6. 2502120BHPN

2.3K 224 21
                                    

Rozsuwane drzwi usunęły się z mojej drogi, wpuszczając mnie do kolejnego korytarza. Wyszedłem ze śluzy i ponownie zerknąłem na wąski kawałek metalu w mojej ręce. Wyświetlał mapę piętra z zaznaczoną trasą, którą muszę przebyć, aby dostać się do mojej kwatery mieszkalnej. Jak to oficjalnie brzmi... "kwatera mieszkalna". Czułem, że musi być szybszy sposób na przemieszczanie się po stacji. Przysięgam, idąc tutaj z gabinetu Hotchnera przeszedłem przez co najmniej trzy śluzy, wjechałem kilka pięter w górę, zgubiłem się, zjechałem piętro w dół i jeszcze raz przeszedłem przez śluzę.

Nogi niosły mnie do przodu z małym, bądź w ogóle zerowym zaangażowaniem moich myśli, które skupiły się na zupełnie czymś innym. Na fakcie, że dostałem pracę. Pierwszą w życiu, zupełnie samodzielną, dobrze płatną pracę!

Teczka, którą niosłem, bujała się u mego boku, raz po raz muskając nogawkę spodni. Nie miałem ze sobą walizki, wszystkie moje rzeczy osobiste znajdowały się w luku bagażowym na promie, a teraz najprawdopodobniej czekały już na mnie w moim nowym miejscu zamieszkania.

Moja najnowsza zabawka - zawiadamiajka - pisnęła upominająco, wskazując mi odnogę korytarza, którą powinienem wybrać. Nie myśląc wiele, skręciłem w prawo. I mało nie zderzyłem się z rozpędzoną kobietą.

— Przepraszam panią — wypaliłem, jak najszybciej to było możliwe, uskakując jej z drogi. Kobieta jednak, zamiast ruszyć do przodu tempem startującego statku, które przed chwilą utrzymywała, zmierzyła mnie dokładnie wzrokiem. Nawet nie kryła się z tym, jak jej oczy prześlizgują się po całej mojej postaci, zatrzymując się na niektórych częściach na dłużej. Nie pozostawałem dłużny.

Ona sama była dość niska, z włosami o cieplejszej barwie czerni niż moje, splecionymi w dredy, a następnie związanymi w kucyk. Na jej nosie spoczywały okulary o owalnych szkiełkach.

Uśmiechnęła się, opierając ręce na biodrach i pokiwała głową w geście oznajmiającym, że nic się nie stało.

— Pan jest nowy? — spytała bezceremonialnie wskazując na przypięty do mojej piersi identyfikator. Pokiwałem potwierdzająco głową.

— Owszem, przyleciałem dzisiaj.— odpowiedziałem i sam zacząłem szukać wzrokiem jej plakietki. Nie była przypięta do jej szarego sweterka.

— Personalny asystent A. Hotchnera — wymamrotała pod nosem, sczytując kolejne informacje. Uniosła brązowe oczy i posłała mi współczujące spojrzenie.

— Czyli już go pan spotkał? Hotchnera? — spytała oglądając się przez ramię, upewniając się czy aby nikt nie słyszy naszej rozmowy. — Ten facet to naprawdę coś, prawda? — powiedziała ni to drwiącym, ni to zafascynowanym głosem. Uniosłem brwi.

— Jest... specyficzny. To prawda. — odparłem wymijająco. Nie pracowałem tutaj nawet jednego dnia i dzielenie się spostrzeżeniami na temat mojego nowego szefa z pierwszą osobą, którą spotkałem, nie wydawało się zbyt rozsądne.

— Dobrze powiedziane — kobieta zdawała się niezrażona moją lakoniczną odpowiedzią. Nadal ciągnęła, z odprężeniem opierając się o ścianę. — Ludzie różnie o nim mówią, ale "specyficzny" zdecydowanie pasuje najlepiej. Swoją drogą... — spojrzała na mnie uważniej spod elipsoidalnych okularów. — Pytał pana o to swoje "czy żyją?"?

Czyli co? Wszystkich o to pytał?  Po chwili skinąłem głową. Nie wiedziałem do końca, co o tym wszystkim myśleć.

— Wiedziałam! — moja rozmówczyni pokiwała rozumnie głową. Na jej twarzy zagościł zadowolony z siebie półuśmiech. — Zawsze o to pyta. Kogo popadnie. — dodała ściągając twarz. Wywnioskowałem, że to wypytywanie trwało już od jakiegoś czasu, bo w jej głosie wyraźnie można było wyczuć nutę zirytowania. Westchnęła teatralnie. — Jakby nie wiedział, że nikt tak nie uważa, a reszta się nawet nad tym nie zastanawiała! — powiedziała, jakby stwierdzała dobrze znany fakt. Cofnąłem nieco głowę, nerwowo przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Już miałem zacząć dopytywać się, o co dokładnie jej chodzi, ale wysoki sygnał dźwiękowy wepchnął mi słowa z powrotem do gardła. Kobieta spojrzała na mnie przepraszająco, po czym odebrała transmisję unosząc dłoń do skroni.

Stała przez chwilę w ciszy, słuchając i patrząc w przestrzeń, podczas gdy ja niezręcznie spuściłem wzrok na swoje buty. Kiedy transmisja dobiegła końca, skinęła głową i konkretnym tonem wyszeptała "już idę". Znów spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko.

— Obowiązki wzywają. — stwierdziła krótko i ruchem dłoni przepuściła mnie w głąb korytarza. Postąpiłem kilka kroków naprzód i już miałem wrócić do poszukiwania pokoju, gdy coś sobie uświadomiłem.

— Przepraszam, jak się pani nazywa? — spytałem, obracając się na pięcie. Kobieta właśnie odsunęła się od ściany, ale zanim ruszyła przed siebie, rzuciła mi jeszcze odpowiedź.

— Luise Isoruko.

Podziękowałem jej uśmiechem i odwróciłem się, chcąc kontynuować poszukiwania, gdy zauważyłem, że panel drzwi, stojących tuż obok, wyświetla moje inicjały i identyfikator. Nie zwlekając przyłożyłem do niego dłoń, a on, zabłysnąwszy zielonym światłem, otworzył drzwi do mojego właśnie odnalezionego pokoju.

Kiedy wchodziłem do pomieszczenia z korytarza, dobiegł mnie oddalający się głos;

— Do zobaczenia, Jeremy.

Odwróciłem się jak błyskawica, ale drzwi już się zamykały. Ponownie skierowałem wzrok na pokój, po czym prychnąłem sam do siebie. Czyżbym był aż tak sympatyczny, że od razu przeszła na "ty"? Była starsza, to prawda, ale w sumie...

Nie. Ja mam tutaj pracować. Zganiłem się w myślach i westchnąłem ciężko. Rozejrzałem się wokoło, skupiając uwagę na moim nowym lokum.

Znajdowałem w czymś w rodzaju wiatrołapu, zaraz po mojej lewej stały drzwi do, jak się później okazało, łazienki. Dalej przechodziło się do nieco większego pomieszczenia, w którym znajdowała się kanapa, stolik z regulowaną wysokością, dwa krzesła i biurko ustawione w rogu. Tam też znalazłem swoje walizki. Dalej stał parawan, za którym znajdowało się łóżko oraz szafka nocna. Meble wykonane były z plastiku w przyjemnym jasnobrązowym kolorze, a ściany miały odcień ciemniejszy niż korytarz na zewnątrz. Odetchnąłem z ulgą. Bałem się, że wszystko tutaj może wyglądać jak gabinet Hotchnera. Zdecydowanie straciłbym zmysły, gdyby otaczało mnie tyle bieli.

Moją uwagę przykuł okrągły, ciemny punkt na tylnej ścianie pokoju. Okno. Podszedłem do niego i oparłszy się o ramę, spojrzałem na otaczającą stację przestrzeń. Jasne gwiazdy mrugały do mnie z ziejącej czerni, która wpatrywała się we mnie równie głęboko jak ja w nią. Było w niej coś pięknego, ale jednocześnie świadomość, że to co widzę tylko jako kolor - jest tak naprawdę nicością, trochę mnie przerażała.

Westchnąłem i odsunąłem się od ramy okna, ponownie przenosząc wzrok na wnętrze pokoju. W oczy rzucił mi się plik dokumentów bielejących na biurku, wcześniej tak skupiłem się na oknie, że ich nie zauważyłem.

Zbliżyłem się, przyglądając się uważnie papierom. Za nimi leżał zawinięty w folię komunikator, z przyczepioną ręcznie napisaną karteczką: "nie wyłączać do ciszy nocnej (23) - Hotchner". Jęknąłem. Witaj dorosłości...

Podniosłem długie urządzenie w kształcie czegoś, co najbardziej przypominało chyba wykrzywiony patyczek do uszu. Odczepiłem okrągłą końcówkę i przyłożyłem ją do skóry za uchem, gdzie natychmiast się zaczepiła. Była mała, jeżeli się jej nie rusza, w ogóle jej nie czuć. Antenkę i mikrofon przypiąłem nad identyfikatorem, przełączając ledwo wyczuwalny przycisk ON.

Odwróciłem się i już miałem zabrać się za rozpakowywanie zawartości walizek, gdy z komunikatora zabrzmiał sygnał dźwiękowy. Ze zdziwieniem szerzej otworzyłem oczy, ale szybko uniosłem dłoń do głowy i palcem dotknąłem przekaźnik.

— Gdzie się pan podziewa!? — w głowie rozbrzmiał mi zirytowany głos Hotchnera. — Próbuję się z panem połączyć od ponad pół godziny!

Chciałem zacząć się tłumaczyć, ale mój pracodawca najwyraźniej to wyczuł, bo zbył mnie słowami:

— Zresztą - nieważne. Niech się pan pojawi w pokoju Delta-13. Natychmiast!

Urodziłam się na farmie dzieciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz