#12

62 32 11
                                    

- Może byś już wstała?! - ktoś krzyczał nad moim uchem, a ja czułam, że jeszcze nie kontaktuję. - Ogłuchłaś już?

- No ej... Pięć minut. - otworzyłam zaspane oczy i lekko je przetarłam. Nade mną stał Ryan, który dzisiaj wyjątkowo wyglądał na niezadowolonego. Wiedziałam, że on i wszyscy prócz Jaya i Zacka nie wiedzą o zakładzie. Nie mogłam się wygadać.

- James zrobił jakieś śniadanie. Czy coś.

- Że co?! - zaczęłam śmiać się najgłośniej jak potrafiłam. West i gotowanie? Przecież to jest niemożliwe.

- No to. Chodź do salonu. - powiedział i wyszedł z sypialni.

Usiadłam na brzegu łóżka i pomyślałam, że właśnie dzisiaj Wigilia. Niestety, nie będzie to Wigilia jak każda inna. Co prawda przypominała mi ona o tym, że nie zobaczę się z rodzicami i nigdy więcej nie spędzę jej z nimi, ale kiedy wszystko z Margaret zaczęło się układać nagle święta nie mają już znaczenia. Do tego jeszcze ten zakład...

Przebrałam się w czarny, ciepły sweter z kokardką na plecach i jasne jeansy z wysokim stanem. Popatrzyłam na siebie w wielkim lustrze wiszącym obok komody i stwierdziłam, że chyba trzeba choć trochę się pomalować. Nałożyłam niewiele tak zwanej tapety i przejechałam bordową pomadką po ustach. Wyszłam z pokoju, bo poczułam, że robię się głodna. Takiej okazji jak śniadanie przygotowane przez Jamesa nie można przepuścić.

Kiedy weszłam do głównej sali zobaczyłam bogato nakryty stół w prawym rogu pomieszczenia. Były tam zapiekanki różnego rodzaju, sałatki, ser żółty, feta, pleśniowy, koreczki zrobione z warzyw i nie tylko. Rozszeżyłam oczy i prychnęłam pod nosem na myśl, że West naprawde to wszystko przyrządził.

- Gdzie Ryan? - zapytałam siadając na krześle pomiędzy Jamesem a Jayem.

- Kazałem mu iść coś załatwić i powiedziałem, że dzisiaj wyjeżdżamy we czwórkę, więc niech nie przychodzi do kasyna. - odpowiedział mi czarnooki spoglądając wciąż na swój talerz. W siedzibie były tylko te osoby, które o wszystkim wiedziały.

- Czy to ma być pożegnalne śniadanie? - zaśmiałam się nerwowo i sięgnęłam po ser pleśniowy.

- Nie dramatyzuj. Mamy do wykonania robotę. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby nie stracić tej kasy.

- Mną już nie trzeba się przejmować, rozumiem... - rzekłam zażenowana nawet nie spoglądając na Westa. Poczułam, że Zack, który siedział naprzeciwko kopie moją nogę pod stołem. Zapewne nie chciał bym drażniła Jamesa. - O której to wszystko się zaczyna? I gdzie?

- Tutaj. W kasynie. Dokładnie o dziewiętnastej więc mamy jeszcze trochę czasu, żeby pomyśleć... - czarnooki spojrzał w sufit i wypuścił powietrze ze świstem. Spojrzałam na godzinę, dochodziła już dwunasta trzydzieści. Sama dziwiłam się jak mogłam tam długo spać.

- A ja? Co ja mam tam robić? - dopytywałam.

- Dostaniesz ubranie, uczesz się, pomaluj i po prostu stój przy stole, przy którym będziemy grać. Mam wrażenie, że to trochę zajmie...

- To znaczy?

- Nie dam mu tak łatwo wygrać. Prędzej obiję mu jego krzywy ryj niż oddam te kilkaset tysięcy. - zacisnął pięści oraz szczękę. Jego kości policzkowe wyglądały naprawdę seksownie, a błysk w ciemnych oczach lśnił na kilometr.

- Daj mi lepiej od razu to ubranie. Chce się jakoś przygotować. - powiedziałam i wstałam już od stołu. Do reszty straciłam apetyt.

- Leży tam na sofie. - wskazał na kanapę przy ścianie.

PrzepraszamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz