8. Pies

2.4K 141 12
                                    

    Szłam powolnym krokiem przez leśną ścieżką. W koło roznosił się zapach świerku. Słyszałam jak pod stopami cicho szaleszczą liście. Nie śpieszyłam się by wracać. Po dziwiałam krajobraz otaczającego mnie lasu. Przez przewa przebijały się wąskie smugi jasnego słońca. Postanowiłam trochę zboczyć z drogi i iść głębiej w stronę lasu. Szłam między drzewami, które robiły się coraz rzadsze, aż moim oczom ukazała się rozległa polana. Była rozległa i oświetlona słońcem. Odłożyłam walizkę pod drzewem, bo troche utrudniała mi poruszanie się w lesie. Weszłam na środek polany i spojrzałam w niebo. Było przesiąknięte błękitem, bez najmniejszej chmurki. Usłyszałam trzask. Odwróciłam się i zobaczyłam roztrzaskaną walizkę, a obok niej biegnącego w stronę lasu i kulejącego okropnego psa. Cierść miał brudną, w kolorze ciemnego szarłatu. Na głowie miał ciemną, czarną czuprynę. Pysk miał razcięty aż po same uszy. Wyglądał jak ten Jeff The Cośtam.  Spojrzałam jeszcze raz na walizkę, była cała zniszczona. Obok leżał album. Okładka była podarta, a niektóre zdjęcia leżały na mokrej trawie. Wezbrała we mnie wściekłość. Album był jedyną rzeczą, która łączyła mnie jeszcze z rodziną. Czułam jak oddech mi przyśpiesza, a całe ciało drga z wściekłości. Rzuciłam się na psa i powaliłam na ziemię. Sama byłam pod wrażeniem własnej sprawności, ale wtedy spadło to na dalszy plan. Liczyło się tylko zabicie tej bestii. Przygwoździłam psa całym ciężarem do ziemi, a on tylko zamknąl oczy jakby wiedział co go czeka i był gotowy na śmierć. Nagle usłyszałam ciche:

    - Proszę...

    - Co...? - Powiedziałam zaskoczona. Słyszę już głosy. Zarąbiście. Chciałam o tym zapomnieć, ale tajemniczy głos kontynuował.

    - To był przypadek... Proszę...

    Głos dochodził od zwierzęcia mimo, że nie otwierało ono pyska.

    - Dl-l a-aczego-o m-mam c-ci wie-erzy-yć? - Wyjąkałam.

    Zwierze spojrzało na mnie ze zdziwieniem.

    - Ty słyszysz moje myśli? - Usłyszałam ponownie.

    - Myśli? - Powiedziałam i podniosłam się z niego, bo poczułam, że to co on mówi może mi się przydać.

    - Ech... Czy widzisz, żebym mówił? Ja myślę, ty to słyszysz. Uwierz mi, że jestem równie zdziwiony jak co ty. - U słyszałam głos ze strony psa, mimo, iż nie otwierał paszczy.

    - Dziwne... To nie zmienia jednak faktu, że chce cię zabić. - Powiedziałam, starałam się przy tym na jak najbardziej przerażający uśmiech. Chyba poskutkowało bo pies odsunął się ode mnie na tyle na ile pozwalała mu na to najpewniej złamana łapa.

    - Już mówiłem, że to był przypadek. Zobaczyłem cię i chciałem zaatakować, ale kiedy wyskakiwałem na polanę nie zauważyłem walizki i na nią wpadłem - "Powiedział" ze skruchą.

    - Chciałeś mnie zaatakować?! Po kiego grzyba?! - Wykrzyczałam.

    - Ju-ju-już nie-nie-nie chcę. - Powiedział szybko.

    - Oby. - Powiedziałam. Pies spróbował wstać, ale szybko upadł jęcząc. Schował łapę pod siebie, jakby wstydząc się swojego bólu. - Co ci?

    - To nic takiego. - Powiedział i wykrzywił usta w coś na kształt uśmiechu.

    - Choć tu, pomogę ci. - Powiedziałam i uklękłam przy psie. On jednak dalej chował złamaną łapę. - Przecież widzę, że cię boli. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się przekornie.

    Pies mruknął niechętnie i wyciągnął łapę. Była wykrzywiona w drugą stronę. Delikatnie za nią złapałam. Zwierze znowu jęknęło.

    - Teraz trochę zaboli. - Ostrzegłam i szybko przekręciłam łapę na właściwą stronę. Rozległo się głośne wycie, które zbudziłi chyba z pół lasu. Podeszłam do walizki i wyjęłam z niej bandarze. Owinęłam nimi szczelnie łapę psa.

    - Uciekaj, - usłyszałam - moje wycie sprowadzi innych. Zabiją cię!

    - Kogo?! - Powiedziałam.

    - Uciekaj! Już!

    Puściłam się biegiem przez las. Ostatnie co widziałam to jak pies rozrywa bandaże. Mijałam drzewa. Wokół tylko zieleń. Czułam jak ostre gałęzie drą moje ubrania, ale biegłam dalej ani na chwilę nie zwalniając. Za sobą słyszałam ciche, oddalające się głosy. To pewnie ci, o których wspominał pies. Zobaczyłam przed sobą światło i wypadłam na leśną drogę. Rozejrzałam się w dwie strony. Zobaczyłam nadjeżdżający samochód w nadzieji, że mnie podwiezie. Nie miałam zamiaru zostawać tu ani minuty dłużej.

Moja druga natura || CreepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz