Rozdział 9

2.6K 160 0
                                    

Od samego rana wiedziałam, że dzisiejszy dzień będzie przełomowy. Molton od samego rana chodził uśmiechnięty jak nigdy. Odkąd pracuje w tej firmie, jeszcze nigdy nie był w tak dobrym humorze. Wiedziałam, że to moja szansa, żeby ruszyć swoje zadanie do przodu. FBI bardzo się niecierpliwi, a w szczególności Robert. Ciagle pyta się tylko o postępy, a ja nie mam mu nic do zaaferowania, przyzwyczaiłam się tez już do noszenia podsłuchu, kiedyś prawie zapomniałam go założyć, ale w ostatniej chwili to zrobiłam. Przez swoje zadanie nie mogę skupić się na normalnej pracy, wykonuje codzienne zadania, ale te długoterminowe zostawiam na pózniej i urosła z nich już mała górka, którą schowałam w szufladzie biura, muszę się za to zabrać.  Kończę umawiać spotkania, zostały mi tylko dokumenty, które muszę zanieść Moltonowi. Zdobywam się na szeroki uśmiech, odpinam jeden guzik koszuli, rozpuszczam włosy i idę do jego biura. James siedzi przy biurku i przegląda coś na komputerze, kiedy mnie widzi od razu się uśmiecha, odpowiadam mu tym samym.
- Mam dokumenty do podpisania panie Molton - mowię i podaje mu dokumenty. Bierze on je ode mnie i wstaje podchodzi do mnie. Uśmiecham się uroczo.
- Rosie, przejdźmy, w końcu na ty, jestem James, a nie żaden pan Molton.
- Dobrze James.
- A takim razie Rosie, masz dzisiaj wolne popołudnie ?
- Może mam, zależy od propozycji - mowię i delikatnie przegryzam wargę.
On to zauważa i uśmiecha się szelmowsko.
- Chciałbym zaprosić cię na kolacje i nie przyjmuje odmowy.
- Dobrze - odpowiadam. Muszę się zgodzić, nie mam zbyt wielkiego wyboru w tej kwestii, od tego zależy powodzenie mojej misji.
- Swietnie, więc wyjdziemy o 16 i pojedziemy na jakiś obiad - oznajmia. Ja tylko przytakuje głową, odwracam się i wychodzę, delikatnie przy tym ruszając biodrami. Mam nadzieje, że Robert będzie z tego zadowolony. Reszta czasu mija mi zdecydowanie bardzo szybko, za nim się nie obejrzę jest już 15:50. Postanawiam szybko poprawić makijaż i włosy. Po chwili jest już 16:00 i James wychodzi z biura, podchodzę do niego i razem zmierzamy do windy, a po chwili jesteśmy już na podziemnym parkingu. Mężczyzna prowadzi mnie do swojego Bugatti, które jest wyjątkowe piękne, ale kosztuje bardzo dużo, chyba nigdy nie będzie mnie na taki stać. James otwiera mi drzwi do samochodu, wsiadam, a po chwili i on zajmuje miejsce kierowcy.
- Zapnij pasy - mówi mężczyzna. Posłusznie wykonuje jego polecenie. Za chwile ruszamy, to auto naprawdę ma moc. Szkoda, że nie dostałam od FBI takiego, tylko Audi A8, ale też nie ma czego żałować, bo jest naprawdę świetne, tylko prawie nie mam okazji nim jeździć, gdyż Robert zawozi mnie do pracy i z pracy. James jest skupiony na jeździe, po niecałych 10 minutach jesteśmy już pod restauracją. Poznaje ją, jest to jedna z najdroższych restauracji w Nowym Jorku. W myślach dziękuje sobie, że dzisiaj założyłam sukienkę do pracy. Wysiadamy z samochodu i zmierzamy do wejścia, wita nas menadżer sali i prowadzi do stolika znajdującego się w głębi pomieszczenia. Kiedy podchodzimy widzę na stoliku złota tabliczkę James Molton. Mogłam się spodziewać, że ma on własny stolik w restauracji. Siadamy, a kelner podaje nam kartę.
- Zamów na co masz ochotę, chociaż osobiście polecam specjalności szefa kuchni, codziennie przygotowuje coś cudownego - mówi James i uśmiecha się.
- Skoro tak mówisz, to zdam się na ciebie i poproszę specjalność szefa kuchni.
- Dobrze, ja też to wezmę. - Po chwili podchodzi do nas kelner, James składa zamowienie i zamawia dodatkowo dla siebie wodę, a dla mnie wino, na które nie mam ochoty, ale nie wypada mi odmówić.
- A więc Rosie, jak ci się podoba praca w mojej firmie ?
- Bardzo mi się podoba, od zawsze marzyłam o pracy w międzynarodowej korporacji i na dodatek a Nowym Jorku, istne spełnienie marzeń - odpowiadam zgodnie z prawdą, przynajmniej na to pytanie mogę odpowiedzieć zgodnie w prawdą.
- Cieszy mnie to, a jakie są inne twoje marzenia ? - Takiego pytania się nie spodziewałam.
- Trochę ich jest, ale większość z nich już w jakimś stopniu spełniłam, skończyłam studia, mam wspaniałą prace, mieszkam w Nowym Jorku, mam dobrym przyjaciół, jestem szczęśliwa, chociaż jest jedno takie marzenie, chciałabym odbyć podróż dookoła świata. Codzienne w innym miejscu, śniadanie na płazy w Australii przy wchodzie słońca, zorza polarna w Norwegi. To jest to o czym marzę - odpowiadam zgodnie z prawdą, od zawsze marzyłam o takiej podróży.
- To naprawdę fascynujące, jako prezes mam okazje podróżować po całym świecie i dla mnie to tylko ciągłe zmiany stref czasowych i pobyty w samolotach, ale jak ty o tym tak mówiłaś to naprawę mógłbym pomysleć o tym inaczej.
- Cieszy mnie to. - Rozmawiamy jeszcze o naszych zainteresowaniach, śmiesznych sytuacjach z dzieciństwa i o innych rzeczach. James wydaje mi się naprawdę bardzo fajnym facetem, powieki zaczynam się zastanawiać, czy napewno on ma coś wspólnego z handlem bronią, ale wtedy przypomina mi się Robert i jego słowa, żebym uważała na Moltona.  Moje rozmyślania przerywa kelner, który przynosi nam nasz posiłek. Jedzenie jest wyborne, nigdy niczego takiego nie jadłam. Niebo w ustach. Delektuje się każdym kawałkiem. Cały czas lekko popijam wino, które mi nie smakuje, ale czego się nie robi dla dobra zadnia. Po skończonym posiłku, wychodzimy na taras.
- Jak ci się podoba wieczór Rosie ?
- Bardzo mi się podoba, dziękuje, że mnie tu zabrałeś.
- Przyjemność po mojej stronie - odpowiadam i podchodzi do mnie. Jesteśmy bardzo blisko siebie, wtedy obejmuje mnie i schyla głowę, żeby złożyć na moich ustach pocałunek. Jego wargi lekko stykają się z moimi, próbuje robić to samo co on, jedna rękę trzymam na jego szyi, drugą wplatam we włosy, całujemy się namiętnie. Po chwili odrywamy się od siebie. James uśmiecha się do mnie i szepcze mi do ucha.
- Może pojedziemy do mnie ? - pyta. O nie, nie, nie to zdecydowanie za wcześnie, nie jestem na to gotowa.
- Może innym razem, jestem na prawdę zmęczona, chciałabym wrócić już do domu, wstałam dzisiaj bardzo wcześnie - odpowiadam. On tylko kiwa głową, że rozumie i idziemy w stronę samochodu trzymając się za ręce. Po 30 minutach jestem już pod wieżowcem.
- James dziękuje za bardzo miło spędzony wieczór, do zobaczenia jutro w pracy .
- Przyjemność po mojej stronie, do zobaczenia jutro - mężczyzna skład na moich ustach delikatny pocałunek na pożegnanie. Wysiadam i zmierzam do mieszkania. Szybko wchodzę i widzę Roberta siedzącego na kanapie u mnie w salonie.
- Jak się tu dostałeś ? Włamałeś się do mnie ? - pytam .
- Mam swoje sposoby, ale lepiej ty mi powiedz czemu nie zgodziłaś się jechać do Moltona ?
- Co ? Myślisz, że nie wiem po co miałabym tam jechać, nie jestem dziwką, która od razu wskakuje komuś do łóżka.
- A kto ci każe od razu wskakiwać mu do łóżka ? Miałabyś okazje rozejrzeć się po jego domu, ale ty oczywiście musiałaś zrobić po swojemu - mówi, jest wyraźnie na mnie zły. Co ob sobie wyobraża?
- Robert, wyjdź.
- Rosie, musimy porozmawiać, musisz złożyć raport.
- Wyjdź, nie będę się powtarzać kolejny raz. Wynoś się z mojego mieszkania - krzyczę, jestem wściekła. On powoli wstaje i kieruje się do wyjścia. Jednak przystaje.
- Cole jeśli nie chcesz rozmawiać ze mną to może porozmawiasz sobie z dyrektor Drake. - miarka się przebrała, jestem już totalnie wściekła, zrywam łańcuszek z podsłuchem i rzucam nim w niego. Trafia na ziemie, on go podnosi.
- Widzę, że dokonałaś wyboru, do zobaczenia jutro, będę wcześniej żeby cię okablować - mówi i wychodzi z mieszkania. Rzucam się na kanapę i zaczynam płakać, dlaczego to musiało się przytrafić akurat mnie ? Cała noc spędzam na płaczu w łożku, jestem załamana, boje się co przyniesie nowy dzień...

Zabójcza Gra  [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz