Rozdział 22.

35 5 2
                                    

Do powrotu Clary i Mary chłopakom udało się opanować maluchy.  Przez to co była wstanie zrobić trójka małych dzieci, John zastanawiał się czy nie wziąć kredytu na remont domu. Dziewczyny miały być za godzinę. W tym czasie blondyn sprzątal salonu póki Patty i Joan spaly. Sherlock pakował wszystkie rzeczy Bena będąc pewien że i tak połowy zapomni. Rozległ się dzwonek do drzwi. Sherlock zszedł na dół otworzyć a tuż za nim John z dziewczynkami. Clara i Mary od razu przywitały się z dziećmi ignorując chłopaków którzy wysłali sobie porozumiewawcze spojrzenie. Brunet wyszedł z domu państwa Watson żegnając się. Idąc w stronę samochodu usłyszeli krzyk Mary.
-JOHN CO TO JEST?!.... TAK NAPEWNO ZWAL CAŁĄ WINĘ NA DZIECKO!
Sherlock zaśmiał się pod nosem.

Wchodząc po schodach dobrze znanego im mieszka na Baker Street zauważyli braci Winchester który chodzili w tą i spowrotem po salonie.
-Dobrze że jesteś- dodał natychmiast Dean widząc bruneta- Chodzi o naszego ojca...
W głowie Clary aż się gotowało ze złości, dopiero co widzi swojego chłopaka a on już gdzieś jedzie.
-Co z nim?- Dodał Sherlock przejęty tym co odrzekł Dean.
-Jesteśmy na jego tropie, właśnie tam jedziemy.. Sherlock posłał Clarze przeprosinowe spojrzenie i wyszedł z braćmi. Dziewczyna odetchnąła głęboko zamykając się z Benem i Cavą w swoim pokoju. Zastanawiała się czy jak juz będą małżeństwem czy coś się między nimi zmieni, może nie będzie już tak często wyjeżdżał, zostawał z nią i ich synem, chodzili na romantyczne kolacje. Brakowało jej tego, czuła że się od siebie oddalają, chociaż może niepotrzebnie.

-To tu!- odrzekł Sam w kierunku Deana który gwałtownie skręcił w wąską uliczkę. Jechali w wielkim napięciu z nadzieją że znajdą ojca. Nawet Sherlock który zwykle nie okazywał empatii w stosunku do innych przejął się losem Johna Winchestera. Zatrzymali się nieopodal ruin. Wzięli ze sobą cały asortyment i wolnym krokiem zbliżali się w kierunku starych szczątek zamku. Przeszli przez resztę jaka pozostała z okna do środka. Szli czując jak zimny wiatr wywołuje dreszcze na karku.Sherkock głęboko oddychał. Wydawało mu się że za każdym razem spoglądając w las otaczający stare ruiny budowli widzi czyjąś  sylwetkę, wydawało mu się że ktoś ciągle go obserwuje, każdy jego ruch. Jego ciało ogarnął lęk przy każdym najdrobniejszym odgłosie dobiegajacym z lasu. Szli dobre kilka minut dopóki nie padł pomysł rozdzielenia się. Sherlock idąc teraz sam czuł czyiś oddech na placach, przerażenie zawładneło jego ciałem i nie był w stanie się obrócić, szedł starając się nie pokazywać tego że w głębi duszy był tak zaniepokojony i zmartwiony lecz czuł na sobie czyiś wzrok, wzrok który wiedział że odwaga którą pokazywał na zewnątrz była tylko opakowaniem, które atmosfera starych ruin, odgłosów i ciemności potrafiła z łatwością otworzyć. Widząc koniec korytarza zawładneło nim przerażenie że będzie musiał zawrócić co oznaczało odwrócenie się. Niby nic takiego ale czując ze ktoś za tobą idzie, słysząc jego kroki i oddech na karku odwrócenie się graniczyło z cudem. Zawrócił by już teraz gdyby nie fakt że na ścianie na końcu korytarza było coś napisane. Ciekawość była silniejsza. Brunet idąc bardzo powoli stanął przed murem, a raczej jego szczątkami i powoli odczytał napis.
"Na twoim miejscu bym się nie odwracał".

Dean który od małego uczył się opanować emocje związane ze strachem nie miał problemu się nie bać, a przynajmniej na początku. Jednak to nie było zwykle miejsce, zwykłe ruiny. Lęk był temu miejscu przypisany, wisiał w powietrzu czekając na każdego kto przekroczył jego granicę i wszedł do środka. Zauważył że na ziemi było coraz więcej krwi. Jednak korytarz był zbyt ciemny żeby cokolwiek dostrzec. Szedł ostrożnie uważnie obserwując zwiększająca się ilość czerwonej substancji. Chłopak zdawał sobie sprawę że przez brak dziur w ścianach robi się coraz ciemniej. Starał się opanować, i zachowywać normalnie lecz w tym miejscu było to niemożliwe. Będąc w totalnej ciemności usłyszał szmer dobiegajacy z głębi korytarza. Naszykował broń i szedł  wolnym krokiem. Słychać było tylko jego oddech.
-Dean?- usłyszał swoje imię dobiegajacy z ciemności. Poznał ten ton mówienia. Na szczęście należał do Sama.
-Dziękuję Bogu to ty..- odparł z ulgą brat. Wyszli bardziej pewnym krokiem z mroku. Kiedy już widzieli zarysy swoich twarzy poczuli się bezpieczniej. Uznali że najlepszą decyzją będzie znalezienie Sherlocka.
-Czujesz to?-  Sam poruszł nosem wdychajc powietrze do płuc.
-Siarka...- Dodał Dean spoglądając na brata. Obaj wiedzieli że to dobrze nie lokuje. Przyspieszyli krok w tym czasie usłyszeli krzyk. Krzyk Sherlocka.....

Dziękuję za przeczytanie tego jakże creepy rozdziału. Jeśli ktoś chce może zostawić gwiazdkę (tak wiem wymuszam gwiazdki)

xoxo 😂😂😂😘💕💟💖

W ślad za ojcem~SH SPN Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz