14. Na granicy

2K 135 25
                                    

    POV. Abigale

    Śniłam, że byłam na pięknej łące. Otoczona kwiatami kolorowymi motylami, o których nawet mi się nie śniło. Na sobie miałam białą, zwiewną sukienkę do kolan. Rozejrzałam się w koło i zobaczyłam małą drewnianą chatkę. Szłam powoli w stronę domu, czując jakby coś mnie tam przyciągało. Otworzyłam lekko drzwi i na palcach weszłam do środka. Zobaczyłam tam wysoką kobietę. Miała ona długie, blond włosy opadające delikatnymi falami na plecy i pełne różowe usta. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Największą uwagę przykuwały jednak oczy. Duże, i jasnozielone. Dokładnie takie same jak moje.

    - Czy ja umarłam? - Spytałam nie pewnie. To jedyne co wtedy przychodziło mi do głowy, bo w końcu jak inaczej wyjaśnić to wszystko.

    - Nie umarłaś. Jeszcze... - Ostatnie zdanie powiedziała szeptem. - Nie wiem jak ci to wyjaśnić. Złe duchy chcą twojej śmierci, ale nie jest ci to pisane. To tak jakby próbować ominąć przeznaczenie. Dobro jest po stronie Slendermana, ale walka o ciebie jest wciąż nie rozstrzygniona. Teraz pozostaje nam tylko czekać.

    - A ty? Po czyjej jesteś stronie? - Zapytałam.

    - Chcę abyś była szczęśliwa, jednocześnie niechcę cię znowu stracić. - Powiedziała ze smutkiem. - Dobro twoje i twoich przyjaciół jest jednak dla mnie ważniejsze.

    - Czy ty jesteś...? Mamo...? - Zapytałam ze łzami w oczach.

    - To ja moja kruszynko. - Powiedziała ze smutnym uśmiechem. Podbiegłam do niej i rzuciłam jej się w ramiona. - Strasznie wyrosłaś. - Powiedziała. - Musisz już jednak wracać.

    - Czyli jednak żyję? - Zapytałam z nadzieją w głosie.

    - Jeszcze nie do końca. Teraz odwróć się, policz na głos do trzech, a wrócisz do przyjaciół. - Odparła. Pośpiesznie odwróciłam się i zaczęłam liczyć.

    - 1... 2... 3... - Poczułam okropny ból na karku, jakby ktoś wbijał mi tam nóż. Poczułam jak spadam, lecę w bezkresną odchłań. Widziałam straszliwe obrazy. Śmierć Hoodie'ego, poniżenie mnie przez tą świnię z zegarkiem, a potem już tylko widoki tortur i krzyki bliskich mi osób. Nie mogłam im pomóc, choć bardzo tego chciałam. Nagle wszystkie obrazy zniknęły, a ja wylądowałam na łóżku w swoim ciele i szybko podniosłam się z krzykiem. Zobaczyłam w półmroku, że ktoś kto najwyraźniej spał koło mojego posłania nagle spadł z krzesła. Usłyszałam cichy jęk. Co dziwne tych "ktosiów" było dwóch. Jeden z nich wstał szybko i mocno mnie objął, a ja się w niego wtuliłam. Czułam słodki zapach gofrów i bitej śmietany. Pozwoliłam łzą spokojnie ściekać.

    - Nie chcę tam wracać. - Wyszeptałam. Przed oczami dalej miałam obrazy śmierci ich wszystkich, moich przyjaciół. Chłopak głaskał mnie po głowie.

    -Cii... Nie wrócisz. - Obiecywał uspokajającym głosem. Nagle w pokoju pojawił się Slenderman.

    - Toby, Hoodie! Mówiłem już, że macie ją zostawić. A teraz do swoich pokoji, Abi potrzebuje spokoju. - Usłyszeliśmy głos Operatora.

    - Nie... - Wyszeptałam. Bałam się zostać sama w ciemności. - Proszę... - Dodałam błagalnie.

    POV. Hoodie

    Kiedy Toby ją przytulił poczułem dziwne ukłucie w sercu. Nie wiedziałem co może ono oznaczać. Kiedy Abi powiedziała, że nie chce zostać sama, od razu zaproponowałem, że ja z nią zostanę. Toby i Operrator zniknęli, a ja stałem w milczeniu patrząc na dziewczynę, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

    - Co tak właściwie się stało? - Zapytała dziewczyna przerywając niezręczną ciszę, za co byłem jej ogromnie wdzięczny.

    - M-m-mia-a-a-ał-ła-aś a-atak. - Wyjąkałem. Czasami nienawidziłem się za to jak mówię. Kiedyś uczyłem się migowego, ale tylko Masky o tym wie.

    Dziewczyna spojrzała na mnie z litością, a ja odwróciłem wzrok. Nie chciałem łaski innych ludzi. Byłem mordercą. Inni powinni chcieć mojej łaski, a nie mi ją dawać. Skarciłem się w myślach.

    - Znasz migowy? - Spytała. Nie no nie wierzę. Czy ona czyta w myślach? Pokiwałem głową na tak.

    - Ja też. - Pokazała mi na migi. - Jak chcesz to możemy rozmawiać w ten sposób. - Pokazała.

    Byłem uradowany jak małe dziecko, że wreszcie mogę jej normalnie o wszystkim powiedzieć. Tworząc gestami historię pokazałem wszystko co działo się kiedy była nieprzytomna. Nie było to wiele. Tak na prawde tylko tyle, jak zaniosłem ją do gabinetu Slendera, potem czekanie z Tobym i nie przespane noce. Była nieprzytomna prawie trzy dni, a ja ani na krok jej nie odstąpywałem. Na końcu mojej opowieści podszedłem do niej i przytuliłem mówiąc już normalnie.

    - Przepraszam. - Zacząłem. - To moja wina. Gdybym wtedy normalnie założył maskę, pewnie by do tego nie doszło.

    - Nie ma sęsu doszukiwać się winy tam gdzie jej nie ma. - Powiedziała. - To nie ty zawiniłeś. Jedyną osobą którą można obarczać za te wydarzenia jestem ja sama. - Odparła i ziewnęła przeciągle.

    - Idź już spać. - Powiedziałem. - Jutro nowy dzień.

   
   

Moja druga natura || CreepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz