chcesz, co? Twoja mała suczka jednak uciekła, niezadowolony?! - znów wykrzyczałam, jednak w tym momencie prosto w twarz Harry'emu, który przyparł mnie do ściany.
Szatyn oparł swoją głowę o moje czoło i spojrzał mi prosto w oczy. Przeszedł mnie dreszcz. Nie mogłam sobie pozwolić na słabość. Nie w tym momencie. On się mną bawił, musiałam być silna. Musiałam uciec. Zwłaszcza wzrokiem.
- Nigdy się tak więcej nie nazywaj, Liz - powiedział dwudziestolatek, kładąc jedną z dłoni na moim policzku. Zaczął pocierać swoim kciukiem mój policzek. - Nie jesteś jak reszta, pokazałaś to właśnie. Szanujesz się i.. ja cię ko..
Nie wierzyłam mu. Nie mogłam. Nie po tym wszystkim. Nie chciałam również wiedzieć co miał dalej powiedzieć. Szybko mu przerwałam:
- Kłamiesz! - wrzasnęłam na cały dom tak, że miałam poczucie, że wszystko się w nim zatrzęsło.
Do moich oczu znów napłynęły łzy. Nie mogłam pozwolić na takie traktowanie. Uderzyłam go z niewyobrażalną siłą w policzek tak, że od razu się za niego złapał. Zabolało go to, jednak cieszyłam się ze swojego czynu. Może sprawi to, że chłopak się otrząśnie z procentów. Wykorzystałam też chwilę, w której byłam wolna i szybko wybiegłam z domu, nawet nie zamykając za sobą drzwi.
Biegłam, nie oglądając się za sobą. Nie chciałam wiedzieć, czy szatyn biegnie za mną. Wolałam biec w niewiedzy niż go zobaczyć jeszcze raz. Z moich oczu już kolejny raz tego dnia puściły się strumieniami łzy. Dopiero po kilku minutach, kiedy byłam już dostatecznie zmęczona i wydawało mi się, że dotarłam do centrum jakiegoś mniejszego miasteczka, usiadłam na najbliższej mi ławce. Podciągnęłam kolana pod brodę, które objęłam rękoma, a między nimi ułożyłam swoją głowę. Nawet nie zauważyłam, gdy ktoś koło mnie usiadł.
- Oj, biedna Elizabeth - usłyszałam znajomy, męski głos, który prawdopodobnie należał do kogoś, kto siedział obok mnie.
Otarłam oczy, nieświadomie rozmazując przy tym makijaż, po czym podniosłam głowę. Otworzyłam usta z zadziwienia. Nie spodziewałam się go tu zobaczyć. Nigdy. Bo skąd niby wiedział co robię w całkiem innym stanie, oddalonym o kilkaset kilometrów od Massachusetts?
- Louis.
- Witaj Elizabeth. Radzę ci poprawić makijaż, bo wyglądasz niczym upiór - zaśmiał się chłopak, kręcąc głową. Nadal miał w sobie to coś wrednego, jednak jego towarzystwo tym razem wydawało mi się być milsze niż to Harry'ego.
- Co tu robisz?
- Szczerze? Nie wiem sam - zaśmiał się - ale wiem, że dzisiejszy wieczór będzie pełen wrażeń. - Tomlinson wstał i otarł moje oczy chusteczką, którą chwilę wcześniej wyciągnął z kieszeni, po czym pociągnął mnie za sobą wzdłuż ulicy..
CZYTASZ
Missed Call (Harry Styles fanfiction) [PL]
FanficLiz spędza pierwsze dwa tygodnie wakacji w domu swojego brata. I choć z początku mogą wydawać się dla niej całkowicie nudne, to jednak po pewnym czasie przekonuje się do tego, że takie nie są. Zwłaszcza, gdy odkryje tajemnicę swojego brata, która wp...