Rozdział 19

1.8K 118 6
                                    


Jedna...druga...trzecia łza spływała po moim policzku po mimo że minęła doba od mojego rozstania z Robertem. Próbuje sobie wmawiać, że musiałam tak postąpić, że nie było innego wyjścia. Nigdy nie byłam dobra w podejmowaniu trudnych decyzji, możliwe, że tą podjęłam zbyt pochopnie, ale nie widziałam innego wyjścia. Musiałam to zrobić, po prostu musiałam. Prawie nie spałam w nocy, cały czas kiedy zamykałam oczy miałam jego twarz przed nimi. Nadal nie wiem jak to wszystko przeszło mi przez gardło, jak powiedziałam, że nic do niego nie czuje. Idealne kłamstwo, uwierzył w nie. W głębi serca miałam nadzieję, że będzie walczył, że zauważy, że kłamałam. Tak się nie stało i to mnie boli jeszcze bardziej. Może on nigdy nie czuł tego co ja, nie zakochał się we mnie tak jak ja w nim. Czy on w ogóle mnie kochał ? Nie wiem, ale nie ma to już znaczenia. Teraz pozostało mi tylko zadanie, tylko ono. Moje serce, które zostało rozerwane na kilkanaście kawałków musi stać się zimne. Ja muszę się taka stać, ale nie wiem czy potrafię. Zawsze wokół mnie była miłość, rodzice zawsze mi ją okazywali, nigdy nie było tego zimna. Potrzebuję go, żeby skupić się na Moltonie, zero uczuć tylko zadanie. Jest jeszcze Luke i ta jego propozycja. Odrzuciłam ją, ale teraz się zastanawiam czy na pewno dobrze zrobiłam. Teraz kiedy nic mnie nie łączy z Robertem nie mam nic do stracenia, ale to bardzo niebezpieczne, moje życie zmieniłoby się całkowicie. Muszę to jeszcze przemyśleć. Teraz czeka mnie kolejny dzień z Moltonem. Wycieram łzy chusteczką i zaczynam szykować się do wyjścia. Zakładam czarną dopasowaną sukienkę z większym dekoltem, czarne szpilki, całość dopełnia biała marynarka zapięta na jeden guzik. Włosy pozostawiam rozpuszczone, nakładam większość ilość makijażu, żeby zakryć cienie pod oczami. Zabieram swoją malutką torebkę z Valentino, wkładam do niej telefon, klucze i portfel i wychodzę z mieszkania. Przed budynkiem widzę czarnego SUV'a, na pewno jest w nim Robert dlatego nie patrzę w jego kierunku. Zatrzymuje pierwszą lepszą taksówkę i jadę nią pod budynek Moltona. Po około 20 minutach jestem już na miejscu, szybko mijam  ochronę i udaję się do windy. Witam się ze wszystkimi, jednak nie wysilam się na nawet mały uśmiech, nie jestem w stanie. Docieram do swojego biura. Po chwili pojawia się w nim James. 

- Dzień dobry Rose, miło cię widzieć - mówi mężczyzna i uśmiecha się w moim kierunku ukazując przy tym rząd śnieżnobiałych zębów.

- Dzień dobry szefie - odpowiadam i silę się na delikatny uśmiech. 

- Jak ci minął weekend ? 

- Dobrze, dziękuję, odpoczęłam trochę, zdecydowanie tego potrzebowałam. 

- Aż tak daje ci w kość ? - śmieje się lekko. 

- No może troszkę.

- Oj Rosie, Rosie co ja z tobą mam - kręci głową i śmieje się lekko. Podchodzi do mnie bliżej, nachyla się nad moim uchem - Ślicznie wyglądasz - szepcze i lekko przygryza płatek mojego ucha. 

- Dziękuję - odpowiadam i udaje, że jestem lekko tym zakłopotana.

- Nie ma za co kochana, takiej pięknej kobiecie jak ty trzeba prawić komplementy. 

- Zawstydzasz mnie.

- Taki właśnie miałem zamiar - uśmiecha się zadziornie, a w jego oczach widzę tajemnicze iskierki, od razu chce je porównać do tych które widziałam w oczach Roberta, jednak w ostatniej chwili powstrzymuje się, przecież miałam już o nim nie myśleć - Zapraszam się dzisiaj na wspólny lunch, co ty na to ?

- Z przyjemnością - wstaję i delikatnie muskam jego policzek. Jest lekko zaskoczony, ale po chwili zostaje przyparta przez niego do ściany. Mężczyzna zaczyna mnie całować, jego wargi łączą się z moimi, oddaje jego pocałunek, zachłannie, zamiast niego widzę przed sobą Roberta, wkładam w ten pocałunek wszystkie moje uczucia, dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że to nie agent, a James. Odsuwam się lekko, wtedy Molton zaczyna składać pocałunki na mojej szyi, delikatnie ją przygryza, chyba właśnie zrobił mi malinkę. Nie mogę tego dłużej ciągnąć, odsuwam go lekko. Szybko i mocno nabieram powietrza, tak samo mężczyzna jego włosy są rozczochrane. Odpycham się od ściany i podążam w stronę mojego biurka. 

- Pamiętaj o naszym lunchu - mówi James i wychodzi z mojego biura. 

Próbuje się skupić na wykonywaniu mojej pracy, jednak myśli ciągle krążą wokół tego co się dzieje. Tego co zrobiłam, co powinnam zrobić. Chciałabym móc z kimś o tym porozmawiać, po prostu się wygadać, ale nie mogę. Jedno słowo za dużo i dosięgnęłyby mnie poważne konsekwencje i prawdopodobnie nie tylko mnie, ale także moją rodzinę, a na to nie mogę pozwolić. Oni nie mogą wiedzieć, o tym co robię. Nie wiem czy by to zrozumieli, czy byliby ze mnie dumni, ale tak jest bezpieczniej dla nich i dla mnie. Gdyby wiedzieli zamartwialiby się o mnie, a sami mają własne problemy, nie powinnam im dokładać swoich. 

Czas do lunchu minął mi niespodziewanie szybko i właśnie zmierzam z Jamesem do pobliskiej restauracji. Po chwili zajmuje wskazany przez kelnera stolik i zamawiamy dzisiejszą specjalność szefa kuchni. 

- Rosie mam wrażenie, że coś zaprząta twoją głowę - odzywa się po chwili Molton. 

- Po prostu myślałam o tym, że jestem już tutaj jakiś czas, a tak naprawdę niewiele zobaczyłam - znowu kłamię, w moje myśli wkradł się Robert ponownie. 

- W takim razie trzeba to zmienić, w weekend zabieram się na wycieczkę.

- Jaką wycieczkę ?

- Zobaczysz, to niespodzianka - James delikatnie bierze moją dłoń w swoją i splata nasze palce razem.

- Mam nadzieję, że to będzie miła niespodzianka.

- Przygotowuje tylko takie - odpowiada i uśmiecha się do mnie. Molton jest bardzo przystojnym mężczyzną, pewnie nie jedna mdleje na jego widok, ale wiem czym się zajmuje tak na prawdę pod powłoką milionera, filantropa. Od razu nasuwa mi się na myśl też to, że nie jest Robertem. Muszę się od niego uwolnić, a jedyna droga do tego to przyjęcie propozycji Luka. 

Reszta lunchu mija nam w miłej atmosferze. Wracam do biura po tym i każde z nas skupia się na własnej pracy. Pod jej koniec dostaje wiadomość z nieznanego numeru, żebym jak skończę przyszła do tej uliczki, w której zawsze spotykałam się z Robertem. Na jej końcu jest podpis L. , czyli jest od Luka, mogłam się tego spodziewać, teraz on będzie nadzorował moje zadanie. 

Zmierzam do uliczki i wsiadam do czarnego bmw, za którego kierownicą siedzi Simmons. 

- Rose widzę, że dostałaś moją wiadomość.

- Tak dostałam, czy teraz zawsze będziemy się tu spotykać ?

- Tak, chyba, że będziesz gdzieś jechać z Moltonem.

- Dobrze - przytakuje jeszcze głową dla potwierdzenia.

- W takim razie poroszę o raport. 

- Najpierw chciałam jeszcze coś powiedzieć.

- Tak ? Co takiego ? - pyta z wyraźnym zaskoczeniem na twarzy mężczyzna.

- Zgadzam się na twoją propozycję...



-------------------------

Cześć

Nowy rozdział pojawi się niedługo, postaram się dawać wam częściej nowe rozdziały. Jesteście zaskoczeni tym jak się potoczyła akcja ? A może spodziewaliście się tego ?

Zachęcam was do dawania gwiazdek i komentowania, bardzo mnie to motywuje do dalszej pracy. :D 


Zabójcza Gra  [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz