25. Spotkania po czasie

1.6K 107 3
                                    

    Obudziłam się rano w ciele wilka. Gdyby nie moje szerokie łóżko na pewno leżałabym na podłodze. Najbardziej zastanawiało mnie dlaczego przemieniłam się w nocy? Zwykle następowało to w miarę świadomie i z pewnością w normalnych okolicznościach wzbudziłoby mnie nawet z głębokiego snu. Spojrzałam na butelkę z kroplówką. Była pusta. Miałam nieprzyjemne przeczucie, że jestem taka przez to co w nocy zaczęła mi podawać ta podejrzana pielęgniarka. Wytężyłam słuch i postanowiłam poszukać jakiejś rozmowy, która mogłaby potwierdzić moje podejrzenia. Nie musiałam długo czekać, aż usłyszałam Hoodie'ego i Masky'ego z korytarza.

    - Stary, nie możesz się tak zamartwiać. Jest w dobrych rękach i czuje się coraz lepiej.  - Usłyszałam głos Masky'ego.

    - Chy-chyba do niej pó-pójdę, zobaczyć ja-jak się cz-czuje. - Westchnął Hoodie.

   - Dobra, i pamiętaj: wkrótce wyzdrowieje.

    Nie spodziewałam się, zeywszyscy się tak o mnie martwią, przecież byłam tu zupełnie nowa. W życiu bym się nie spodziewałam, że mordercy będą tacy mili.

    Usłyszałam kroki za drzwiami.  Tup, tup, tup. Podeszwa uderza w panele. Nagle pauza. Chwila niepewności i drzwi uchyliły się niemalże bezszelestnie. Ze spuszczoną głową wszedł przez nie chłopak w znajomej żółtej bluzie w niektórych miejscach brudnej od krwi. Kiedy tylko podniósł głowę w moją stronę od razu zauważyłam jak bardzo się zmienił przez ostatni miesiąc. Schudł wyraźnie na twarzy i miał podkrążone oczy, w których zwykle wesołe iskierki zupełnie zgasły. Kiedy tylko mnie zobaczył miał minę jakby był świadkiem co najmniej spotkania trzeciego stopnia. Chciałam się z nim przywitać, ale w ostatniej chwili przypomniało mi się, że wilki nie mówią i wciąż tylko się na niego patrzyłam.

   - T-to t-t-ty Abi? - zapytał że strachem. - Słysz-sz-szysz mnie-e-e? - W odpowiedzi pokiwałam głową na 'tak'. Niepewnie zaczął się do mnie zbliżać i powoli, jakby bał się, że go zaatakuje, usiadł na krześle obok łóżka. - Cz-czem-mu jesteś wi-wi-wilkiem? - W odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami. - A-a-a d-d-dobrze się-się czu-czujesz? - Kiwnęłam potwierdzajaco pyskiem. Delikatnie położył rękę na moich plecach zanurzając palce w długiej sierści, na co lekko się wzdrygnęłam. Niepewnie zaczął głaskać moje futro, co było całkiem przyjemne. Położyłam głowę na poduszkach i westchnęłam.

    - N-n-nie wie-wiedzia-a-ałem, że tak u-u-miesz. - powiedział po chwili. Spojrzałam na niego i znowu poczułam ogień pod skórą. Zaczęłam zmieniać się z powrotem w człowieka. Hoodie znowu wydał się zdziwiony tym faktem.

    - To dzieję się samo. - Powiedziałam że smutkiem. - Dzisiaj stało się w nocy i obudziłam się jako wilk. Nie wiem dlaczego tak się stało. Zwykle zmieniałam się w gniewie, a neutralne uczucia nie wywoływały przemiany. - Przerwałam na chwilę i spojrzałam na chłopaka. Oparł łokcie na kolanach i słuchał mnie z uwagą. Postanowiłam kontynuować. - Podejrzewam, że to przez tą dziwną substancję, którą podała mi taka mroczna pielęgniarka. - Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.

    - Ch-chodzi c-ci o A-ann? - przerwał mi nagle Hoodie. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na niego z ciekawością.

   - Kogo?

   - N-n-o N-nurse Ann. - odpowiedział rzeczowo.

   - Mniejsza o to kim ona jest, ale napewno ona podała mi coś podejrzanego. - Powiedziałam ze złością.

   - N-nie możliwe. - Machnął lekceważąco ręką. - J-j-jest ty-ty-typem ciche-ego zabójcy i j-j-jeśli n-nie musi, n-nie wcho-o-odzi w żadne bliższe kon-kontakty z innymi mie-mieszkańcami willi.

    - Sugerujesz, że ktoś ją do mnie przysłał szantażując ja? - Byłam coraz bardziej podekscytowany całą tą sytuacją.

   - Nie. Sugeruję, ż-że twoja przemiana t-to zwykły zbie-e-eg oko-oliczności.

    - Mów co chcesz. Ja w to nie wierzę. - Odparłam stanowczo. W odpowiedzi Hoodie tylko głośno westchnął i wstał z krzesła. Powoli skierował swoje kroki w stronę drzwi. - Czekaj! - krzyknęłam za nim. Odwrócił głównym moją stronę. - Pomożesz mi wstać? - uśmiechnęłam się do niego błagalnie. On również uśmiechnął się przekornie i podszedł spowrotem do łóżka. Wyciągnęłam do niego ręce jak dziecko prosząc o wzięcie ma barana. Złapał mnie w tali i postawił ostrożnie na ziemi, zupełnie tak, jak bym była porcelanową lalką. Kolana się pode mną ugieły jakby były z waty. Hoodie najwyraźniej to zauważył bo podtrzymywał mnie cały czas i kazał mi położyć rękę na jego karku. Wolną ręką odczepiłam dawno pustą kroplówkę i powiedziałam:

   - Teraz możemy iść na spacer.

   - Najpierw przy-przypomnij so-sobie jak się cho-chodziło. - Znowu się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam ten miły gest.

    Wyszliśmy z mojego pokoju i poszliśmy w stronę wyjścia z willi. Pomału stawiałam pierwsze kroki. Po kilku metrach poczułam się na tyle pewnie by spróbować iść na własnych nogach.

    - Chyba możesz mnie już puścić. 

    - N-n-o n-n-nie wiem. - Odrzekł nie przekonany chłopak. Spojrzałam na niego oczami szczeniaczka. - No dobra. - Puścił mnie, a ja lekko chwijnie przeszłam parę metrów, po czym Hoodie złapał mnie za rękę. - N-na wszelki wy-wypadek.

    - Poradzę sobie. - Odparłam pewna siebie. Los jednak postawił przed nami schody i nie, nie poradziłem sobie. Gdyby nie pomocne ramię Hoodie'ego z pewnością leżałabym już na samym dole cała w siniakach. Ostrożnie zeszłam po schodach i stanęłam w salonie co zwróciło uwagę wszystkich.

    - Jesteś! - W jednej chwili podbiegł do mnie uradowany elf. - Myślałem, że już się nie obudzisz po tym co ci podali.

    - To miała być tajemnica ty upośledzony kartę. - Odezwał się Jeff.

    Jaka tajemnica? Co mi podali? Dlaczego miałabym się nie obudzić?!

    - Co chodzi? - Spojrzałam po twarzach w salonie. Wszyscy spuszczali głowy, lub odwracali wzrok. Nawet Ben i Hoodie.

    - Coś się stało, że tak wszyscy milczycie? - Do pokoju wszedł Toby. Spojrzałam na niego pytająco. W moim spojrzeniu zmieszało się zdziwienie, oraz smutek i gniew, że o niczym nie wiedziałam. Chłopak podbiegł do mnie i bez ostrzeżenia mnie przytulił.

    - Zrobiliśmy to dla twojego dobra. - Glaskał mnie powoli po głowie. - Chodź. Wszystko ci opowiem. - Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę kuchni, która teraz była całkowicie pusta. Zamknął wszystkie drzwi, po czym poradził mnie na taborecie.

    - Powiedz mi co do cholery się tutaj wyprawia?! - Wybuchnęłam.

Moja druga natura || CreepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz