Rozdział 12

3.1K 135 17
                                    

Przeszłość nie jest krainą, którą tak łat­wo opuścić.

Przy śniadaniu panowała cisza. Charles z Mary Jo ukradkiem posyłali sobie porozumiewawcze spojrzenia, podczas gdy ja i Harry wzajemnie się ignorowaliśmy. Powód? Widział, że jestem w bojowym humorze i pewnie nie miał ochoty na zbieranie swoich genitaliów z podłogi. Zaś ja nie byłam zadowolona z jego nocnego wyznania.Po jego słowach uciekłam. Wróć, uciekłam kiedy chciał mnie pocałować. Czy krzyczałam? Nie. Wyszłam szybkim krokiem, nie trudząc się o wyjaśnienia.

- Wiecie co jest dobre na małżeńskie kłótnie? - spojrzałam na Charlesa, przerywając smarowanie tosta dżemem wiśniowym. Czekałam cierpliwie, aż staruszek połknie to, co miał w ustach. Harry również się zainteresował, a Mary Jo jedynie pokręciła głową na boki. - Seks.

- Nie jesteśmy pokłóceni, prawda kochanie? - jego fałszywie miły głos zabrzmiał w moich uszach. Irytował mnie. Może i mieliśmy udawać związek, ale nawet najlepsze pary miewają sprzeczki. I w tym temacie nie zamierzam udawać, jest idiotą i tyle.

- Ta. - odparłam po chwili, gdy wszyscy wbili we mnie swój wyczekujący wzrok. Nie było w tym ani grama pozytywnych emocji, tylko istna obojętność.

- Dajcie spokój. Oboje jesteście sfrustrowani seksualnie, to czuć na kilometr. Dajcie sobie po buziaku i sio do łóżka.

- Charles, daj spokój, proszę cię.

- Właśnie, Charles. Daj spokój. - ponowiłam słowa Mary Jo, ściskają w rękach metalową rączkę noża. - Nikt nie jest pokłócony, nikt nie potrzebuje żadnego pieprzenia.

- Wyrzuciłaś swojego męża, by spał w stodole, to chyba jest kłótnia.

- On nie jest moim mężem! - rzuciłam sztućcami o talerz, w wyniku czego ten roztrzaskał się na kawałki. Byli zszokowani, gdy gwałtownie odsunęłam krzesło i wbiegłam do domu. Wołali mnie, ale ja szukałam miejsca, w którym mogłabym dać upust emocjom. Szybkim krokiem przemierzyłam cały dom, by dostać się do tylnego wyjścia. Prowadziło na łąkę, która mogła cię zaprowadzić w każde miejsce. Moja klatka piersiowa gwałtownie unosiła się i opadała, gdy biegłam przed siebie po wysokiej trawie, nawet nie myśląc, by się zatrzymać. Uciekałam.

Uciekałam przed przeszłością, która ponownie próbuje mnie dopaść i zniszczyć. Chce mną rzucić o ziemię i kopać, pozostawiając bolesne ślady. Byłam głupia w momencie, w którym zgodziłam się na propozycję Harry'ego. Żałuję. Żałuję już teraz, bo wiem, że nie dam rady. Prędzej czy później znów się zakocham, znów będę cierpieć, bo popełnię jeden błąd, a on znajdzie sobie kolejną, lepszą i taką, która nie ma problemu.

Moje nogi zatrzymały się pod jednym z niewielu drzew. Dom Whitforda był dość daleko. Schowałam się za grubym pniem i usiadłam na ziemi. Przez dobre dwadzieścia minut płakałam, wyłam i drapałam swoją skórę, błagając Boga, by oszczędził moją psychikę. Można udawać, że wszystko jest w porządku, można myśleć, że jest się już wolnym od jakiegokolwiek zła, aż przyjdzie taka chwila, w której najczarniejszy koszmar powróci, niszcząc cały ład, jaki zdołałaś zachować w swoim życiu. Ten moment nastał właśnie teraz.

Wytarłam mokre policzki brudnym rękawem, gdy usłyszałam jakiś hałas. Nie musiałam długo czekać, żeby ktoś pojawił się tuż obok mnie. Nie trzeba być jasnowidzem, by wiedzieć, kim owa osoba była.

- Czego chcesz?

- Zrozumieć przed czym uciekasz.

- Skąd pomysł, że to robię? - nieważne jak bardzo starałam się brzmieć normalnie, mój głos zdradzał wszystko. Mam tylko nadzieję, że jest zbyt głupi, by ogarnąć całą sytuację.

- Znam cię, Scilla. W końcu byliśmy małżeństwem. - prychnęłam na te słowa. Słyszałam głośne westchnienie z jego strony, a chwilę później już siedział obok mnie. Nie spojrzałam na niego. - Nigdy nie miałem okazji cię przeprosić.

- Kto powiedział, że teraz ją masz?

- Przestań odpowiadać pytaniem na pytanie. I wysłuchaj mnie. - brzmiał groźnie. - Chcę cię przeprosić za to, że zachowałem się jak dupek w momencie, w którym mnie potrzebowałaś. Powinienem siedzieć przy tobie w szpitalu, a zamiast tego zabawiałem się z kumplem i striptizerkami. Zdradziłem cię niejednokrotnie. Okłamywałem przez tak długi okres czasu. W końcu nie okazywałem zainteresowania. Byłaś mi tak obojętna, jak każda obca osoba, którą mijam na chodniku. - zatrzymał swój potok słów, zaś ja wstrzymałam powietrze. Gryzłam policzki, wbijałam paznokcie w skórę na swoich udach, czy ramionach - wszystko, żeby się przy nim nie rozpłakać. - Nawet sobie nie potrafisz wyobrazić jak się czułem, gdy zrozumiałem, że to koniec. Już nie wrócę do domu z pracy i nie usłyszę twojego cudownego głosu, który pyta jak mi minął dzień. Nie spędzę wieczoru oglądając film w telewizji, na którym totalnie się nie skupiałem, bo miałem ciebie obok. Nie poczuję twojej bliskości w nocy. Nie usłyszę już nigdy kocham cię z twoich ust. Nie będę mógł cię pocieszać, gdy dostaniesz okres i będzie ci się wydawało, że jesteś nieidealna. Nie pokłócę się o kolor ścian w salonie, nie zbiję talerza podczas porannej sprzeczki. Nie wypiję już nigdy tej obrzydliwej, czarnej kawy, siedząc z tobą na tarasie i patrząc na wschód słońca. Każdy deszczowy moment spędzę sam, każdym dźwiękiem muzyki będę rozkoszował się w samotności. Bo bez względu na to całe gówno, to ty jesteś idealna i to twój uśmiech jest moim ulubionym. W moim sercu zawsze byłaś ty.

Siedział przede mną, patrząc w zaszklone oczy. Byłam w totalnym szoku, ale widziałam, że nie kłamie. Albo nauczył się grać.

- Nie oczekuję, że rzucisz mi się na szyję w tym momencie. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że gdybym mógł cofnąć czas...

- ... ale nie możesz. - dokończyłam za niego, próbując się uśmiechnąć. Wyszedł z tego słaby grymas, za to jego usta uformowały się w słodkim uśmiechu. Zabijał mnie.

- Prawda, nie mogę... ale uważam, że jestem w stanie udowodnić ci, że nikt więcej cię nie skrzywdzi. Jeśli tylko mi pozwolisz... zawsze będę cię chronił.

To ty mnie skrzywdziłeś, Harry. Najbardziej boli fakt, że nie przeprosiłeś za najważniejsze... ale skąd mógłbyś wiedzieć.

xx

The Perfect Husband | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz