Rozdział 35

475 16 5
                                    


Czas na miejscu mijał w zawrotnym tempie i zanim się zorientowałam nastał zmierzch. Idąc do mojej tymczasowej sypialni znowu sprawdziłam swój telefon, ale brak było jakichkolwiek wiadomości. Od ponad doby nie miałam kontaktu z nikim z Agencji. Wiedziałam, że może dojść do takiej sytuacji, bo każda próba kontaktu była obarczona ryzykiem. Mieliśmy ustalony konkretny szyfr i dodatkowo każda wysłana wiadomość miała być dobrze zabezpieczona i teoretycznie być nie do namierzenia. Czułam jednak, że coś jest nie tak. Odkąd wylądowaliśmy miałam przeczucie, że coś złego się wydarzy. Dodatkowo martwiłam się o Luka. Trudno było mi się do tego przyznać, ale zależało mi na nim i to zdecydowanie bardziej niż powinno. Wiedziałam, że miał przylecieć tutaj dopilnować wszystkiego, o czym kilkukrotnie mnie zapewnił. Byłam również świadoma tego, że Luke żywi do mnie uczucia, co potwierdził wyznaniem miłości skierowanym w moją stronę. Byłam tym wszystkim skołowana, zbyt wiele wydarzyło się w bardzo krótkim czasie. Zdawałam sobie również sprawę, że prawdopodobnie nigdy nie moglibyśmy być razem, w końcu on był moim przełożonym. Poza tym w Agencji związki w większości były zabronione, a po Robercie nie miałam ochoty na kolejny zakazany romans.

Nie mogłam zasnąć, kręciłam się po łożku nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Na szczęście dostałam osobną sypialnię i nie musiałam jej dzielić z Jamesem. Tego bym już chyba nie wytrzymała. Było mi bardzo gorąco, więc postanowiłam wstać i napić się wody. Podeszłam do komody na której stał dzbanek i nagle usłyszałam jakiś hałas dobiegający z korytarza. Na palcach podeszłam do drzwi, żeby lepiej słyszeć. Wtedy stał się on dużo wyraźniejszy i miałam wrażenie, że brzmi to jak oznaki walki. Momentalnie sprawdziłam też czy na pewno zamknęłam drzwi do pokoju. Odetchnęłam z ulgą kiedy okazało się, że są zamknięte.

Odgłosy jeszcze bardziej się nasiliły i po chwili uslyszałam wystrzał z broni. Nie był to jednak pojedynczy strzał, a cała ich seria. Od razu zdałam sobie sprawę, że musi to być jakiś karabin automatyczny. Szybko uciekłam od drzwi i zaczęłam się zastanawiać czy mam cokolwiek co może przydać się do obrony. Umiałam posługiwać się pistoletem, jednak z wiadomych względów nie mogłam go mieć przy sobie. Nie dysponowałam też żadnym nożem ani innym ostrym narzędziem. Agencja miała wyposażyć mnie w broń jeśli sytuacja by tego wymagała. Byłam pozostawiona sama sobie, mogłam tylko spróbować uciec.

Skierowałam się ku balkonowi, kiedy grad pocisków przeszył szybę. Padłam na podłogę i starałam się ochronić głowę rękoma. Ostrzał trwał jeszcze przez kilka sekund, ale na szczęście żadna z kul mnie nie dosięgnęła. Wiedziałam, że muszę za wszelką cenę się stąd wydostać. Czysta adrenalina płynęła w moich żyłach. Instynkt przetrwania przejął nade mną kontrolę. Ucieczka przez balkon nie wchodziła w grę, a od strony drzwi słychać było coraz wyraźniejsze kroki. Musiałam działać szybko. Kucnęłam i ostrożnie zaczęłam kierować się w ich kierunku. Pokój przypominał obecnie pobojowisko więc musiałam bardzo ostrożnie stawiać kolejne kroki. Chciałam również spróbować wysłać wiadomość do kogoś z Agencji. Kiedy sięgnęłam po telefon, który jakimś cudem nadal był w jednym kawałku nagle wpadła do pomieszczenia puszka przypominająca granat i zanim zdążyłam zakryć oczy oślepił mnie błysk. Nie byłam w stanie nic zobaczyć. Padłam na ziemię i złapałam się za głowę. Potem usłyszałam dźwięk wywarzanych drzwi. Ostatkiem sił próbowałam wstać, powoli wracała mi też ostrość widzenia. Udało się zobaczyć kilku napastników w maskach, każdy z nich miał broń. Mieli zdecydowaną przewagę liczebną, ale nie zamierzałam poddać się bez walki. Rzuciłam się na jednego z nich, ale nadal byłam oszołomiona więc nie udało mi się nawet go dotknąć. Dwóch z nich złapało mnie i wykręciło ręce do tył. Szarpałam się i próbowałam wyrwać, ale byli zbyt silni. Rzucili mnie na ziemię i przytrzymywali tak, żebym się nie ruszała. Zobaczyłam zbliżające się w moją stronę czubki butów. Próbowałam podnieść głowę, żeby zobaczyć nachylającą się nade mną postać, ale wtedy mężczyzna przykucnął tak, że miałam prawie idealny widok na jego twarz. Nie wierzyłam własnym oczom, musiałam mieć halucynacje. Przecież to nie mógł być On.

- Teraz mi już nie uciekniesz Rose - powiedział i przyłożył mi szmatkę do twarzy, a ja momentalnie straciłam przytomność.

—————————————————————————

W tym samym czasie - lokalizacja nieznana

Nie mamy kontaktu z Rose od ponad 24 godzin - Luke był wyraźnie zdenerwowany. Martwił się bardzo o swoją agentkę, gdyż od momentu, w którym wsiadła do samolotu z Moltonem nie dostał od niej żadnej wiadomości.

- Zgodnie z protokołem mieliśmy zachować ciszę przez pierwszą dobę - odpowiedział jeden z agentów.

- Wiem, bo sam ułożyłem ten protokół, ale czuję, że coś jest nie tak. Posiadłość jest na tyle oddalona od wszelkiej innej cywilizacji, że nie jesteśmy w stanie obserwować jej przez naszych agentów naocznie. Dron też nie wchodzi w grę, bo od razu by się połapali. Pozostaje nam tylko widok satelitarny, który dostajemy co kilka minut.

- Za chwilę będziemy ich widzieć szefie.

- Dawaj widok na główny ekran Ethan.

- Już się robi.

- Co to do cholery jest - Luke krzyknął widząc samochody które stacjonowały wokół rezydencji Moltona  - Przybliż natychmiast ile się da.

Ethan szybko wykonał polecenie przełożonego i po chwili ujrzeli obraz kilku uzbrojonych mężczyzn trzymających na rękach prawdopodobnie nieprzytomną kobietę. Luke od razu ją rozpoznał.

- Rose została porwana, natychmiast na miejsce mają  wyruszyć agenci. Osobiście nimi pokieruje.

- Szefie, ale to jest wbrew protokołowi.

- Pierdolę wasz protokół, w tym momencie liczy się tylko życie Rose. Oby tylko nadal żyła, nie wybaczę sobie jeśli jej się coś stało, w końcu to my ją w to wszystko wpakowaliśmy...

———————————

No to się porobiło :P

Zabójcza Gra  [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz