#27

32 26 0
                                    

Zmarszczyłam brwi i patrzyłam na Josha podejrzliwie. Czułam się trochę bezpieczniej wiedząc, że Molly znajduje się gdzieś niedaleko mnie. 

- Słucham - założyłam ręce i stanęłam pewna siebie zwracając się do Prestona. A ten podszedł trochę bliżej, abym w zgiełku ludzi mogła go lepiej słyszeć.

- Mam dla was ofertę. Wiem, że czwórka członków odeszła z gangu i nie powiem, że mi to przeszkadza - uśmiechnął się jadowicie jak miał to w zwyczaju. Nie mówiłam nic. Czekałam na jego dalszą wypowiedź, ale kontrolowałam wzrokiem każdy jego ruch. - Przyznam szczerze, że nie chce mi się już dłużej prowadzić z wami tej wojny - wywrócił oczami, a jego twarz wydawała się trochę zmęczona.

- Mógłbyś faktycznie przejść do sedna? - zapytałam z irytacją i przymrużyłam oczy.

- Claris... - podszedł jeszcze bliżej, a ja zaczęłam powoli się cofać, ale on złapał delikatnie moje przedramię. - Było nam razem... całkiem dobrze - uśmiechnął się, ale wiedziałam, że był to fałszywy uśmiech.

- Może i było - zaczęłam - ale potem okazało się kim jesteś naprawdę. Nie jesteś warty mojej uwagi, naprawdę - zapewniłam go i wyrwałam rękę z jego uścisku.

Josh odchrząknął i kontynuował swoją wypowiedź.

- Moja propozycja jest następująca - włożył ręce do kieszeni i patrzył na mnie nieustannie. - Wy oddacie mi jednego z was. Może to być któryś z facetów, ty, albo ta suka Molly...

- Nie. Mów. Tak. O niej - wbiłam w niego groźny wzrok i tym razem to ja podeszłam bliżej, choć on nawet nie drgnął.

- Cokolwiek - wzruszył ramionami. - W zamian za to ja daję wam święty spokój i możecie zapomnieć o moim istnieniu. Ale tylko pod warunkiem, że zrobicie co każę - uśmiechnął się i skrzyżował ręce na piersi.

Moja mina wyrażała... Zakłopotanie. Gniew. Niepewność. Wszystko co możliwe. Znów kompletnie nie miałam pojęcia co mogłabym powiedzieć. Taka oferta nie wchodziła w rachubę.

- Ja... - zająknęłam się i zaczęłam nerwowo rozglądać się dookoła siebie. Poczułam nawet jak robi mi sie trochę słabo. - Ja... Nie mogę podjąć sama takiej decy...

- Nie - przerwał mi szybko Preston. - Chodzi o to, że to ty masz podjąć tę decyzję - na jego twarz znów wpełzł ten przebrzydły uśmiech.

Czułam się bezradna. Jeżeli skażę kogoś na wieczne zniewolenie przez Josha to będę mieć wyrzuty do końca życia. W mojej głowie panowała pustka. Żadne słowo nie przychodziło mi na myśl.

Niewiele zastanawiając się, zaczęłam pomału wsuwać rękę do mojej torebki, w której znajdował się pistolet. Miałam nadzieję, że zielonooki tego nie zauważy.

- Claris, serio? - zmrużył oczy z politowaniem. - Myślisz, że wyjmiesz pistolet wśród tych wszystkich ludzi i mnie zastrzelisz? Myślałem, że jesteś chociaż TROCHĘ inteligentniejsza - pokręcił głową z dezaprobatą, a ja położyłam ręce na biodrach nie wiedząc już co z nimi zrobić.

- A co jeśli się nie zgodzę? - zapytałam.

- Wtedy konflikt między nami będzie trwał. I zaostrzy się. W dużym stopniu.

- Co to znaczy? - ponownie spytałam tym razem z nutką zaciekawienia, ale też zmartwienia.

- Myślisz, że zdradzę ci swoje plany? - popatrzył na mnie z politowaniem, a ja wiedziałam, że muszę wreszcie się zdeklarować.

- Nie, Josh. Nie. Po prostu się nie zgadzam - odpowiedziałam nie do końca pewna swego, ale pokręciłam głową i stanęłam twardo na ziemi.

 - Hm, można powiedzieć, że mniej więcej tego się spodziewałem - Preston wywrócił oczami, odwrócił się na pięcie i zaczął iść w przeciwnym kierunku.

PrzepraszamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz