11. A miało być tak pięknie...

2.2K 143 71
                                    

    Otworzyłam oczy. Było już ciemno. Zrozumiałam właśnie dlaczego się obudziłam. Nade mną stał chłopak i lekko mną potrząsał. Ten ktoś miał czarną maskę z czerwonymi oczami i odwróconym uśmiechem. Nie wyglądał jednak na smutnego. Na sobie miał żółtą bluzę z założonym kapturem. Dziwne. Po co ją miał, przecież jest gorąco?

    - H-hej. J-j-j-jestem H-h-h-h-hoodie. - Wyjąkał cicho.

    - Cześć. Jestem Abigale, ale wszyscy mówią mi Abi. -Powiedziałam. Usiadłam na łóżku i się przeciągnęłam. - Co cię do mnie sprowadza? - Powiedziałam ziewając.

    - S-s-s-slend-d-derman m-mó-mó-mówi żęb-byś zesz-szła na-na dół. - Znowu wyjąkał. Współczuję mu, że tak się z tym męczy. Taż tak kiedyś miałam.

    - Ok. - Odparłam. Wstałam pośpiesznie z łóżka, przez co lekko się zachwiałam. Chłopak złapał mnie za ramiona.

    - W-w-wszystko w po-po-pożądku? - Zapytał.

    - Spokojnie. Nic mi nie jest. - Spojrzałam na niego i lekko się zaczerwieniłam. - Egh... Możesz mnie już puścić. - Powiedziałam niepewnie, a on odskoczył ode mnie jak opażony. - Spokojnie. Nie gryzę.

    - T-t-t-tak. Cho-cho-choźmy już. - Powiedział i podrapał się po karku.

    - Chodźmy więc! - Prawie krzyknęłam. Wybiegłam na korytarz. - No to idziemy?

    - N-n-n-no. - Podszedł do mnie i razem zeszliśmy na dół.

    W salonie czekało na nas wiele osób. Kiedy weszliśmy do pokoju wszystkie twarze zwróciły się w naszą stronę.

    - To jest Abigale. Od dzisiaj będzie mieszkać razem z nami. - Usłyszałam. I zobaczyłam, że w tłumie stoji Slenderman.

    Ledwo to powiedział, a wokół mnie zabrał się tłum ludzi mówiących coś jeden przez drugiego.

    - Uspokojić się! Po koleji! - Krzyknął Slender w naszych głowach.

    - Hej mała. Jak coś to jestem zawsze do twojej dyspozycji. - Powiedział nagle chłopak z wyciętym uśmiechem i znacząco uniósł brwi do góry. - If you know what I mean baby.

    - Nie ekscytuj się tak, bo ci żyłka pęknie na powiece. - Odezwała się czarniwłosa dziewczyna w białsej masce. - Oj. Zapomniałam. Ty nie masz powiek. - Powiedziała wyzywająco i wytknęła do niego język. Po chwili spojrzała na mnie. - Nie przejmój się tym ćwieć mózgiem. Tak w ogóle to jestem Jane.

    - Abi. - Uścisnęłam jej rękę.

    - Jeff nie jest aż tak zły. Znaczy, jest całkiem znośny kiedy nie zachowuje się jak psychopata. - Wtrącił chłopak w niebieskiej masce.

    - Czyli nigdy! - Krzyknęła Jane. Wszyscy, z wyjątkiem Jeff'a zaczeli się śmiać.

    - Chwila. Jeff... - Pomyślałam na głos. Skąś ja go znam. Momęt. Jeff. Hmm... Nagle mnie olśniło. Wytrzeszczyłam ze strachem oczy na chłopaka. - Jeff The Killer... - Mój strach nagle przerodził się w ogromną nienawiść.

    - Tak to ja. - Powiedział brunet z jeszcze szerszym uśmiechem, niż wcześniej. - A co?

    - To ty... - Czułam jak dostaję drgawek na całym ciele. On zabił mojego tatę. - To ty mu to zrobiłeś! - Wykrzyczałam i zaczęłam trząść się coraz mocniej. Łzy zebrane wcześniej w moich oczach spłonęły ogniem zemsty. Znowu poczułam pieczenie pod skórą. Tym razem nie było już jednak bolesne. Widziałam jak paznokcie zmieniają się w pazury, a zęby w kły. Nie czekałam jednak na całkowitą transfornację, tylko żuciłam się całym ciałem na chłopaka i już miałam mu poderżnąć gardło ale poczułam jak coś owija się wokół mojej talii. W jednej chwili znalazłam się na polanie. Obraz był jak odbierany przez starą antenę. Raz czarno-bały, to znów pełen barw i kolorów.  Nie rozkoszowałam się jednak tym widokiem. Byłam wściekła. Miałam ochotę uciec z tąd daleko. Wreszcie byś sobą. Wyżyć się na czymś. Zabić. Patrzeć jak leje się krew. Nigdy więcej nie widzieć tego idioty, chyba, że martwego.

    - Już w pożądku? Nie zabierałbym cię do rezydencji gdybym wiedział co zrobił Jeff. - Usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Slendermana. - Każę mu przeprosić.

    - Czy to coś zmieni? - Spytałam wściekle. Mój głos był niski i głęboki, jakby mówiony przez inną osobę. - Mojego ojca już nic nie uratuje, a zwłaszcza tylko durne "przepraszam".

    - Zabicie go tym bardziej nic nie da. - Powiedział z powagą. - To morderca, o wyjątkowo zniszczonej psychice. Z pewnością gdyby znał cię wcześniej nie zabił by twojego ojca. Czy jesteś w stanie mu wybaczyć, czy będziesz jak on zabijać z niepodstawnej chęci zemsty? - Zapytał.

    Uspokojiłam się już trochę. Obraz był już normalny. Pazury zniknęły, ale zęby pozostawały nadal ostre.

    - Tak. - Wyszeptałam ze spuszczoną głową. - Przepraszam. - Powiedziałam z zawstydzeniem.

    - Nie musisz mnie za nic przepraszać. Twoje zachowanie w rej sutuacji było zrozumiałe. - Pocieszył mnie. - A teraz wracajmy do willi.

    - Dobrze. - Złapałam go za rękę i teleportowaliśmy się do willi.

    W pokoju na kanapie siedział Jeff z workim lodu z tyłu głowy.
Dosiadłam się do niego i zaczęłam:

    - Wiesz, sory za tą akcję. Troche mnie poniosło. - Powiedziałam nerwowo.

    - Nihil factum est. Utraque fit.- Powiedział w niezrozumiałym języku.

    - What?! - Wykrzyczałam. Co on do mnie mówi.

    - Powiedział "Nic się nie stało. Każdemu się zdarza." - Przekazał mi w myślach Slenderman.

    - Co mu się stało? - Zapytałam.

    -Ego valeo! - Wtącił Jeff.

    Spojrzałam na niego nie ukrywając zdziwienia.

    - Nie. W ciąż nie ogarniam. - Odparłam sarkastycznie.

    - Kiedy zaatakowałaś Jeff'a, dość mocno uderzył się w głowę i teraz przez jakiś czas będzie mówił po Łacińsku. Do rana powinno mu jednak przejść. - Usłyszałam od Slendermana.

    - Dobra. - Odpowiedziałam i rozłożyłam się wygodnie na kanapie.

   
    

Moja druga natura || CreepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz