Rozdział 24

5.7K 170 4
                                    

(No więc proszę państwa powracam z 24 rozdzialem! Od razu musze Was powiadomic, ze rozdzialy nie beda dodawane regularnie tak jak wczesniej, poniewaz mam niechec do tego opowiadania, lecz nie chcialam robic Wam przykrosci z dalszym zawieszeniem opowiadania, a wiec postanowilam napisac oto ten rozdzial. Mam nadzieje, ze nie jest az taki zly i Wam sie podoba. No to do napisania! x)

Rano nie miałam ochoty rozmawiać z kimkolwiek. Byłam przygaszona i wyczerpana. Jednak nie mogłam powiedzieć o sobie jednego - z pewnością nie byłam znudzona. Nieustanne spotkania z Harrym nadawały mojemu życiu wiele nowych wrażeń. I choć większość z nich była niebezpieczna dla mnie i mojego życia, musiałam przyznać, że podobało mi się to. Po przeżyciu zeszłego miesiąca, nie potrafiłabym wrócić do swojego dawnego, nudnego życia. Charakter Stylesa zbytnio mnie pociągał. Był co prawda trudny, lecz nie na tyle trudny, aby nie móc do niego w jakikolwiek sposób dotrzeć. Jednak najgorsze było w nim maskowanie uczuć. Wczoraj, nawet mimo tego, że w jakiś sposób przyznał się do swoich poglądów - bo raczej uczuciami jeszcze one nie były - nie chciał kontynuować rozmowy o nich. Po prostu zamilknął przy pierwszym pytaniu na ich temat. Od zawsze wiedziałam, zwłaszcza na przykładzie mojego brata, że mężczyźni są skryci. Jednak myślałam, że jeśli dziewczyna którą są zainteresowani, również ma się ku nim, oni się nie wycofują, a robią kolejne kroki, a wszystko się kończy bajkowym związkiem. A przynajmniej tak było z Lucasem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo byłam ograniczona na świat przez te wszystkie zakłamane komedie romantyczne. Ale musiałam przyznać, że ta, która leciała wczoraj wieczorem w telewizji była całkiem dobra.

- Bu! - usłyszałam nad swoim uchem znajomy głos, kiedy męskie dłonie ułożyły się na moich biodrach. Podskoczyłam nieco, zaskoczona obecnością Harry'ego i prawie od razu zdjęłam jego ręce ze swojego ciała. Było to dla niego dość typowe zachowanie, jednak ja wciąż traktowałam je za bezczelne i nieodpowiednie. Może i był cholernie seksowny, ale raczej cały czas byliśmy na relacjach gdzieś między zwykłym koleżeństwem, a byciem przyjaciółmi, a więc nie bardzo wypadało na takie rzeczy.

- Nie pozwalaj sobie na tyle - zwróciłam mu uwagę, łapiąc za szczotkę. Starałam się być wyluzowana, lecz przychodziło mi to z ogromną trudnością. Byłam zbyt dobrze wychowaną dziewczyną, abym mogła sobie pozwolić na pewne zachowania chłopaka.

- Przesadzasz - rzucił, przewracając oczami. Zajrzał do jednej z moich szafek, podczas gdy czesałam włosy przed lustrem. Zerknęłam na niego ukradkiem. Czego on znowu szukał? Zresztą, nie miał prawa przeglądać moich prywatnych rzeczy. - Coraz bardziej przesadzasz.

- Nie przesadzam tylko szukam rzeczy, które przydadzą ci się z podróży. Gdzie trzymasz bieliznę?

- Że co?! - zapytałam oburzona, zaprzestając układania włosów. Akurat zrobiłam to w momencie, kiedy szczotka była gdzieś w połowie ich długości, a więc stałam jak wariatka właśnie w tej pozycji, z miną jakbym miała za chwilę zabić szatyna.

- Och, racja. Nie mówiłem ci, że do dwunastej musimy opuścić miasto - zaśmiał się chłopak, otwierając kolejną z szuflad. Odłożyłam przedmiot na komodę, po czym podeszłam do niego i chamsko zamknęłam półkę, w której właśnie grzebał szatyn.

- Co ty znowu wymyśliłeś? - zapytałam, niemal warcząc. Zaczęłam cofać swoje myśli o tym, że moje dawne życie było nudne, a to jest dużo lepsze. W tej chwili bardzo chciałabym wrócić do lipca, kiedy jeszcze nie znałam Stylesa.

- No więc mój ojcec-nieojciec szuka nas po całym Bostonie, a jego pomagierzy są rozstawieni po obrzerzach miasta. Dlatego twoje najmniejsze wyjście z domu może sprowadzić na mnie, a zwłaszcza na ciebie dość spore kłopoty. Dodatkowo powinnaś liczyć się z rodziną, a więc radzę się spakować i jechać ze mną. Poza tym mówiłem ci już, że ładnie dziś wyglądasz?

- Serio? - prychnęłam, kręcac głową. Marna próba na odwrócenie mojej uwagi i uniknięcie moich wyrzutów w jego stronę. Złapałam za pierwszą lepszą torbę i zaczęłam wyjmować z mebli swoje najważniejsze ubrania, a następnie je do niej pakowałam. - Na ile wyjeżdżamy?

- Na tyle, na ile trzeba - odparł bez przekonania Harry, po czym położył się na moim łóżku. Nie skomentowałam już tego, że był ubrany we wczorajsze, nieco przybrudzone ciuchy. Kiedy skończyłam się pakować, powiedziałam:

- Muszę się pożegnać z rodzicami.

- Ciągle śpią - wzruszył ramionami chłopak. Długo ziewnął, po czym się przeciągnął niczym słodki kotek. Z jedną małą różnicą, on nie był słodkim kotkiem tylko irytującym kolesiem, który miał mafię ojczyma na karku. - Zresztą rozmawiałem z twoim bratem o całej sprawie. Poparł moje stanowisko i na dodatek obiecał opiekować się waszą rodziną. Mówił też, że zajmie się wytłumaczeniem im dlaczego musiałaś wyjechać. Szczerze nie wiem co wymyśli, ale raczej musi być to coś dobrego, aby uwierzyli.

Nie miałam ochoty wyjeżdżać bez pożegnania, jednak nie miałam nic do powiedzenia w tej sprawie. Cicho westchnęłam i spojrzałam na zdjęcie, które stało na komodzie. Wczoraj zmieniłam fotografię na tą, gdzie byłam z całą rodziną na wakacjach na Florydzie, kiedy to ja i mój brat jeszcze chodziliśmy do szkoły podstawowej. Bez namyślenia wyciągnęłam zdjęcie z ramki i włożyłam je do torby, po czym ją zasunęłam. Spojrzałam na szatyna i pokiwałam głową na znak, że jestem już gotowa. On tylko wstał i wyszedł z pokoju. Pokierowałam się za nim prosto do drzwi wyjściowych. W drodze do samochodu, stojącego na podjeździe, bacznie rozglądałam się wokół. Nie miałam chęci zginąć tylko i wyłącznie przez to, że nie zauważę kogoś, kto będzie chciał mnie zastrzelić.

Pierwsza godzina podróży w samochodzie minęła w ciszy. Żadne z nas się nie odzywało. Może tak było lepiej, bez zbędnych słów, pytań. Byłam pewna, że jeśli zapytałabym gdzie jedziemy, zostałabym zbyta jakąś głupią odpowiedzią, prowadzącą do nikąd. Dlatego moim jednym zajęciem było wpatrywanie się w okno i podziwianie mijanych krajobrazów. Sytuacja zmieniła się dopiero po kolejnej godzinie, kiedy to Harry nareszcie zabrał głos:

- Nie wierzę, że wciąż się nie odzywasz. Obraziłaś się?

- Nie.. - wymamrotałam pod nosem, przywiązując uwagę do znaku, który mieliśmy za chwilę minąć. Informował on o rozpoczynaniu się obszaru miasta New Haven. Zastanawiałam się dlaczego ciągle jechaliśmy wzdłuż wschodniej linii brzegowej, gdzie znajdowały się same miasta o wysokim wskaźniku zaludnienia. Myślałam, że skoro uciekamy, powinniśmy jechać w pobliżu niewielkich miasteczek i wsi tak, aby nikt nas nie zauważył. Po chwili popatrzyłam na Stylesa, postanawiając wreszcie zadać mu jedno z dotychczas najbardziej gnębiących mnie pytań. - Wiesz, jestem ciekawa.. Gdzie zmierzamy?

- Oj, daleko, daleko - odpowiedział, cicho podśmiewując się pod nosem. Miałam faktycznie rację, że moje pytanie nie zrobi różnicy w mojej wiedzy, ponieważ tak, czy tak, prawdziwej i rzeczowej odpowiedzi nie otrzymam. Zrobiłam krzywą minę, powstrzymując się od westchnięcia, po czym znów skierowałam swój wzrok na widoki za oknem. - No dobra, mój zaufany przyjaciel ma niewielki domek w Virginii, gdzie zamierzam spędzić z tobą kilka dni. Co dalej, nie wiem. - oznajmił szatyn, muskając najmniejszym palcem moje udo.

Wydałam z siebie głośne westchnięcie. Nie miałam najmniejszej ochoty na tego typu podróż. Zwłaszcza, że w każdej chwili ktoś mógł wpaść na nasz trop, a my mogliśmy być zaatakowani.

Missed Call (Harry Styles fanfiction) [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz