Rozdział 21

443 48 6
                                    

Usiadłem na czarnej kanapie nieopodal gabinetu Lee Soomana, aby powoli i na spokojnie przeanalizować to, co zgromadziło się w moim mózgu. Poklepałem swoje policzki, aby ostudzić emocje, ale jednocześnie nie uszkodzić twarzy, po czym odchyliłem się do tyłu stykając plecy z oparciem. Tej nocy naprawdę spałem z Jjongiem w jednym łóżku, czy to był tylko jeden z tych wielu cudownych snów? Spojrzałem na swoją rękę, która była sina od ciągłego podszczypywania i zdałem sobie sprawę, że to była rzeczywistość. Niestety do niczego nie doszło, ale i tak byłem strasznie szczęśliwy! Kiedy on spał, ja przyglądałem mu się z bliska bez jego wiedzy, ani zgody przez całą noc, więc odpłynąłem dopiero około ósmej nad ranem. Nie obyło się jednak bez nieprzyjemnych skutków, jakimi były sińce pod oczami, które przed wyjściem sprawnie ukryłem pod sporą warstwą make-up'u oraz blizny na ręku po sprawdzaniu czy to na pewno nie był tylko sen. Byłem potwornie zmęczony, ale jednak musiałem przyznać, że jak najbardziej warto było się poświęcić.

            Wszedłem do biura szefa wytwórni i pierwsze co zobaczyłem to ku mojemu niezadowoleniu ten, którego imienia nie miałem nawet ochoty wymawiać. I nie chodziło mi wcale o Voldemorta. Brązowooki szatyn siedział już na krześle przy biurku ucinając sobie pogawędkę z panem Lee, który wydawał się być nim zachwycony. Dlaczego wszyscy tak bardzo go lubili? W głowie się nie mieści. Czy nikt nie widział jaki on był naprawdę? To wcale nie był mały uroczy baranek, za jakiego go mieli. Do tego było mu tak daleko jak długość równika i to wcale nie na globusie, ale w przestrzeni. Już bardziej pasowała do niego rola przebiegłego i niewyżytego wilka, który zaczepia innych w różnych klubach chcąc zaspokoić swoje potrzeby. Czyli, że to ja byłem owieczką i w dodatku ofiarną? W sumie czemu nie. Wszystko się idealnie zgadzało.

     -Dzień dobry, szefie.-przywitałem się, a następnie usiadłem na krześle obok niego, odsuwając je jednak jak najbardziej w przeciwną stronę.

     -Poznaliście się już, prawda?-zapytał Lee Sooman.

     -Tak, szefie.-przytaknąłem.

     -A jak wam się podoba wasze towarzystwo?-dociekiwał.

     -Jestem naprawdę uhonorowany, że mogę współpracować z Key sunbae. Od początku jestem wielkim fanem SHINee.-stwierdził Nam.

Pff... Co za bzdura. Totalny kit! Po pierwsze. Czy Shawol śpiewałby po pijaku "Wolf"-piosenkę EXO? Otóż nie. Darłby się w niebogłosy "Juliette"! Po drugie. Czy Shawol napastowałby swojego idola? Odpowiedź po raz kolejny brzmi: nie. No może sasaeng, ale to już zupełnie inna bajka. Chodziło o w pełni pełnosprawnych umysłowo fanów, którzy kochają swoich ulubieńców nad życie! Ale... Chwilę... O jasny gwint! Nam Woohyun sasaengiem? Zwykle to napalone dziewczyny dostają ten tytuł, ale czym napalony facet jest od nich gorszy? No teraz to faktycznie wszystko nabrało jako takiego sensu. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? Zaoszczędziłbym sobie tyle zszarganych nerwów. Może nawet bym zrozumiał... Nie, raczej nie. Świętą Matką Teresą z Kalkuty nie byłem, więc nie miałem zamiaru okazywać swojej dobroci tylko dlatego, że mógł mieć małe, albo nawet całkiem spore kuku na muniu. A prosto z mostu mówiąc ten facet był walnięty! A przez tą swoją buźkę wyglądał na uroczego ronantyka, który zabrałby swoją wybrankę na plażę, aby podziwiać zachód słońca. Ale wcale taki nie był! Pozory mylą! I to jeszcze jak!

     -Naprawdę? Nie wiedziałem, że jesteś fanem.-zainteresował się szef, na co szatyn kiwnął głową na potwierdzenie swoich wcześniejszych słów-To będzie genialna historia do sprzedania! Potem się to jeszcze jakoś podrasuje. A ty, Key?-zwrócił się do mnie-Jak się czujesz?

     -Dobrze.-uznałem nie pokazując jednak żadnych pozytywnych emocji, które i tak w tym przypadku byłyby fałszywe.

     -A może to jakoś rozwiniesz?-naciskał szef.

     -Jestem naprawdę zaszczycony, że mam takiego hoobae. Mam nadzieję, że będzie nam się razem świetnie pracowało.-wymusiłem uśmiech, który i tak nie wyglądał chyba za szczerze, ale głowie całej wytwórni chyba wystarczył.

     -No i to rozumiem!-ucieszył się klaszcząc w dłonie-A teraz. Mam nadzieję, że nie macie na dzisiaj żadnych planów.-popatrzył po naszych twarzach, aby wyczytać z nich jakąś odpowiedź.

     -Nie.-powiedzieliśmy w tym samym czasie kręcąc przecząco głowami.

     -To wybornie, bo i tak musielibyście odwołać.-zaśmiał się, w czym niechętnie mu zawtórowaliśmy, gdyż zdawało się, że tego właśnie oczekiwał.-Spróbujcie zgadnąć dlaczego!-podekscytował się jak dziesięciolatek.

     -Nie mam pojęcia.-uznałem.

     -Ja również.-przyznał  Pierwszy Idiota Korei Południowej.

     -Uwaga, uwaga... Przygotujcie się! Jesteście gotowi?-prawie krzyknął.

     -Tak, szefie.-stwierdziłem.

     -Idziecie dzisiaj na randkę!-wykrzyknął ukazując wszystkie zęby.

     -Co?-wytrzeszczyłem nienaturalnie oczy.To była już nawet nie lekka przesada! To było zdecydowane przegięcie! Ja na randce z kimś kto najchętniej by mnie zgwałcił? Raczej nie dziwne, że nie byłem tą opcją zachwycony. Mogłem z tego spotkania już w ogóle nie wrócić! To chyba jednak trochę niepokojące! Wtedy Woohyun zamiast w duecie zadebiutowałby solo, co byłoby dla niego jeszcze lepsze, więc miał już oprócz zemsty kolejny powód więcej do pozbycia się mnie. Naprawdę sam powinienem wykopać sobie grób. Przynajmniej załatwiłbym to wszystko znacznie delikatniej i mniej boleśnie niż on. I gdzie niby mielibyśmy iść na tą... ekhm... Niech to będzie spotkanie biznesowe, bo tamto słowo przyprawiało mnie o mdłości, zawroty głowy i resztę objaw, które do przyjemnych wcale nienależały.

     -Coś taki wytrzeszcz zrobił?-zapytał mnie pan Lee-Coś ci nie pasuje?

     -N-nie, nic. W porządku.-wyjąkałem. Na początku szczerze mówiąc myślałem, że to skończy się na ćwiczeniu układu choreograficznego i nagrywaniu piosenki w towarzystwie innych ludzi, ale się niestety pomyliłem. Co robić, co robić... To zdecydowanie była sytuacja bez wyjścia.

     -Będziemy się dobrze bawić.-oznajmił Nam uśmiechając się szeroko do szefa.

     -Mam nadzieję.-odwzajemnił przyjazny gest-To gdzie pójdziecie?

     -Oceanarium!-odezwał się szatyn.

     -Wolę wesołe miasteczko.-rzuciłem pospiesznie. Jeszcze czego! Oceanarium? W takim miejscu jest zdecydowanie za mało osób. Wolałem mieć świadków. I to dużą ilość na wypadek, gdyby ktoś czegoś nie zauważył lub w celu innego zabezpieczenia.

          -Co on tutaj robi?-zapytał wściekłym głosem Jonghyun łapiąc mnie za nadgarstek i chowając za swoimi plecami.

     -Cześć. Nazywam się Nam Woohyun i jestem w zespole razem z Key.-wyciągnął rękę w kierunku Jjonga przedstawiając się chwilę po zamknięciu drzwi od gabinetu Lee Soomana.

     -Key?-zwrócił się do mnie Dinozaur-O czym on mówi?


Look At Me | JongKeyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz