23. Ręce

1.5K 107 26
                                    

    Szłam ciemną ulicą, otoczoną szarymi budynkami. Wokół mnie nie było nikogo.

    - Hop, hop! - Krzyknęłam.

    - Hej, hej! - Odpowiedział mi drwiący głos.

    - Hi, hi! - I kolejny.

    - Ha, ha!

    - Ho, ho! - Głosy były coraz głośniejsze. Zatkałam uszy. To było nie do zniesienia, ale nagle wszystko ucichło.

    - Kim jesteście? - Spróbowałam jeszcze raz.

    - Czym jesteśmy?

    - Skąd się tu wzięliśmy?

    - Dlaczego to robimy? - Potem znowu nastała długa cisza.

    - Czym ty jesteś? - Zapytał już ciszej jeden z głosów.

    - Skąd się tu wzięłaś?

    - Po co tu przyszłaś? Ha, ha! - Zadrwił jeden z głosów.

    - Pomożecie mi się z stąd wydostać? - Spytałam błagalnie.

    - He, he.. Oczywiście. - Odezwał się złowieszczo. Nagle ziemia pode mną się zatrzęsła. Upadłam na kolana i spojrzałam błagalnie w niebo. W czarnej pustce zobaczyłam ogromne ręce! Wyciągały się w moją atronę. Chyba nigdy nie byłam tak przerażona. Wstałam i biegłam prosto przed siebie. Potykałam się co chwilę o własne nogi, ale nie dałam za wygraną. Nie chciałam się przekonać co się stanie jak dam się złapać. Kiedy myślałam, że udało mi się schować między budynkami, poczułam jak zimne palce zaciskają się na moim brzuchu. Krzyknęłam w przerażeniu, a ogromna ręka pociągnęła mnie w stronę nieba. Im dalej byłam od ziemi, tym mocniej odczuwałam ból głowy, który pojawił się w raz z oderwaniem stóp od chodnika. Nie mogłam wytrzymać tych tortur. Zamknęłam oczy i poczułam jak moje ciało jest rozrywane na strzępy przez niewidzialną siłę. Rozchyliłam powieki i zobaczyłam biały sufit. Moje ciało było sztywne i nie mogłam się ruszyć. Rozejrzałam się do koła i zrozumiałam, że jestem w swoim pokoju. Chciałam krzyczeć, ale z moich ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Powoli udawało mi się poruszać palcami, głową i w końcu mogłam usiąść. Spuściłam głowę i zastanawiałam się co dokładnie się stało. Moje rozmyślałam przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Bena.  Na mój widok tanął jak wryty. Uśmiechnął się i szybko do mnie podbiegł.

    - Obudziłaś się! - Wykrzyknął i rzucił mi się na szyję powalając z powrotem na łóżko.

    - Jak długo spałam?! - Zapytałam ze zdziwieniem.

    - Eee... - Powiedział elf i zaczął liczyć na palcach. - Miesiąc?

    - Co?! - Byłam potwornie zdziwiona tym faktem. - Co tak właściwie się stało?

    - Toby przyniósł cię nieprzytoną do willi. Powiedział, że Zalgo się zaatakował. Papo zrobił co mógł by cię uratować, bo byłaś w naprawdę ciężkim stanie. - Tu na chwilę przerwał. - Ale ważne, że już wróciłaś! - Znowu mnie przytulił.

    - Acha... - Odparłam beznamiętnie. Byłam zdziwiona, dlaczego Toby nie powiedział im prawdy. Muszę z nim pogadać. - Chciałabym iść porozmawiać z Tobym. - Powiedziałam do Bena.

    - Nie! - Zakrzyknął zrywając się na równe nogi. -  Nie wstawaj! Ja go tu zawołam. - Ben puścił się pędem przez korytarz. Wzięłam głęboki wdech. Toby musi mi się z tego wszyskiego wytłumaczyć.

Moja druga natura || CreepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz