Od pokoju dzieliło mnie już tylko kilka drzwi. Drogę z gabinetu Hotchnera przebyłem jakby tylko na połowie obwodów. Zupełnie nie zwracałem uwagi na to, co się dookoła mnie dzieje, wpadając nawet na kilka osób. W głowie szumiało mi od wszystkich wypowiedzianych przed chwilą słów. Chociaż właściwie, martwiły mnie myśli i obrazy, które umiejscowiły się w mojej głowie.
Ostre szarpnięcie przywróciło mnie do świata rzeczywistego. Mrugnąłem kilkukrotnie, a moim oczom ukazała się twarz nieco starszego ode mnie mężczyzny, który trzymał mnie za ramiona.
— Wszystko w porządku? — zapytał, zniżając nieco głowę, żeby zajrzeć mi w oczy. Rozpoznałem zielony mundur opiekuna medycznego. — Zataczał się pan. — poinformował mnie, nadal trzymając w miejscu.
— Tak, zamyśliłem się. — odparłem i uśmiechnąłem się bez przekonania. — Dziękuję. — dodałem, spoglądając na zaciśnięte ręce mężczyzny.
Pokiwał głową i puścił mnie, robiąc krok do tyłu. Zauważyłem, że nie był sam. Trójka opiekunów mierzyła mnie wzrokiem, każdy krytycznie mrużył oczy. Jeden nerwowo zahaczył dłoń o szlufkę munduru, jakby korciło go, żeby wyciągnąć jedno z tych fikuśnych urządzeń i mnie przeskanować. Nagle wszystkie żarty o nadgorliwych medykach wydały mi się dużo mniej przerysowane.
Zdecydowałem, że nie dam im możliwości wzmocnienia większej liczby stereotypów na temat pracowników instytutu zdrowia. Uśmiechnąłem się przepraszająco i wyminąłem trójkę, szybszym krokiem zmierzając do mojego mieszkania.
Jeszcze przez chwilę czułem na plecach obcy wzrok, po czym rozległ się pisk skanera, a drzwi, przed którymi stali, otworzyły się z charakterystycznym szurnięciem.
— Nadar Bykow? — spytał opiekun, który zatrzymał mnie na korytarzu.
Stanąłem właśnie przed własnymi drzwiami i przykładając dłoń do skanera, rzuciłem okiem za siebie na trójkę umundurowanych i wyglądającego z pokoju mężczyznę. Uśmiechał się niepewnie, jakby miał coś za kołnierzem i wiedział, że nie ma sensu więcej udawać.
— Tak, to ja — potwierdził brodacz, wychodząc na korytarz. — Panowie niepotrzebnie się fatygowali, właśnie miałem sam...
Zaczął się tłumaczyć, ale pracownik medyczny przerwał mu gestem dłoni.
— Zostało do pana wysłane zindywidualizowane przypomnienie o zgłoszeniu się na badania lekarskie, ale nie pojawił się pan w wyznaczonym terminie. — wyrecytował medyk, nie spuszczając wzroku z zakłopotanej twarzy Bykowa.
— Ale czuję się zupełnie dobrze — mężczyzna zaprotestował bez przekonania.
— Ale wykupuje pan tabletki relaksacyjne w ilości przekraczającej normę i musi badać się częściej niż przeciętny człowiek. — ciągnął dalej tym samym głosem umundurowany.
— Biorę przecież neutratory! — zawołał Bykow i zaraz ściszył głos, rozglądając się nerwowo.
— Więc badanie powinny być w normie — odparł pracownik, który do tej pory milczał — ale i tak należy je wykonać. Jeżeli chodzi o zdrowie - nie warto czekać. — zakończył wywód i uśmiechnął się ciepło do brodacza, który tylko westchnął.
— Dobrze, dajcie mi tylko chwilkę, to się przygotuję...
— To nie będzie konieczne — znów odezwał się pierwszy z trójki. — Powinien pan wrócić w ciągu sześciu godzin. Pański pracodawca został już poinformowany.
W tym momencie, wiedziałem już, jak to wszystko się rozegra i dalsze sterczenie na korytarzu nie mogło nic mi dać. Wślizgnąłem się do własnego mieszkanie, karcąc się za takie wścibstwo. Nie wiem, za jaką sensacją węszyłem, opiekunowie medyczni znajdowali człowieka w pracy tylko, gdy opuścił badania albo wydarzył się jakiś wypadek. Może po prostu chciałem przez chwilę zająć myśli czymś innym od mojej rozmowy z Hotchnerem.
Zdjąłem służbową marynarkę i rzuciłem ją na łóżko, zbliżając się do okna. Po raz pierwszy w życiu moja głowa była pełna pytań.
Jeżeli coś, co uważałem za chorobę, jest naturalną częścią życia, to co jeszcze z mojej codzienności jest wynalazkiem naszej ery, a nie natury?
Po tym jak Hotchner powiedział, że mogę - a właściwie mam - już iść i się przespać, mruknął z zachmurzoną twarzą "skoro ciekawość to pierwszy stopień do piekła, to wieczne potępienie nam nie grozi". I ma racje. Wiem tak mało, że nie wiem nawet, gdzie mam zacząć pytać.
Ziejąca zza okna pustka przestrzeni stanowiła idealną pożywkę dla moich splątanych myśli. Jej monotonia, a jednocześnie fakt, że nie można było się do niej przyzwyczaić, sprawiały, że moje oczy mogły błądzić w niej bezmyślnie.
Miałem ochotę je zamknąć i przestać myśleć chociażby na chwilę, ale moje powieki same otwierały się, gdy tylko stykały się ze sobą. Może powinienem zrobić to, co radził Hotchner - spać.
Tak, podświadome sortowanie informacji, a także odnowienie energii powinno dobrze mi zrobić. Uśmiechnąłem się do siebie męczeńsko. Ciekawe, czy to, co wiem o śnie, jest prawdziwie...
Zauważyłem nagłą szarość przed twarzą i zdałem sobie sprawę, że ciężko oddycham. Na szybie przede mną pojawiał się i znikał cień wydychanego przeze mnie powietrza. Mój wzrok zahaczył o jeden z wielu mrugających punktów na ciemnym tle.
Nadal tylko w połowie świadomie ułożyłem się na łóżku, wykręcając głowę, żeby wbić oczy w przestrzeń. Spoczywająca w mojej kieszeni zawiadamiajka rozdzwoniła się, domagając się atencji. Mechanicznym ruchem wyjąłem ją i, mrużąc oczy, spojrzałem na ekran.
Przypomnienie o zażyciu przepisanych przez instytut zdrowia tabletek. Wiadomość głosiła: "specjalnie spersonalizowana, przystosowana do Twojego trybu życia dawka medykamentów". Odłożyłem zawiadamiajkę, zwracając głowę ku kilku walcowatym opakowaniom różnokolorowych tabletek. Wstałem, zbliżając się do nich sennym krokiem. Oddając się błogiej rutynie, otworzyłem odpowiednie tubki i wysypałem pigułki na dłoń. Byłem już w połowie ruchu do ust, kiedy zatrzymałem się. Spojrzałem na tabletki krytycznie, ich stonowane pastelowe kolory nie budziły żadnych emocji.
W mojej głowie zakołatało pytanie. Co jeśli dziś ich nie wezmę?
Nic. Na pewno nic. Jeżeli jeden raz ich nie wezmę, nie stanie się nic. Właściwie nie ma znaczenia, czy dziś je wezmę. Więc mogę tego nie robić.
Z dziwnym otępieniem odwróciłem dłoń, pozwalając żeby pigułki poleciały w dół. Rozsypały się po blacie biurka jak kolorowe cukierki, niektóre odbiły się od niego i spadły na ziemię. Odwróciłem się i wróciłem do łóżka. Kiedy zasypiałem tamtej nocy, czułem dziwne podniecenie.
CZYTASZ
Urodziłam się na farmie dzieci
Science FictionRok 1093 po wydarzeniu tak ważnym, że zaczęto po nim liczyć lata. Ludzie już dawno skolonizowali Księżyc i Marsa, trwa proces oczyszczania Ziemi i zasiedlania Wenus. Zakazano budowy maszyn samoświadomych. Przewidywana długość życia wydłużyła się trz...