5. Złe wieści

2.6K 164 72
                                    

    Po wymówieniu słów poczułam jak na moim karku wyrył się znak obietnicy (§). Nie można był jej złamać. To było po prostu nie wykonalne. A wyrzec się tego można było tylko za zgodą dwuch stron, a w moim przypadku sama mogłam to zrobić.

    Postanowiłam położyć się spać. Oparłam głowę na poduszcze i przykryłam się kołdrą po uszy. Przymknęłam powieki i oddałam się w objęcia Morfeusza.

    *Rano*

    Obudziłam się, kiedy tylko pierwsze promienie słońca wdarły się przez okno do mojego pokoju. Ziewając wstałam z łóżka i udałam się na dół w stronę kuchni. Babcia krzątała się już po pomieszczeniu i przygotowywała śniadanie.

    - Dzień dobry. - Powiedziałam przecierając oko ręką.

    - Dzień dobry słoneczko.

    Usiadłam przy stole i czekałam na śniadanie. Wiem, że powinnam była pomóc kobiecie w przygotowaniu posiłku, ale byłam zbyt zmęczona, a mój mózg nie myślał trzeźwo.

    - Mogę się dzisiaj wybrać do domu po moje rzeczy? - Zapytałam.

    - Tylko nie idź tam sama. - Przestrzegła mnie kobieta.

    - Dobrze. - Pomyślałam, że po szkole pójdę tam razem z Kingą, a potem wybiorę się w odwiedziny do szpitala.

    Pośpiesznie zjadłam śniadanie i już chciałam wychodzićdo szkoły, kiedy przypomniałam sobie, że w domu został także mój plecak i wszystkie książki. Chwile się zastanawiałam, i zdecydowałam, że najpierw odwiedzę szpital, a dopiero potem, jak skończą się lekcje pójdę do domu. Pozostawał jednak jeden problem. Wciąż nie miałam butów.

    - Masz może jakieś buty w moim rozmiarze babciu? - Zapytałam.

    - W pokoju, w szafie, na najwyższej półce. Po traktój to jako wcześniejszy prezent urodzinowy. - Odkrzyknęła mi kobieta z kuchni.

    Weszłam do salonu, otworzyłam szafę i wspinając się na palce zdjęłam z najwyższej półki szare pudełko. Postawiłam je na podłodze i podniosłam wieczko. Moim oczom ukazały się nowiutkie, czarne glany. Tego się nie spodziewałam od ponad 80-letniej kobiety. Przymieżyłam buty. Paspwały jak ulał. Wybiegłam z pokoju w stronę kuchni i mocno uściskałam babcię.

    - Dziękuję... - Wyszeptałam jej ucha. Ona odpowiedziała mi miłym uśmiechem.

    Skierowałam się w stronę drzwi. Wyszłam na dwór wdychając przy tym rześkie poranne powietrze. Udałam się na przystanek autobusowy, gdzie nie czekałam długo na odpowiedni transport. Wsiadłam na gapę do stłoczonego środk komunikacji miejskiej. Ugh... Jak ja nie znoszę takich miejsc. Kiedy dojechałam pod szpital głęboko zaciągnęłam się świerzym powietrzem, którego brakowało w autobusie. Weszłam do białego budynku i skierowałam się w stronę rejestracji. Podałam kobiecie moje nazwisko, a ona wskazała mi miejsce pobytu ojca. Weszłam cicho do sali i zobaczyłam mężczyznę podpiętego pod całą masę dziwnych urządzeń. Usiadłam na krześle obok łóżka i złapałam za zimną rękę taty. Po śmierci matki pozostał mi tylko on i babcia. Delikatnie gładziłam kciukim skórę dłoni.

    - Wyjdziesz z tego... - Mówiłam przyciszonym głosem, choć wiedziałam, że mnie nie usłyszy.

    Z zamyślenia wyrwał mnie jednak dźwięk pikania elektrokardiografu, które z każdą chwilą przyśpieszało.

    - Pomocy! - Poderwałam się nagle ze łzami w oczach. Widziałam nadbiegających lekarzy i czułam, że ktoś odciąga mnie od łóżka. Słyszałam jak pikanie nagle ucichło. Z korytarza obserwowałam, jak lekarze używają defybrilatora, aby przywrócić ojcu bicie serca. Nic jednak nie pomogło. Potem usłuszałam jedynie pełen współczucia głos lakarza:

    - Bardzo mi przykro. - Dobrze wiedziałam co to znaczy. Wybiegłam ze szpitala i pozwoliłam łzą spokojnie ściekać po moich rozpalonych policzkach. Postanowiłam sama iść do domu. Nie chciałam wtedy nikogo widzieć.

    *W tym samym czasie*

    POV. ???
   
    - Jeśli to ona, a on ją zabił to mu nogi z tyłka powyrywam... - Mówiłem do siebie idąc długim korytarzem.

Moja druga natura || CreepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz