19. 5015080GJAQ

1.1K 182 21
                                    

Otulający mnie materiał przesunął się po mojej dłoni, kiedy podniosłam ją do twarzy, żeby przetrzeć oczy. Był miękki, ale jednocześnie czułam pod palcami jego teksturę, złożoną i skalaną błędem... Najbardziej uderzyła mnie cisza. Brakowało mi tego wszechobecnego, cichego szumu. Nie byłam już na stacji.

Momentalnie otworzyłam oczy, ostro nabierając powietrza w płuca. Wszystko było nie tak... Sufit był pusty. Żadnej wiadomości, przypomnienia kim jestem. W pokoju mój oddech był jedynym.

Leżałam na łóżku w małym pomieszczeniu o ścianach w kolorze budyniu, który podają nam na podwieczorek w czwartki. Nie, podawali.

Chciałam usiąść, żeby lepiej przyjrzeć się otoczeniu, ale powstrzymał mnie ostry ból barku i szyi. Opadłam z powrotem na poduszkę, wydając syk przez zaciśnięte zęby. Pościel dookoła mnie miała ostry zapach chemikaliów i jej mięciutka tekstura wskazywały, że dopiero co została wyprana.

Przymknęłam na chwilę oczy. Jestem tu.

Zmusiłam się do wstania z łóżka, powstrzymując się przed podarowaniem światu pięknej wiązanki przekleństw. Kiedy już stałam, przyjrzałam się pokojowi z innej perspektywy. W porównaniu z, przystosowanymi na przyjmowanie tuzinów osób, salami na stacji wydawał się malutki. Jakby został zbudowany dla tylko jednej osoby...

Pod jedną ścianą stało łóżko, a naprzeciwko biurko z walającymi się na nim papierami. Na wprost ode mnie znajdowały się drzwi o przyjemnej, ciemnej barwie i szafa w kolorze zgniłej zieleni.

Wtedy zauważyłam, że pokój jest oświetlony w nietypowy sposób... Wszystkie odcienie wydawały mi się nierealne, przerysowane. Ich przód był jaśniejszy od tyłu i rzucały za siebie wyraźne cienie. Odwróciłam się i momentalnie skamieniałam.

Przede mną rozciągał się zielony klomb i płat trawy, a za nimi dziwnie rozmazana czerwień, która ciągnęła się daleko, daleko aż zlewała się z szarym niebem, na którym wisiał mały żółty krąg. Nie mógł być większy od guzika zawiadamiajki. Odruchowo położyłam dłoń na spodniach, ale moje kieszenie były puste.

Nie mogłam oderwać wzroku od rozgrywającej się za oknem sceny. Widziałam to już wcześniej, ale tylko na zdjęciach, filmach. Na żywo... to było coś.

Mój pierwszy w życiu wschód słońca.

Zza drzwi dobiegł mnie odgłos kroków. Odwróciłam się na pięcie, wbijając spanikowany wzrok w pół przezroczystą strukturę wrót, na której zamajaczył ciemny kształt. Widziałam jak niepewnie wyciąga przed siebie rękę i po kilku sekundach ją cofa, po czym znika akompaniowany przez szybsze kroki.

Zdałam sobie sprawę, że wstrzymuję oddech. Biorąc kilka głębokich wdechów, wróciłam do przyglądania się otoczeniu. Kiedy mój wzrok padł na łóżko, zrozumiałam. Moje ubrania - koszulka na ramiączka i krótkie spodenki... to piżamy.

Na stacji od razu ubrali nas do snu, żeby podrzucić tutaj w nocy. Dlatego Ez był półnagi...

Gdzie on jest? Nic mu nie jest?

Myśli pędzą przez moją głowę, muszę go znaleźć. Nagle zdaję sobie sprawę, że stoję przed drzwiami i wyciągam dłoń do czytnika, ale jego nie ma. Zamiast tego, jest przycisk. Żadnych zabezpieczeń, skanerów.

Zaczynam sobie przypominać, wszystko powoli się układa. Wpojone przez lata lekcje i formułki zaczynają odzywać się w mojej głowie, jak druga natura. Każą mi iść do szafy i zabrać z nich ubrania.

Otworzyłam drzwiczki na oścież i spojrzałam prosto na wiszące i leżące na spodzie szafy ubrania. Zawahałam się. Nikt nie podał mi stroju. Ja... mam wybrać?

Stoję w drzwiach szafy, patrząc w jej głąb pustym wzrokiem. Czyli to znaczy być Oryginałem? Dokonywać wyborów, wyrażać siebie, być tylko sobą?

- Jestem Melanie Pierce. - słowa płyną z moich ust, zanim nawet zdam sobie sprawę, że nimi poruszam. - Rodzice Agatha i Bolivar Pierce. Mam czterdzieści trzy lata.

Odwracam się, patrząc na pokój. Malutkie słońce wspięło się wyżej na niebie, a wpadające przez okno światło wydało mi się cieplejsze niż wcześniej. Widziałam wszystkie nieprawidłowości w tym pomieszczeniu. Porozrzucane papiery, bałagan w szafie, tandetny wzór na pościeli... To ona je tutaj wprowadziła. Melanie Pierce, nie ja.

- Paranoja... - mruknęłam, unosząc dłonie do twarzy. Ona tu była... ile? Czterdzieści trzy lata do przedwczoraj, może nawet wczoraj. A ja mam tutaj żyć jakby to był mój pokój? Czułam jak zaciska mi się gardło.

- Melanie...? - zapytał głos z tak bliska, że mało nie podskoczyłam ze strachu. Odwróciłam głowę, za drzwiami znowu stała niewyraźna postać. - Nie śpisz już?

Pokiwałam energicznie głową, ale zaraz zdałam sobie sprawę, że postać mnie nie widzi.

- Mhm. - odparłam głośno. Nie potrafiłam zdobyć się na żadne słowa.

- To świetnie. Przyjdź zaraz na śniadanie, dobrze? - zagadnął kobiecy głos i postać oddaliła się jeszcze szybciej niż ostatnim razem.

Słuchałam dźwięku cichnących kroków, bijąc się z myślami. W końcu zamknęłam oczy i westchnęłam głęboko. Zabrałam z szafy przypadkowe ubrania i założyłam je, rzucając piżamy na łóżko. Stanęłam przed drzwiami. Teraz wystarczyłoby je otworzyć...

Jeżeli poczekam jeszcze chwilę, nigdy stąd nie wyjdę. Zacisnęłam powieki i pchnęłam przycisk, nasłuchując charakterystycznego szurnięcia. Już, otwarte.

Otworzyłam niepewnie oczy. Przede mną rozciągał się korytarz z kilkoma różnokolorowymi drzwiami, a z jego końca dobiegała cicha rozmowa, która urwała się z momentem otwarcia moich drzwi.

Nabrałam w płuca haust powietrza, zacisnęłam pięści i ruszyłam przed siebie. W bezruchu moje obawy zdawały się głośniejsze.

Zaskakująco szybko znalazłam się na rogu i stanęłam w skąpanym w porannym świetle pomieszczeniu. Zanim nawet zdążyłam zauważyć dwójkę ludzi, wyczułam na sobie ich wzrok.

Kobieta i mężczyzna. Siedzieli przy stole, naprzeciwko siebie. Kobieta dźgała sztućcem zawartość talerza, a mężczyzna chował się za hologramową gazetą. Pomiędzy nimi, na blacie stał mały odbiornik, wyświetlający nad sobą sylwetkę przystojnego mężczyzny w garniturze i plikiem papieru w rękach.

- ...prezes odmówił składania jakichkolwiek wyjaśnień. - oznajmił profesjonalnym tonem. - A teraz chcielibyśmy uzupełnić informacje o incydencie, który miał miejsce dwa dni temu na obrzeżach Sektora Czwartego. Jak się okazało, podczas rozszczelnienia jednej z pomniejszych śluz zapasowych nie zginął nikt, a nie - jak podawaliśmy wcześniej - dwójka nieletnich. Przyczyna incydentu nadal pozostaje nieznana, ale istnieją powody aby sądzić, że mieliśmy do czynienia z zewnętrzną manipulacją, najprawdopodobniej ze strony jednego z rzeczonych nieletnich. Dochodzenie w tej sprawie trwa.

Urodziłam się na farmie dzieciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz