Trochę zajął nam wybór bluzy, a raczej znalezienie dobrego rozmiaru. Nie spodziewałem się, że tak jest z nim źle. Koreańskie ubrania i tak mają małe rozmiary. W końcu, gdy przekopałem całe dwie sterty bluz, znalazłem tą najmniejszą. Zapłaciłem i zabrałem już trzecią reklamówkę. Miałem ochotę napić się dobrej domowej lemoniady i postanowiłem zrobić ją w domu. Przekazałem tą informację dla YoungJae. Gdy w końcu byliśmy prawie przy wyjściu, musiałem stanąć i się odwrócić. Nie jest ważne, że przez dobre pięć metrów mówiłem sam do siebie. Chłopak stał wręcz jak sparaliżowany, patrząc się na coś lub kogoś za mną. Prawie podszedłem...prawie już miałem go na wyciągnięcie ręki, gdy zaczął biec. Od razu rzuciłem się za nim przez impuls. Wiedziałem, że jest coś nie tak i byłem już przyzwyczajonych by biec za młodą osobą. Biegłem za nim do samej wyjścia i poza nim. Gdybym miał swój służbowy ubiór wszystko wyglądałoby dwa razy "lepiej" i "efektowniej". Gdy tylko zobaczyłem jak chłopak upada od razu posłałem groźne spojrzenie dla chłopaka, który podłożył mu nogę. I to idealnie tam, gdzie jeżdżą ludzie, którzy chcą się dostać do galerii, musiał wylądować. Puściłem to co miałem w dłoniach i szybko objąłem go w pasie, ciągnąć do tyłu. - Ja pierdole. - Patrzyłem jak akurat auto idealnie się zatrzymało. Kiwnąłem głową do kobiety w aucie. Ruchem ręki pokazałem jej, że może jechać dalej. YoungJae nie chciał stanąć na proste nogi, więc usadziłem go. Pochyliłem się nad nim, mówiąc do niego. - YoungJae wszystko już dobrze. Oddychaj spokojnie. - Złapałem go w pewnym momencie za ramiona, by móc trochę nim potrząsnąć. Jednak chłopak szybko odskoczył do tyłu. Wyprostowałem się głęboko oddychając. Przeczesałem dłońmi włosy, nie mogąc uwierzyć co się przed chwilą wydarzyło. Ukucnąłem obok niego, patrząc na jego ubrudzone spodnie. -YoungJae. Oddychaj spokojnie. Wszystko jest dobrze. - Chłopak patrzył się przez moment na mnie pustym wzrokiem, by obiąć ramionami swoje kolana i schować głowę. Jakaś kobieta niepewnie podeszła za nas, pytając czy potrzebna jest karetka. Zapewne widziała całe to zdarzenie. -Wszystko jest w porządku. Dziękuję. - Podniosłem na nią wzrok. Kobieta nadal niepewna odeszła w swoją stronę, odwracając się z dwa razy. Odetchnąłem i znów zacząłem mówić do chłopaka. Obawiałem się, że szybko mu nie przejdzie. Wolałbym żeby w domu czy na ławce mógł siedzieć, a nie przy drodze i pobliskich pasach. -YoungJae proszę cię. Chodź usiąść na ławce lub do auta. Proszę cię. - Obawiałem się go dotknąć, pamiętając jego wcześniejsze reakcje.
To działo się tak szybko. Tak gwałtownie. Dopiero po chwili zorientowałem się ile musiało to kosztować mojego opiekuna. Załamany miałem ochotę zostać w tamtym miejscu i najlepiej zniknąć, albo zwyczajnie zdechnąć. Przeanalizowałem całą sytuację próbując się uspokoić, co jednak wcale nie wychodziło mi tak jak chciałem.
Na prośbę mężczyzny przystałem w całkiem nijakim nastroju. Pomógł mi wstać na równe nogi, które plątały mi się niemiłosiernie w wyniku zdecydowanie zachwianego samopoczucia. Z głębokim westchnięciem usiadłem na ławce, przypatrując się Daehyunowi, który niespokojnie przykucnął na przeciwko mnie i zaczął bacznie mnie obserwować. Widziałem nieme pytanie w jego oczach. Martwił się. Otworzyłem usta, żeby go przeprosić, jednak szybko musiałem je zamknąć. Nie miałem siły nawet się odezwać. Czułem dziwną niemoc. Coś, czego nie umiałem opisać a co właśnie zatruwało mi moje i tak spaczone już myśli. Gdy Dae zajął miejsce koło mnie przez chwilę wahałem się co zrobić. Ostatecznie postanowiłem z cichym westchnieniem oprzeć głowę o jego ramię. Nie potrzebowałem nic więcej. Chciałem się jedynie uspokoić a przy okazji uspokoić mężczyznę, który ewidentnie się spiął, gdy go dotknąłem. Dopiero po chwili mężczyzna ośmielił się objąć mnie ramieniem. Wciąż powtarzał, że wszystko jest dobrze, żebym się nie denerwował. - To nie był on, prawda? - spytałem niemal szeptem. - Proszę, powiedz, że to nie był on... - tu spojrzałem na niego błagalnie. Ten zaskoczony przez chwilę analizował co powiedziałem, po czym uśmiechnął się ciepło. - Nigdy nie spotkasz go więcej na swojej drodze. - Nie ukrywam, że jego głos, jego spokój i to spojrzenie, które dawało więcej siły niż choćby jedno słowo najlepszego terapeuty, uspokoiły mnie. Choć trochę. - Mogę tak zostać? Choć chwilę. - spytałem cicho. Nie chciałem rozmawiać. Chciałem zapomnieć. A nie było to takie proste, jak miałem nadzieję. Gdy zobaczyłem tego mężczyznę w drzwiach, wszystkie wspomnienia wróciły. Przed oczami miałem widok, gdy wuj przechodził przez drzwi. Zawsze ubrany w najlepsze garnitury, eleganckie buty, szykowne koszule z krawatami, którymi potem związywał albo moje ręce, albo wypach mi je go ust, aby mnie uciszyć. Doskonale znałem każdy centymetr jego ubioru. Znałem styl jego chodzenia, gestykulowania rękami, gdy mówił cokolwiek. Tamtem mężczyzna był identyczny. Podobnym chwiejnym krokiem, utykając na jedną nogę jak wuj, kroczył z dumnie podniesioną głową przez galerię. Wuj też taki był. Zawsze dumny, pewny siebie. A szczególnie, kiedy załatwił swoją sprawę ze mną i zostawiał mnie samego krztuszącego się własnymi łzami. Ponownie poczułem dziwne pieczenie pod powiekami. Coś, czego nie czułem już od tak dawna, gdyż wiedziałem, że łzy już w niczym mi nie pomogą. Miałem wrażenie, że wszystkie uczucia właśnie wracały z podwójną siłą, a ja nie tyle, że nie chciałem ale nie umiałem z nimi walczyć.Udało mi się go namówić byśmy usiedli na pobliskiej ławce. Szybko zgarnałem zakupy, pomagając mu na niej usiąść. Objąłem go ramieniem, przyciągając jego twarz bardziej do swojego torsu. Słysząc jego pytanie, odpowiedziałem mu, że nigdy więcej go nie zobaczy. To nie było możliwe, że go widział. Ten mężczyzna już nie żył. Na jego kolejne pytanie po prostu skinąłem głową. Objąłem go, stwierdzając, że gdyby nie ja to naprawdę stałaby mu się krzywda. Nie wiem ile czasu w takiej pozycji się znajdowaliśmy, gdy w końcu zaproponowałem byśmy pojechali do domu. Droga minęła nam w całkowitej ciszy. Nie włączyłem nawet radia, zapinając go pasem. Automatycznie złapałem go pod ramię, pomagając dojść do domu. Tam usadziłem go w kuchni i postanowiłem zrobić nam kawę. -Jak chcesz możesz się położyć. - Zaproponowałem i sam usiadłem do stołu. Nie wiedziałem ile będzie dochodził do siebie. Pogłaskałem psa, który ułożył swój pyszczek na moim kolanie. -Co tam Boo? - Głaskałem go, patrząc na mojego zwierzaka. Wiedziałem, że jeśli YoungJae nie będzie sobie radził, wkroczę w akcje, a jak nie pomogą moje rady, będę rozmawiał na bieżąco z jego psychologiem.
CZYTASZ
Master DaeHyun /DaeJae
FanfictionYoungJae zostaje po dwóch latach uratowany i rozpoczyna wspólne życie z o dziesięć lat starszym DaeHyunem. NIE JEST WYMAGANA ZNAJOMOŚĆ POSTACI Z ŻYCIA REALNEGO Kursywa - YoungJae Zwykła czcionka - DaeHyun Role play pisany przeze mnie i koleżankę Ann...