Rozdział 37

425 45 11
                                    


Zgłebokiego snu wyrwało mnie nagle  delikatne łaskotanie w okolicy nozdrzy. Nie wiedząc co się dzieje i co to za uczucie natychmiast otworzyłem oczy. Ku mojemu zdziwieniu kilka centymetrów nade mną widniała roześmiana twarz lidera, a w jego dłoni obecne było małe białe piórko, którym drażnił mój nos. Jego kasztanowe włosy były w totalnym nieładzie, jakby przeżył jakiś huragan, a oczy zamieniły się w dwa półksiężyce jak zawsze, gdy się szczerzył. Dla rozjaśnienia zaistniałej sytuacji powiem tylko, że nie, nie był już pijany. Pacjent ten od wielu lat cierpi na rzadką chorobę "syndrom  Onew", której głównym objawem jest bycie idiotą lub zachowywanie się jak taki i potykanie o własne nogi. U pana Lee niestety pojawiło się to wszystko.

     -Ya. Co ty robisz?-zapytałem niewzruszony.

     -Budzę cię, Bummie.-stwierdził.

     -Od kiedy jesteśmy na ty?-zażartowałem.

     -Jestem twoim hyungiem.-zmarszczył brwi, co sprawiło, że delikatnie się zaśmiałem.

     -Która godzina?

     -Coś koło 12.-poinformował mnie, na co spojrzałem w okno, aby się co do tego upewnić. Faktycznie, słońce świeciło wysoko na niebie, a jego promienie wdzierały się do mojego i Jjonga pokoju. Właśnie! Jonghyun! Gdzie jest do jasnej ciasnej Jonghyun? Ktoś widział? Ktoś słyszał? Ktoś wie? Odwróciłem gwałtownie głowę w bok, aby zauważyć, że wcale nie ma go obok mnie na naszym wspólnym dużym łóżku. Rozejrzałem się pospiesznie po pokoju, po czym niemal natychmiast poderwałem do góry.

     -Chwila...-zastanowiłem się i spojrzałem podejrzliwie na Jinkiego-A ty co tutaj robisz?

     -No przecież już mówiłem.-zrobił minę zbitego psa.

     -Weź się nie wygłupiaj.-pouczyłem go, a następnie uderzyłem poduszką, na której spałem, aby odzyskał swój rozum. Nie miałem teraz czasu, aby zajmować się dorosłym dzieckiem.-Gdzie Jonghyun?-nagle rozbłysły mi oczy na myśl o chłopaku, a ja sam rozejrzałem się dookoła.

     -Robi śniadanie w kuchni.

     -Śniadanie? O tej porze?-pokręciłem głową z dezaprobatą.

     -Prawda? Zareagowałem tak samo! Jakbyśmy nie mogli po prostu od razu zamówić kurczaka!-nakręcił się.

Nie zwracając uwagi i nie odpowiadając nic na jego wylane żale natychmiast wyskoczyłem z łóżka i pobiegłem jak poparzony do pomieszczenia, w którym przygotowuje się posiłki.

     -Jongie! Jongie!-pisnąłem widząc chłopaka, który stał przy blacie przygotowując kanapki, a następnie podbiegłem do niego uwieszając mu się na szyi i delikatnie całując w policzek. Co prawda byłem trochę zawstydzony przez wczorajszą sytuację, ale jednak postanowiłem przełamać wszystkie swoje bariery i po prostu cieszyć się obecnością swojego... ekhm... Jak mówi się na chłopaka, z którym się namiętnie całowało, ale jednak nie jest się razem? Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia! Prawie chłopak? Tak, niech będzie. Wolałbym co prawda bez "prawie", ale to jednak i tak lepiej niż "na pewno nie" lub "nigdy". Chociaż teraz to już teoretycznie byliśmy u progu umawiania się! No bo to przecież niemożliwe, żeby zapomiał co się wydarzyło! Może i był pijany, ale nie zapomniałby czegoś takiego. Na sto procent! Człowiek pod wpływem alkoholu zawsze jest szczery! No chyba, że zapytasz go o to czy pił. Wtedy w większości wypadków zaprzeczy. Nigdy nie rozumiałem tego wyjątku, ale nieważne. Nie o to przecież w tej chwili chodziło. Miałem na myśli, że to on zaczął się do mnie kleić pierwszy! Ha! Nie ja, ale on! Czy to nie było szczere wyznanie jego uczuć pod wpływem nagłego przypływu odwagi? To oczywiste! Kim Jonghyun był we mnie zakochany na zabój!

     -Jak się spało?-uśmiechnął się szeroko obejmując mnie i... klepiąc po ramieniu? Co u licha! Dlaczego to robił? Przecież to był powszechnie znany gest używany w stosunku do przyjaciół! Swoją drugą połówkę zwykle delikatnie się gładzi opuszkami palców, a nie klepie jak ziomala jakiegoś czy coś!

     -Dobrze.-postanowiłem jednak tym razem przymnknąc oko na tę niedogodność. Ale, żeby wszystko było jasne, pierwszy i ostatni raz!-Zwłaszcza po tym co się wczoraj działo.-wypowiadając te słowa mocno się zarumieniłem. To była chyba najbardziej krępująca chwila w całym moim życiu! Strasznie trudno patrzeć mu w oczy, kiedy zaszliśmy tak daleko!

     -A co się działo?-zapytał zdziwiony.

     -Słucham?-wydawało mi się, że źle usłyszałem.

     -Wydaje mi się, że za dużo wypiłem, bo zupełnie nic nie pamiętam.-podrapał się po karku, a ja od razu od niego odskoczyłem.

Co? Are you fucking kidding me? Jak to nic nie pamiętał? Jakim cudem ja się pytam?! To mi się tylko śniło, tak? Jeden z tych świadomych snów, czy jak im tam. Przecież... On tego naprawdę nie powiedział. Nie mógł! Nie po tym wszystkim... Myślałem, że jestem już tak blisko celu, że prawie sięgnąłem po nagrodę. I to nie taką pocieszenia, ale główną! A co się okazało? To tylko złudzenie. Jak przyjemny widok fatamorgany na środku ogromnej pustyni. Nagle poczułem, że coś we mnie pękło. Było o wiele gorzej niż kiedyś. Bolało tak jak jeszcze nigdy. Bo jak mogłem teraz wrócić do punktu wyjścia, skoro skosztowałem już nawet jego warg? Niewykonalne! To było niewykonalne! Do moich oczu zaczęły napływać łzy, a ja nie chcąc aby starszy je zobaczył od razu rzuciłem się pędem w stronę drzwi. Wybiegłem z hotelu w samej pidżamie, po czym skierowałem się do pobliskiego parku. Zmęczony biegiem zatrzymałem się przy jednej z ławek i opadłem na nią bezsilnie. To był jeden z tych momentów, w których nie obchodziło mnie nawet w co byłem ubrany i co inni o tym myślą. Właśnie straciłem coś bardzo ważnego. Nie wiedziałem w sumie na kogo byłem bardziej wściekły. Na Jonghyuna czy na siebie? On nic nie pamiętał, bo pił jak jakiś Polak, ale ja przez swoją zachłanność i chciwość cały czas nalewałem mu więcej. Ale... Dlaczego nie pamiętał? Mógł być wściekły, nawyzywać mnie i obrażać wszystkimi możliwymi obelgami! Wszystko tylko nie zapomnieć...

Po tym jak Kibum wybiegł z kuchni osunąłem się po szafce w dół lądując na podłodze. Przepraszam, Bummie. Naprawdę przepraszam. Nigdy nie chciałem cię tak ranić i nadal tego nie chcę, ale nie mam żadnego wyboru. Wiem, że mnie kochasz. Ja również przez te wszystkie lata czułem to samo. Trwanie u twego boku jedynie jako przyjaciel potwornie bolało. Chciałem czegoś więcej, a dodatkowa myśl o tym, że ty pragniesz tego samego niczego nie ułatwiała. Dlaczego to musi być tak skomplikowane? Skłamałem. Pamiętam każdy szczegół wczorajszej nocy w klubie. Nie wypiłem ani łyka alkoholu. Wszystko co mi nalewałeś, przelewałem do kieliszka Onew. To było takie urocze jak starałeś się doprowadzić mnie do korzystnego dla ciebie stanu, jednak nie mogłem ci na to pozwolić. Nawet jeśli chciałem. Wybacz mi ten pocałunek. To była chwila słabości, którą postanowiłem przypisać alkoholowi i wyjść z tego później bez żadnych konsekwencji. Niedojrzałe, prawda? Ale tak strasznie trudno jest być, albo chociaż udawać dojrzałego, kiedy twoje serce krwawi...


Look At Me | JongKeyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz