13. Uśmiech, to tylko posłaniec bólu.

2.2K 133 34
                                    

Leżałam na łóżku wpatrując się w idealnie biały sufit. Nie wiedziałam ile minęło czasu od mojej kłótni z tym naburmuszonym zegarkiem. Godzina? Dwie? Parę minut? Sekund? Czas zlewał się potwornie. Rozmyślałam nad tym dlaczego była tak bardzo zazdrosna. Może kiedyś ten cały Toby już ją zdradził? Nie wyglądał na takiego, ale nie będę oceniać książki po okładce. Może wypytam go co i jak w sprawie tej dziewczyny. Może on nie jest niczemu winiem, tylko z nimi jest tak samo jak z Jeff'em i z tą dziewczyną? Nie mogłam w tej chwili ocenić sytuacji.

Leżałam tak błądząc wzrokiem po pokoju. Biel, biel, biel... Podobał mi się ten kolor, bardzo, ale kiedyś będę musiała wprowadzić tu trochę radości.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.

- M-mogę w-w-wejść? - Usłyszałam znajomy jąkający się głos.

- Tak. - Powiedziałam i podeszłam do drzwi, by je otworzyć. Uchyliłam je i zobaczyłam chłopaka, ale bez maski. Miał gęste, lśniące blond włosy i karmelowe oczy. Na jego twarzy widniały blizny. Jedna na łuku brwiowym, na policzku i brodzie. Teraz już wiedziałam dlaczego nosił maskę.

- A gdzie Hoodie? - Udałam, że go nie poznałam. - I jakim prawem go udajesz?! - Powiedziałam oskarżycielskim tonem, ale w głębi duszy ledwo powstrzymywałam śmiech. Chłopak co chwila otwierał i zamykał usta, jakby zabrakło mu języka w gardle. Wzrok miał tak zrozpaczony, że z pewnością chciałby teraz zwiać jak najdalej stąd.

- Żartowałam! - Powiedziałam, a on wypuścił głośno wcześniej wstrzymane powietrze. Zaczęłam zwijać się ze śmiechu i tarzać po podłodze. Chłopak robił to razem ze mną. Poczułam jednak nagły ból na całym ciele. Ogarną mnie niczym nieposkromiony ogień. Hoodie już wstał, a ja dostałam wyjątkowo mocnego ataku padaczki.

- To przez przysięgę. - Pomyślałam między wstrząsami. Muszę po prostu przestać się śmiać. To nie było jednak takie proste. Coś jakby mnie blokowało od środka. Śmiałam się, płakałam z bólu, a moje ciało co chwila podskakiwało, przez niekontrolowane wstrząsy. Przed moimi oczami nagle zapanowała ciemność. Nie widziałam nic, mimo, iż czułam, że moje oczy są otwarte. Słyszałam jednak i czułam wszystko, między innymi ten okropny ból. Odniosłam wrażenie, że ktoś bierze mnie na ręce. Poczułam lekki wiatr. Czyli ktoś kto mnie niósł biegł. Nagle odzyskałam wzrok, a ból nasilił się i był nie do zniesienia. Krzyknęłam zdzierając sobie gardło. Zobaczyłam przerażoną twarz Hoodie'ego. Widziałam łzy w jego oczach. Ten widok, trwał jednak tylko ułamek sekundy, potem ból nagle znikł, epilepsje ustały, a ja straciłam przytomność.

POV. Hoodie

Śmialiśmy się razem. Kiedy udało mi się wreszcie opanować napad głupawki i stanąć na dwóch nogach, zobaczyłem, że coś złego dzieje się z Abi. Cała się trzęsła. Wciąż się śmiała, ale z oczu leciały jej łzy. Nie wiedziałem co mam robić. Pospiesznie wziąłem ją na ręce i przycisnąłam mocno do piersi. Biegłem z nią w stronę gabinetu Slendera. Jej oczy były otwarte, ale wydawały się jakby martwe. Nagle moje uszy przeszył okropny krzyk. Spojrzałem zrozpaczony na Abi. Jej oczy na chwile odzyskały życie, po czym zamknęły się gwałtownie, a drgawki nagle ustały. Wpadłem jak burza do gabinetu Slendermana.

- Abi miała jakiś napad! - Wykrzyczałem przez łzy. Co dziwne nawet się nie zająkałem. Slender wziął ją ode mnie i przeszedł do sąsiedniego pokoju.

- Zostań tutaj. - Przekazał mi. Usiadłem na krześle w kącie pokoju. Otarłem łzy. Nie wiem czemu tak bardzo przejąłem się jej losem. Znałem ją zeledwie parę dni, ale czułem, że muszę ją chronić.

Czekałem tak w ciszy przerywanej tylko cichym tykaniem zagara. "Tik, tak, tik, tak." Mijały kolejne sekundy. Czas nigdy nie dłużył się chyba tak bardzo.

Nagle, usłyszałam pukanie do drzwi i aż podskoczyłem na krześle.

- Dzień dobry Papo. Wiesz może gdzie jest...?

Do gabinetu wkroczył Toby. Jeszcze jego mi tu brakowało. Westchnąłem głośno, a on dopiero wtedy mnie zauważył. Spojrzał na mnie nie kryjąc zdziwienia.

- Gdzie jeste Slender? - Zapytał. Ja tylko spojrzałem na drzwi do pokoju obok. Chłopak pokiwał głową na znak, że rozumie. - Co się stało? - Spytał i usiadł na krześle obok mnie.

- A-a-a-abi - zacząłem niepewnie - m-m-mia-a-ała
a-a-a-atak. - Wyjąkałem.

- Acha. - Przytaknął. - To właśnie jej szukałem.

Moja druga natura || CreepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz