15. Problemy The Killer'ów

2.1K 125 36
                                    

POV. Abigale

Leżałam wtulona w Hoodie'ego i cierpliwie czekałam na nadejście świtu. Wiedziałam, że dzisiaj już nie zasnę. Pokój powoli sie rozjaśniał. Hoodie jeszcze chrapał, kiedy ja postanowiłam wstać. Delikatnie by go nie obudzić wyślizgnęłam się z jego uścisku. Podniosłam się i opuściłam bose stopy na zimną posadzkę. Nie pewnie stanęłam na nogach i rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Był to duży, biały pokój z wieloma łóżkami przy ścianie. Czułam się trochę jak w szpitalu. Na przeciwko mnie zobaczyłam czarne drzwi. Nie wiedziałam, co za nimi znajdę, jednak ciekawość wzięła nade mną górę. Na palcach przeszłam do drzwi i podsłuchałam kawałek rozmowy za nimi.

- Nie możesz jej teraz odwiedzać. Jest jeszcze słaba. - Usłyszałam głos Slendera. Potem rozległ się odgłos trzaskania drzwiami. Postanowiłam wejść do sąsiedniego pomieszczenia. Głośno wypuściłam powietrze i pchnęłam lekko drzwi.

- Dzień dobry. Nie przeszkadzam? - Zapytałam siedzącego za biórkiem Slendermana. Ze zdziwieniem spojrzał na mnie.

- Nie powinnaś wstawać z łóżka. - Usłyszałam w głowie.

- Dlaczego? Czuje się świetnię. - Powiedziałam z uśmiechem.

- Dziwne. Może ma to coś wspólnego z twoimi genami? - Zapytał Slender samego siebie. - Ważne, że już dobrze się czujesz.

- Tak. - Przytaknęłam. - Mogę już iść? - Spytałam niepewnie.

- Nie widzę żadnych zastrzeżeń. - Usłyszałam.

Nagle z pokoju obok rozległ się ogromny huk. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, a potem walenia w drzwi, jakby ktoś zapomniał jak się ich używa. Po chwili do pokoju wpadł zdyszany Hoodie.

- Nie ma Abi...! - Wykrzyczał na całą rezydencję, a dopiero potem spostrzegł, że stoję obok niego. - Aaa... Wstałaś już? - Powiedział dość zmieszany.

- Wyobrażam sobie jak bardzo inni będą wściekli, że sprawiłeś im pobódkę o - wymownie spojrzałam na zagar - czwartej dwadzieścia trzy rano. - Powiedziałam złośliwie. - W sobotę. - Kontynuowałam, a Hoodie był już blady jak ściana. - Skończysz z zegarkiem w oku, uśmiechem na twarzy, czy jako kukiełka? A może wszystko na raz! - Powiedziałam psychopatycznie i sama aż się przestraszyłam. - A może ci odpuszczą. - Powiedziałam już z miłym wyrazem twarzy.

- Abi... - Zaczął. - Nie rób mi tak więcej. - Powiedział z największą powagą.

- No dobrze, dobrze. - Powiedziałam z miną zbitego szczeniaka. - To ja już pójdę. - Oznajmiłam i szybko wyszłam z pokoju. Na korytarzu pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Opadłam na łóżko dumna z samej siebie. Zastanawiacie się pewnie dlaczego tak zrobiłam? Otóż będąc w gabinecie usłyszałam z bardzo daleka coś na kształt narady wojennej. Operator i Hoodie na szczęście jeszcze o niczym nie wiedzą, a ja dzięki zdolnością mogę się przygotować. Na szczęście nie będzie tu scen krwawego mordu (a przynajmniej na razie), a mroczne scenariusze układałam tylko po to żeby ich nastraszyć.

Moje rozmyślania przerwał nagle głośny śmiech. Już wiedziałam co mu zrobili. Tortury łaskotkami. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Jeśli oni jakimś cudem wpadliby na pomysł wpadnięcia równierz do mnie, to miałabym ciężkie kłopoty. Łaskotki równa się śmiech, śmiech równa się cierpienia i igranie ze śmiercią, więc w najbliższym czasie wolałam nie ryzykować wychodzeniem z pokoju. Nagle śmiechy ucichły, a do moich drzwi ktoś zapukał.

- Jest Abi? - Usłyszałam głos Jeffa.

- Nie. - Odpowiedziałam żartobliwie.

- To ja przyjdę jak już będzie. - Usłyszałam oddalające się kroki chłopaka.

"Czy on naprawdę jest aż tak głupi?", zapytałam siebie w myślach. Usłyszałam z dołu krzyk Jane.

- Jeff! Na twoje IQ brakuje liczb ujemnych idioto! - Wydarła się dziewczyna.

- Powiedziała. Wszechwiedząca szpetna panna! - Odciął się Jeff.

- To twoja wina! - Wykrzyczała łamiącym się głosem Jane. Nawet ja wiedziałam, że tym razem Jeff przekroczył granicę żartu. Usłyszałam kroki po schodach. Po chwili do mojego pokoju wpadła Jane i opadła obok mnie na łóżku. Zdjęła maskę, i zaczęła płakać. Szybko objęłan ją ramieniem, a drugą ręką głaskałam po włosach.

- Nienawidzę tego idioty. - Powiedziała przez łzy. - To przez niego to wszystko. - Wybuchła kolejną falą płaczu.

- Cii... Wszystko będzie dobrze. - Uspokajałam ją. - Więcej już tak nie powie. Porozmawiam z nim. - Jane podniosła na mnie swoje zaszklone oczy i spytała:

- Obiecujesz? - Powiedziała z nadzieją w głosie.

- Tak. - Powiedziałam uspokajająco.

Moja druga natura || CreepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz