Czerwone, wieczorne słońce pędziło na spotkanie równie czerwonego horyzontu, oświetlając wszystko promieniami chłodnego, pomarańczowego światła. Każde wzniesienie, budynek czy choćby kamyk na ulicy, rzucały za siebie wydłużone, szare cienie, które kładły się gęsto w centrum Sektora Przystosowanego, pogrążając chodniki i ulice w ciemnościach. Jednak tutaj, na obrzeżach Sektora, niskie domki jednorodzinne nie miały tej samej mocy, co ogromne wieżowce i wielopiętrowce centrum, i okolica nadal pławiła się w świetle.
Siedziałam w kuchni, bezmyślnie wpatrując się w czerwoną paletę barw, rozciągającą się za oknem. Przede mną, nad stołem, unosił się otwarty hologram, wyświetlający zapis rozmów moich przyjaciółek. Dziewczyny prześcigały jedna drugą w żartach i tempie wysyłania nowych odpowiedzi, ale kiedy byłam sama, nie musiałam udawać, że mnie one interesują. Raz na jakiś czas wystarczyło wysłać jakąś emotkę czy zapytać o termin oddania pracy, żeby sprawić wrażenie zajętej rozmową.
Kawałek drogi, widocznej z mojego okna, pokryty był cieniem, rzucanym przez dom z naprzeciwka. Paliło się w nim światło. Co jakiś czas widziałam poruszające się w środku postacie. Więcej niż trzy.
Już miałam odwrócić się, żeby zobaczyć, kto znowu oznaczył mnie w nadchodzącym wydarzeniu, kiedy drzwi domku otwarły się, przecinając zaciemniony ogród smugą światła. Jako pierwszy na zewnątrz wypadł podekscytowany Blaster. Pies radośnie dopadł do furtki i rzucił się z powrotem do drzwi, z których po kolei zaczęła wyłaniać się czwórka chłopaków. Na samym końcu wyszedł Ez, zamykając za sobą drzwi wejściowe i przepychając się między kolegami, żeby otworzyć furtkę. Nawet stąd widziałam jego uśmiech, kiedy przytrzymywał Blastera w miejscu, pozwalając gościom wyjść na ulicę, zanim zamknął furtkę i pomachał, mówiąc coś, co pewnie było pożegnaniem. Poznałam kilku z chłopaków, dwóch było z naszego rocznika. Ez stał tak jeszcze chwilę, patrząc jak odchodzą i jedną ręką miętosząc uszy psa, który, z dość głupim wyrazem pyska, oparł przednie łapy o furtkę, wyglądając na ulicę.
Powinnam jeszcze raz porozmawiać z rodzicami o hologramie kota.
Chłopak powiedział coś do Blastera, który radośnie zeskoczył na ziemię i popędził do drzwi. Ez otworzył je i wpuścił zwierzaka, a potem sam wślizgnął się do środka. Jednak zanim je zamknął, spojrzał na okno domu naprzeciwko. Przez chwilę patrzył na palące się w nim światło, po czym spuścił wzrok, znikając we wnętrzu własnego domostwa.
Przeniosłam wzrok na toczącą się wirtualnie konwersację. Nie wiem, czego się spodziewałam.
Zetta znowu narzekała na problemy z matematyką. Petra mówiła coś o swoim chłopaku i rocznicy. Trzecia dziewczyna, której imienia nie mogłam zapamiętać, gdyż zamiast niego - używała pseudonimu, próbowała rozwiązać jakiś quiz na temat znajomości fabuły jakiegoś serialu. Były takie normalnie, codzienne. Ich problemy wydawały mi się takie odległe.
Nagle na dole ekranu zabłysło powiadomienie. "Nowa wiadomość". Od razu rozpoznałam widniejący obok niej awatar. Otworzyłam konwersację, zerkając przez okno.
"Mam kilka otwartych pakietów smakowych. Chcesz przyjść?"
Mimowolnie prychnęłam, pisząc w powietrzu odpowiedź-pytanie.
"Pozostałości po przyjęciu?"
W dole ekranu pojawiła się ikona trzykropka - Ez pisał.
"Zaraz "przyjęciu". Przyszło tylko kilku kolegów, ale już sobie poszli"
Nie używaliśmy emotek. Może to przez to, że tak dobrze się znaliśmy i nie potrzebowaliśmy mrugających uśmieszków, żeby wiedzieć, że któreś z nas żartuje. Wcisnęłam niebieski przycisk "wyślij".
CZYTASZ
Urodziłam się na farmie dzieci
Science FictionRok 1093 po wydarzeniu tak ważnym, że zaczęto po nim liczyć lata. Ludzie już dawno skolonizowali Księżyc i Marsa, trwa proces oczyszczania Ziemi i zasiedlania Wenus. Zakazano budowy maszyn samoświadomych. Przewidywana długość życia wydłużyła się trz...