Zobaczyłem najpierw czy chłopak jest w kuchni, by następnie zauważyć otwarte drzwi od mojego małego gabinetu. Wszedłem do pokoju, widząc od razu naprzeciw siedzącego chłopaka z jedną z wielu książek. -Co czytasz? - Podszedłem bliżej, by oprzeć się o regał. Nie byłem na niego zły, chociaż w innej sytuacji byłbym. Nie lubiłem, gdy ktoś sam wchodził do tego pomieszczenia. Jednak nawet gdybym był zły w jakiś sposób na chłopca to bym tego nie powiedział. Słuchałem go, będąc pod wrażeniem, że nie robił długich przerw między wypowiedziami i że tak dużo mówił do mnie. Słysząc o jego zainteresowaniach, ucieszyłem się. Napewno zabiorę go do sklepu plastycznego. Gdy skończył mówić, patrzyłem na jego rumieńce i zapytałem się czy pamięta, że musimy jechać do szpitala. Chłopak zmienił swój wyraz twarzy na uśmiech. Widząc jego uśmiech sam się uśmiechnąłem. -Myślę, że możemy od razu pojechać do lekarza psychiatry. Musimy się do niego udawać. I pamiętaj, możesz brać jakie chcesz książki. Tylko proszę byś odkładał je na miejsce. Jeżeli czytanie sprawia ci przyjemność, korzystaj z mojej biblioteczki. - Wybraliśmy się od razu do szpitala, po tym jak przebrałem się. Chciałem wyglądać na przykładnego mężczyznę. Czekałem na chłopaka na korytarzu. Myślałem o tym co chłopak do mnie mówił podczas krótkiej przejażdżki. Następnie wybraliśmy się do lekarza. Chciałem dać mu wsparcie, dlatego powiedziałem, że będę obok niego, przed budynkiem. Kobieta od razu nas przyjęła, mówiąc, że mamy szczęście, że nikogo nie było. Przy nas założyła kartę dla chłopaka, prosząc jeszcze mnie o dane. Chwilę posiedzieliśmy we trójkę, bym potem opuścił gabinet. I tak znów zostałem poproszony do środka. Od razu skierowałem spojrzenie na chłopaka. Usiadłem na fotelu obok, gdy kobieta wskazała na niego dłonią. Poinformowała nas o szkole dla YoungJae. Obawiałem się właśnie co z tą kwestią. Kobieta dała nam numer telefonu. Zapytałem się czy placówka już jest poinformowana o chłopaku. Odpowiedziała, że niedługo powinna już dojść do nich sytuacja. Spytałem się jeszcze do kiedy mamy czas, by zadzwonić. Podziękowałem kobiecie i pożegnaliśmy się z nią, po ustaleniu następnej wizycie. Wyszliśmy z pokoju, gdy wprowadzała dane do komputera. -I jak YoungJae?- Spytałem się, patrząc na niego. Po tym zaproponowałem byśmy wybrali się do mojego ulubionego parku. Chłopak kiwnął głową i pojechaliśmy tam. Chciałem się przejść ze względu na Jae i dlatego, że nie szedłem rano pobiegać. Myślałem o tym, że chyba zrezygnuje ze siłowni na jakiś czas. Poradzę sobie ze ćwiczeniami w mieszkaniu. -Co zazwyczaj malowałeś? - Zawiesiłem trochę na dłużej wzrok na jego osobie.
Zamyśliłem się na chwilę. -Zawsze lubiłem malować krajobrazy. Zwierzęta i kwiaty. - uśmiechnąłem się lekko. - Ale chyba las od zawsze był moim konikiem. - wzruszyłem ramionami. To prawda, zawsze lubiłem malować te rzeczy. Kiedy byłem w szkole ponadpodstawowej, nauczycielka zauważyła mój "talent". Zadzwoniła nawet po moją mamę i ojczyma, aby powiedzieć im o tym jaki mają w domu "skarb". Problem w tym, że o ile mama jeszcze potrafiła to zaakceptować, to ojczym w żaden sposób nie mógł zrozumieć jak jego podopieczny może imać się tak damskiego zajęcia. Nie pomagały tłumaczenia, że najwięksi artyści świata zazwyczaj byli mężczyznami. Ostatecznie skończyło się na tym, że wziął moje farby, kredki oraz pędzle, pozostawiając mi jedynie książki, które jeszcze potrafił zdzierżyć. - Boję się jednak, że ta część mnie umarła. - parsknąłem śmiechem. - W końcu tak zazwyczaj jest z zajęciami, których się nie pielęgnuje. A ja, cóż, nie miałem zbytnio możliwości. - Zakończyłem delikatnie, uśmiechając się lekko do Deahyuna. W tamtym momencie zupełnie znikąd wybiegło dziecko trzymające balonika, które zaczęło biec w moją stronę, zupełnie nie patrząc przed siebie tylko gdzieś do tyłu. Nie zdążyłem się odsunąć, gdy dziewczynka wpadła na mnie z impetem, przez co oboje znaleźliśmy się na ziemi. Opadłem na plecy, przez co poczułem, jak rany zaczynają boleć jak diabli. Problem w tym, że dziewczynka niemal nie rozpłakała się przede mną w wyniku zdarcia kolan. Bez namysłu przysunąłem ją do siebie i przytuliłem. Kiedy byłem mały, mama robiła tak zawsze kiedy się o coś potykałem, a zdarzało się to często. Myślę, że zrobiłem to kompletnie bez namysłu, automatycznie. - Już, już. - szeptałem. - Nie płacz. Takie fajne dziewczynki jak ty nie płaczą. - uśmiechnąłem się do niej, przez co ta zarumieniła się przez łezki. Uśmiechnąłem się do niej najśliczniej jak umiałem, żeby tylko się uspokoiła. Ta ucałowała mnie w policzek, po czym pobiegła do swojej mamy, która właśnie ją wołała. Poczułem jak Daehyun klepie mnie po ramieniu i śmieje się cicho. - Powiem ci, że masz branie. - usłyszałem, na co zaśmiałem się, podciągając się na dłoni, którą mężczyzna mi podał. - Pewnie nie lepsze niż ty. - odezwałem się z uśmiechem, na co ten jedynie się zaśmiał. - Jesteś w porządku. - oznajmiłem znikąd, uśmiechając się. - Mam wrażenie, że trafiłem w dobre ręce. - powiedziałem, dając mu lekkiego kuksańca w bok.
To było dziwne. Po dwóch latach zachowywałem się normalne. Tak, jakby to nigdy nie nastąpiło. Czy naprawdę byłem aż tak pogodzony z tym, czym byłem, co robiłem?
Zresztą... Będę musiał o tym jak najszybciej zapomnieć, choć wątpię, że mi się to uda.
W momencie posmutniałem.
- Nie znasz całej prawdy. - odezwałem się słabo, chowając dłonie do kieszeni i idąc przed siebie. Wyczułem, że mężczyzna przystaje za mną i wpatruje się we mnie z konsternacją w oczach. - Nikt jej nie zna poza mną. - dodałem, kopiąc jakiś niewielki kamień. - Skoro masz być moim opiekunem, czy też... ojcem, dobrze by było, gdybyś wiedział wszystko o mnie i o tym co przeżyłem. Więc... Jak wrócimy do domu, poświęcisz mi chwilę? Mam wrażenie, że tylko tego mi brakuje, żeby cię zupełnie zaakceptować. - tu odwróciłem twarz w jego stronę. Wyglądał na zmieszanego. Cóż, fakt, mówiłem to nieco beznamiętnie. Dlaczego? Tak jest prościej.
Chyba czeka nas najtrudniejsza rozmowa w moim życiu.Słuchem go uważnie, od razu słysząc emocje. Faktycznie. Nie mógł dbać o swój talent. Nie mógł robić nic co chciał. Nie mogłem sobie wyobrazić, by ktoś nagle odebrał mi to co każdy ma. To tak jakby związać komuś ręce i nogi i zostawić go na pastwę losu. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie. Ciekawe jak wygląda jego pełen uśmiech. W ostatnim momencie zauważyłem małe dziecko, biegnące prosto w nas. Patrzyłem jak oboje lądują na chodniku. Zdziwiony obserwowałem jak YoungJae przytula dziewczynkę. Dziewczynka odwzajemniła jego uścisk, by następnie pocałować go w policzek. Poklepałem chłopaka po ramieniu, mówiąc mu, że ma branie. Jeżeli takie młode już na niego lecą i to dosłownie, to naprawdę coś jest na rzeczy. Podałem rękę w jego stronę. Obawiałem się, że może nie chcieć mnie dotykać, ale ostatecznie złapał się mnie i podniósł. Słyszą jego słowa, zaśmiałem się perliście. Jego kolejny gest spodobał mi się. Widać, że naprawdę zaczyna mi ufać. Z jednej strony trochę zaniepokoiło mnie to, że tak może nie łatwo, ale szybko mówi takie słowa. Uśmiechnąłem się na jego słowa, pytając się czy wszystko dobrze. Ten tylko kiwnął głową. Już miałem iść za nim, gdy powiedział słowa, które niekoniecznie były dobre. Patrzyłem na niego, zastanawiając się o co mu może chodzić. Od razu pokiwałem głową twierdząco. O co może mu chodzić? Czy będzie to coś co pomoże w śledztwie? Czy będę mógł przekazać tę informację dla swoich znajomych w pracy? Sądziłem, że nie będzie to raczej nic pozytywnego. Nie wiedziałem co mam mówić, więc tylko wznowiłem ruchu moich nóg. Chłopak też zaczął dalej iść. Pokazałem drogę, przez którą mogliśmy dojść do samochodu. Będąc w aucie, włączyłem radio, pytając się go czy lubi muzykę.
CZYTASZ
Master DaeHyun /DaeJae
FanfictionYoungJae zostaje po dwóch latach uratowany i rozpoczyna wspólne życie z o dziesięć lat starszym DaeHyunem. NIE JEST WYMAGANA ZNAJOMOŚĆ POSTACI Z ŻYCIA REALNEGO Kursywa - YoungJae Zwykła czcionka - DaeHyun Role play pisany przeze mnie i koleżankę Ann...