17. 5015080GJAQ

1.3K 184 7
                                    


Lampy zamigotały, rzucając na ładownie i siedzące w niej osoby smugi białego światła. Zacisnęłam oczy, ale błyski nadal przedostawały się przez zamknięte powieki. Chyba startowaliśmy. Znowu.

Kiedy wszystko uspokoiło się, ponownie otworzyłam oczy. Pomieszczenie pławiło się w chłodnym świetle, cieni praktycznie nie było. Siedziałam pod jedną ze ścian, pas boleśnie wbijał się w mój obojczyk, a w głowie miałam mgłę tak gęstą, że z trudem formowałam nawet najprostsze myśli. Kark strasznie mnie bolał, jakby igła dozownika nadal w nim tkwiła.

Idealnie naprzeciwko mnie siedział - a właściwie na wpół leżał - Ez. Jego głowa bezwładnie opadła na pierś, która podnosiła się i opadała miarowo. Ktoś zarzucił na niego koc, ale to nie zmienia faktu, że był tylko w bokserkach i zielonych skarpetach.

Już miałam się zdziwić (mój mózg jest okropnie powolny), ale przypomniałam sobie, że jeszcze na stacji tak wyglądał. Ja też byłam lekko ubrana, w koszulkę na ramiączkach i krótkie spodenki, rano zupełnie nie zwróciłam na to uwagi. Nie wiem, o co chodzi, ale szum w mojej głowie nasila się, kiedy próbuję myśleć - więc odpuszczam.

Odwracam wzrok, dziwnie się czuję patrząc na niego w takim stanie.

Nagłe szurnięcie drzwi sprawia, że odwracam głowę i natychmiast tego żałuję. Ból przeszywa moją szyję, tak że zastygam w zupełnym bezruchu. Po paru sekundach podchodzi do mnie brodaty mężczyzna. Uśmiecha się i mówi coś, ale nie potrafię zrozumieć znaczenia jego słów. Słyszałam je, ale nie potrafiłam przetworzyć ich na żadne sensowne zdanie. Rozbrzmiały i zlały się z monotonnym szumem maszynerii.

Mężczyzna patrzył na mnie wyczekująco, ale nie odpowiadałam. Był Kombinezonem, tak samo jak ten, który przed chwilą wysiadł. Nie wiem, dlaczego zdjęli stroje, ale to nic nie zmienia. Chciałabym zacisnąć pięści, ale nie mam siły.

Facet westchnął głęboko i pochylił się nade mną, odpinając pasy. Następnie wyciągnął do mnie rękę. Przyglądałam się jej niepewnie i nie zrobiłam nic. Pierwsze słowo, które w końcu do mnie dociera, to wypowiedziane pod nosem przekleństwo. Brodacz stracił cierpliwość i spojrzał na mnie bezradnie. Na moich ustach tańczy malutki uśmiech, ale staram się go ukryć.

Mężczyzna pochylił się i ponownie zapiął pasy, które wbiły się w moje ramiona. Skrzywiłam się, bolało. Tym razem to on się uśmiecha.

Odwrócił się i zbliżył się do sterty stojących w rogu ładowni skrzynek. Oparł się o nie i zaczął mówić do osoby, która się za nimi kryła. Wytężyłam słuch, nie wiedziałam, że oprócz pilotów ktoś jeszcze z nami leci.

— Nie wstanie — zaczął mężczyzna — będziesz musiała do niej iść.

Zza skrzynek dobiega głośne prychnięcie.

— Wykluczone. — ucina kobiecy głos. — Nie możesz jej tutaj przynieść jak poprzedniego?

— Nie... — wzdycha mężczyzna, drapiąc się po potylicy. — On ma siedemnaście lat, a ona ponad czterdzieści...

W tym momencie rozglądam się i rzeczywiście - w siedzeniu nieco dalej od Eza śpi mały chłopiec. Kojarzę go, ale nie wiem, jak się nazywa. Pamiętam za to, że był bardzo głośny.

— Jesteś niemożliwy, Bykow. Wiesz, że nienawidzę latać. — mówi kobieta z wyrzutem, ale jej głowa wyłania się zza skrzyń i płynie w moją stronę.

— Dzięki ci — odpowiada Bykow i odsuwa się, robiąc jej miejsce.

Kiedy w końcu widzę ją całą - rozpoznaję. Jest jednym z Egzaminatorów. Przełykam ślinę, jeszcze tego brakowało. Mówili nam, że test Oppermana sprawdza naszą kompatybilność z Oryginałami, mówili, że jest ważny, że od niego zależy czy w razie czego ich zastąpimy... a ja zawsze go olewałam.

Urodziłam się na farmie dzieciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz