21. Goferek

1.9K 115 32
                                    

    Weszłam do salonu i zobaczyłam Bena siedzącego na kanapie w salonie z kolorowym klaunem. Nagle elf mnie zauważył.

    - O! Hej Abi! - Zaczął blondyn. - Znasz już Candy'ego?

    - Chyba nie. - Odpowiedziałam. Klaun uśmiechnął się do mnie i wstał z kanapy.

    - Jastem Candy Pop, dla przyjaciół po prostu Candy. - Powiedział i podał mi rękę. Przyjrzałam mu się dokładniej. Miał białą skórę i niebieskie, długie włosy zawiązane w kitkę  turkusowymi, szerokimi gumkami. Oczy miał w kolorze ciemnego fioletu. Pod i nad nimi były namalowane czarne, prostopadłe do powiek kreski. Na polikach miał idealnie okrągłe jasnofioletowe kółka. Kiedy się uśmiechał widać było również jego ostre zęby. Pod szyją miał coś na kształt niebieskiego kołnieża błazna ze srebrnymi dzwonkami. Jego koszulka z krótkim rękawem i miała bufiaste rękawy z pod których wychodziła jeszcze fioletowa bluzka. Na rękach nosił czarne rękawiczki. Wokół pasa miał zawiązane to samo co wokół szyji. Jego spodnie były czarne, szerokie, sięgające pod kolano. Pod nimi miał długie fioletowe leginsy. Całość uzupełniały komiczne czarne buty.

    - Abigale. - Powiedziałam. - Wiesz może gdzie poszli Toby, Masky i Hoodie?

    - Pewnie mają jakieś kolejne zlecenie od Slendera, albo pilnują kartek. - Odparł mało tym zainteresowanu.

    - Jakie zlecenie? - Byłam tym coraz bardziej zaciekawiona.

    - No nie wiem. - Odpowiedział znudzony. - Może kogoś obserwują, zbierają ingormacje, zabijają, torturują. Znając, życie to już dawno się z tym uporali, ale Toby wyciągnął Masky'ego i Hoodie'ego na gofry i sernik. Heh. - Zaśmiał się.

    - Co?! - Byłam zszokowana. Zapomniałam już niemal, że mieszkam pod jednym dachem z mordercami. - Co przed chwilą powiedziałeś?!

    - No sory taka prawda. - Zaczął. - Toby świruje jak widzi gofry.

    - Nie o to mi chodzi. Powiedziałeś, że oni zabijają.

    - No tak. Chyba logiczne. - Powiedział jakby było to coś oczywistego. - "Rozydencja morderców" nie wzięło się z niczego. Bo ty nowa jesteś i pierwsza zabawa jeszcze przed tobą? - Zapytał.

    - To ty też?

    - No, a jak? Jestem tu jednym z najlepszych. - Powiedział dumnie.

    - No chyba śnisz! - Wtrącił nagle oburzony Ben. - Jesteś tak marnym mordercą, że nawet pożądnej creepypasty o tobie nie zrobili klaunie! - Elf wytknął mu język.

    - Oj oj oj. Jestem Ben Drowned! Jestem świrem komputerowym i nie mam żadnych przyjaciół. Utopiły mnie jakieś dresy bo jestem ciotą. Łe łe. - Powiedział Candy piskliwym głosikiem parodiując Bena.

    - O nie. Ty wredny, lukrowany szczurze! Jeszcze mnie po pamiętasz! - Powiedział mocno wkurzony Ben i poszedł na górę głośno tupiąc.

    - Nie przejmuj się nim. My tak zawsze żartujemy i jeszcze nigdy... - Nagle Candy przerwał bo rozległ się straszliwy grzmot. Aż wstrząsnęło podłogą. - Co do...? - Powiedział i w podskokach pobiegł po schodach. Przez chwilę było cicho, ale potem usłyszałam krzyk Candy Popa. Zaniepokojona pobiegłam na górę. Zobaczyłam tam dym wydobywający się z jednego z pokoji. Pobiegłam tam i zobaczyłam zrozpaczonego Candy'ego.

    - Ten głupi krasnal rozsadził mi pokój! - Wysyczał przez zęby.

    - A-a ale j-jak?! - Wykrzyczałam. Candy Pop wskazał tylko na rozwalony laptop na środku pokoju. - Nie. Nadal nie rozumiem.

    - Włamał się do mojego systemu. - Powiedział po czym wstał i pobiegł najpewniej do pokoju Bena. Przez jakiś czas było dziwnie cicho, ale w końcu rozległ się krzyk Slendera. Czyli sprawa opanowana.

    - Ech... - Westchnęłam. Chłopcy czasem potrafią się zabić za byle głupotę.

    - A tu co się stało? - Usłyszałam nagle za mną głos Toby'ego.

    - Ben i Candy Pop. - Odparłam.

    - Heh. Klasyk. - Powiedział śmiejąc się. - Zjesz ze mną gofry? - Candy Pop miał rację. Toby lubi gofry.

    - Jasne. - Powiedziałam, bo byłam już trochę głodna. Poszliśmy razem do kuchni. Toby zaczął przygotowywać ciasto na gofry, a ja ponieważ nie umiem gotować usiadłam na krześle przy stole. Dokładnie przyglądałam się Toby'emu. Miał gęste włosy w kolorze mlecznej czekolady i równie ciemne oczy. Skórę miał szarawą z szerokim rozcięciem na prawym policzku, które zwykle zakrywał chustą. Chłopak był wysoki i wyglądał na wysportowanego. Na sobie miał jak zawsze szarawą, długą bluzkę z rękawami w brązowe paski. Zza kołnierza wystawał mu granatowy kaptur. Na głowie nosił pomarańczowe gogle, które twraz miał zaciągnięte na włosy. 

    - Halo! - Moje rozmyślania przerwał mi głos Toby'ego. - Nad czym tak rozmyślasz?

    - Nad niczym ciekawym. - Odparłam.

    - Wiesz, - zaczął siadając na krześle przy mnie - zastanawiałem się zawsze dlaczego nigdy się nie uśmiechasz.

    Spuściłam głowę patrząc na swoje stopy. Wstydziłam się trochę tego.

    - Kiedyś - wyszeptałam - złożyłam przysięgę. Jak teraz o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że nie robiłam tego w pełni świadomie. Coś jakby mną sterowało.

    - Ale to tylko puste słowa. Nie możesz po prostu jej złamać? Przecież nikt się nie dowie. - Uśmiechnął się.

    - To nie tak. - Odpowiedziałam i pokazałam mu znak na szyji. - Nie mogę tego przerwać. - Z oka poleciała mi łza. Poczułam nagle jak Toby mnie obejmuje.

    - Znam kogoś kto może ci pomóc. - Wyszeptał mi na ucho. - Możemy się tam przejść. Tylko nie mów nic Slenderowi.

    - Dobrze. - Odpowiedziałam. - Goferku. - Dodałam tak, że słyszałam to tylko ja.

    - To chodź. - Odsunął się ode mnie i uśmiechnął szeroko.

  

Moja druga natura || CreepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz