#5

95 31 17
                                    

- Margaret? Czemu tak wcześnie? - zapytałam zmieszana. Naprawdę pojawiła się w tym domu w nieodpowiednim momencie.

- Zamknęli aptekę wcześniej. Problemy z towarem - powiedziała odstawiając swoją czarną torebkę na stolik i zdejmując wełnianą czapkę. Opiekunka była farmaceutką i pracowała w pobliskiej aptece. W rzeczywistości zajmowała się mną z własnej nieprzymuszonej woli, a ja traktowałam ją... Nieciekawie.

- Przepraszam cię za wczoraj... - zaczęłam ze skruchą. Naprawdę poczułam się z tym wszystkim źle. - Jestem okropna wiem... Czasami nie potrafię po prostu nad tym zapanować, nie tylko przy tobie, przepraszam... - Spuściłam głowę i po chwili podeszłam do kobiety. Przytuliłam ją i poczułam na sobie kilka śnieżynek, które leżały jeszcze na kurtce Margaret. Po chwili odwzajemniła uścisk i pogładziła mnie po włosach.

- Nic się nie stało, rozumiem. - Złapała moją twarz w dłonie i uśmiechnęła się leniwie, lecz szczerze. Wiedziałam, że nie mogę przeciągać tej chwili. Za moment do domu mieli przyjść moi "koledzy ze szkoły", a byłam w proszku.

- Wiesz... Za moment mają przyjść koledzy ze szkoły... - zaczęłam niepewnie, ale dostrzegłam, że Margaret się rumieni i unosi wysoko kąciki ust. Spodziewałam się co powie.

- Będę siedzieć cicho w swoim pokoju. - Poklepała mnie po ramieniu. - Nie przeszkadzajcie sobie, powodzenia w "nauce"! - Mrugnęła do mnie i zachichotała kierując się jeszcze w stronę kuchni. Odetchnęłam z ulgą. Teraz pozostało tylko czekać na dwóch kolesi, którzy chcieli ze mną porozmawiać. Nie miałam pojęcia na jaki temat i bardzo się tego obawiałam po tym co ostatnio ze mną zrobili. Jedynie James okazał się być trochę bardziej... normalny.

Usiadłam na kanapie w salonie i znów spojrzałam zamyślona w sufit. Słyszałam jak po chwili opiekunka wchodzi do swojego pokoju i poczułam się lepiej. Myśl, że nie będzie wtrącać się w nasze i tak dziwne rozmowy była pocieszająca. Raczej nie chcieli porozmawiać ze mną o tym co kupić mamie na urodziny. Pewnie chcieli obmówić plan napadu na bank, w którym mam zginąć. Może lepiej od razu zakopię się w ogródku?

Z zadumy wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Wzięłam głęboki wdech, poprawiłam włosy i nerwowo naciągnęłam bluzę jeszcze bardziej. Podeszłam do wejścia i otworzyłam mężczyzną. James przesunął mnie na bok i wszedł z Tomem do środka bez pytania. Zrobiłam zażenowaną minę i pokazałam im palcem, żeby byli cicho. Zaprowadziłam ich na górę do mojego pokoju. Rozejrzeli się dookoła aż w końcu usiedli na fotelach w lewym rogu pomieszczenia. Wciąż ich wzrok skierowany był na wszystko co znajdowało się w moim pokoju. Usiadłam pewnie na łóżku i splotłam ręce na piersi.

- Po co przyjechaliście? - zapytałam ostro. Nie miałam zamiaru okazywać im szacunku po tym jak mnie potraktowali. Wciąż miałam bandaż na przedramieniu i plaster na policzku. Wcale nie wyglądało to pięknie, a była to tylko i wyłącznie ich zasługa. Nie szanowałam nawet Jamesa, bo wiedziałam, że on także nie jest taki miły.  Na pewno w zwyczaju ma zabijanie niewinnych osób i ćwiartowanie ich na milion kawałków. Tak to sobie wyobrażałam.

- Musimy porozmawiać - powiedział brunet splatając dłonie i opierając się łokciami o kolana.

- O czym? Już chyba mieliście okazję ze mną... porozmawiać. - Przewróciłam oczami i oparłam się rękoma za siebie.

- O tobie. - Czarnooki podniósł jedną brew, a Tom wciąż nic nie mówił.

- Chyba nie do końca mam ochotę z wami rozmawiać. - Wstałam i podeszłam do okna stojąc do nich bokiem. - Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale to co robicie jest... Nienormalne! - uniosłam głos i spojrzałam na nich z pretensją.

PrzepraszamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz