Rozdział 5

3.9K 151 26
                                    

Naj­ważniej­sze jest, by gdzieś is­tniało to, czym się żyło: i zwycza­je, i święta rodzin­ne. I dom pełen wspom­nień. Naj­ważniej­sze jest, by żyć dla powrotu.

Rezydencji Whitfordów zdecydowanie nie można nazwać typową. Mimo, że dorobek właścicieli wynosił grube miliony, a cały budynek nie należał do małych, nie dało się odczuć tego bogactwa, przepychu i wywyższania się. Nie znajdzie się tam marmurowych podłóg, ręcznie pozłacanej zastawy stołowej, ani służby. Charles i Mary Jo stawiali na rodzinę, a pieniądze traktowali jedynie jako dodatek do całości. Śmiało mogę nazwać się szczęściarą, ponieważ wychowywałam się w tym domu, a ta dwójka wspaniałych ludzi towarzyszyła mi od najmłodszych lat.

W skrócie można powiedzieć, że Charles Whitford jest geniuszem, milionerem, playboyem, filantropem i wariatem. Mary Jo to kobieta z zupełnie innej bajki, która z nieznanych mi przyczyn, trwa przy swoim mężu już jakieś czterdzieści lat. Zawsze przymykała oko na jego wygłupy i cięty język, jednocześnie posyłając przepełnione czułością spojrzenie. To oni byli moim dowodem na istnienie prawdziwej miłości, od zawsze i na zawsze. Mając przy swoim boku Harry'ego modliłam się do Boga, by skończyć jak Whitfordowie, ale Bóg miał inne plany.

Nie zdziwiło mnie, że brama jak zwykle była otwarta. I mimo, że każdy mógł bezkarnie wejść na posiadłość, nie oznaczało, że tak łatwo stamtąd wychodził, bowiem ledwie podjechało się pod sam dom, a uważny staruszek celował w nas lufą strzelby. Miłe powitanie gości.

Przyciemniane szyby w samochodzie Harry'ego zapewne mocno irytowały mężczyznę, gdyż sekundy mijały, a on nie wiedział kto zakłócał jego spokój. Gemma wypadła z auta i jak strzała popędziła w jego stronę, zapewne nie mogąc wytrzymać. On natychmiast się rozchmurzył, a zadowolenie i radość widoczna była na jego twarzy. Wciągnęłam mocno powietrze. Denerwowałam się coraz bardziej, a wątpliwości napływały do mojej głowy masowo, totalnie zbijając mnie z tropu, którym powinnam się kierować. Styles zapłaci za każde kłamstwo, jakie wyjdzie z moich ust. Czuję się jak prostytutka, tania laska do wynajęcia. Czuję się podle, ale nie mogę się wycofać. Jestem w pułapce.

- Gotowa? - po głosie mogłam rozpoznać, że był wyluzowany. Cały Harry, nie widział zła w tym, co mamy zamiar zrobić. Prychnęłam pod nosem, kręcąc lekko głową na boki. - Powiedz mi Priscilla, czemu ktoś tak zbuntowany jak ty, udaje kogoś tak grzecznego?

- Wyjdę pierwsza. - zignorowałam go i biorąc ostatni głęboki wdech, modliłam się o jakiekolwiek zbawienie, ale nie zapowiadało się, żeby miało nadejść. Otworzyłam drzwi i powoli wysiadłam z samochodu, starając się ukryć swoje zdenerwowanie. Nie dam rady, nie dam rady, nie dam rady, weź się w garść Scilla!

- Nie wierzę, czyżby pszczółka wróciła do ula? - uśmiechnęłam się słysząc jego głos. Moje oczy zrobiły się mokre, serce skurczyło się do najmniejszych rozmiarów, powodując okrutne ukłucia w klatce piersiowej, nie mówiąc już o nogach, które prawie odmówiły posłuszeństwa. Nie mam pojęcia dlaczego jeszcze nie leżę na ziemi i jakim cudem doczłapałam do objęć Charlesa. Płakałam, może nie fizycznie, ale tam w głębi duszy wyłam jak małe dziecko. - Mary Jo! Mamy gości!

- A kogo do nas przywiało? Nie możliwe! Babeczka, to ty? Dziecko moje drogie! Lata cię nie widziałam! - już nic nie widziałam. Padłam w ramiona staruszki z głośnym szlochem. Nawet sobie nie wyobrażałam, jak bardzo mogę za nimi tęsknić. W tej chwili miałam przed oczami wszystkie rodzinne obiadki, imprezy, czy inne ważne wydarzenia, które miały miejsca w tym domu. Jestem taką beksą.

- Ja też zostanę tak miło przywitany? - Harry postanowił poinformować nas o swojej obecności, o której w zasadzie zapomniałam. Wciągnęłam głośno powietrze, szybko wycierając policzki, bo czułam, że ta sytuacja nie zapowiada się dobrze. Charles bez słowa i z kamienną miną załadował broń, wymierzając nią w młodego Stylesa. Ten uniósł ręce w geście poddania i posłał mi spojrzenie, przez które zrozumiałam, że muszę wkroczyć. Mary Jo próbowała uspokoić swojego męża, ale ten był gotów, by zastrzelić Harry'ego. Wkroczył na jego posiadłość, już miał powód, by pociągnąć za spust. Whitford jest wysoko postawioną osobą, wyjdzie z największego gówna.

- Wujaszku... Postanowiliśmy z Harry'm dać sobie jeszcze jedną szansę. - mówiąc to, objęłam bruneta w pasie i przytuliłam się do jego boku. Chciałam być wiarygodna. Ten opuścił ręce i przytulił mnie do swojego ciała, nie zwracając uwagi na lufę wymierzoną prosto w nas. Charles zdawał się nie wierzyć w moje słowa, bo nie poruszył się ani o milimetr.

- Kapitanie, naprawdę myślisz, że Scilla przytuliłaby takiego sukinsyna, gdyby nie chodziło o najszczerszą miłość? - chwała ci Gems, że kłamstwo masz we krwi. Mężczyzna uległ słowom mojej przyjaciółki, opuścił broń i wolnym krokiem podszedł do naszej dwójki. Chwilę patrzył morderczym wzrokiem w twarz Harry'ego, ale nie odezwał się ani słowem. Dopiero gdy spojrzał w moje oczy i posłałam mu delikatny uśmiech, jego serce zmiękło. Jego oczy nie wyrażały chęci mordu, gdy zwrócił się do mojego byłego męża.

- Obserwuję cię, Styles. Zobaczę łzę w jej oku, a wypoleruję sobie nowe buty twoją mordą, zrozumiałeś?

- Charles, miałeś być miły! - kochana Mary Jo zawsze pilnowała swojego męża.

- Ah tak, zapraszam do środka. - mówiąc to przepuścił mnie przodem, wraz z Gemmą i Mary Jo, które uroczo sobie rozmawiały. Czułam ulgę na sercu. - A Brutusa nakarmię twoimi jajami.

- Charles!

Przewróciłam oczami. Witaj w domu, Scilla.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


xx

The Perfect Husband | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz