Światło wpadało przez kuchenne okno, odbijając się się od blatów i stołu. Siedziałam spokojnie, wpatrując się w hologram. Już nie bałam się cieni. Chociaż, to nie tak, żebym się ich obawiała. Po prostu były za długie, za ciemne... Ale teraz nawet ich nie zauważam. Stały się stałym elementem oglądanego przeze mnie świata, jak kiedyś szare ściany i tunelowate korytarze.
Rodzice, których już bez skrępowania tak nazywałam, wyszli, a ja spędzałam ten wolny dzień sama. W takich chwilach zauważałam, jak moje życie się zmieniło. A właściwie - jak wpadłam z jednej rutyny w drugą. Nawet wiatr przestaje mi przeszkadzać.
Rozwiązywałam właśnie najnowszy test predyspozycji wypuszczony przez instytut edukacji. Zaznaczyłam odpowiedź, przechodząc do kolejnego pytania.
Chociaż moja codzienność jest już naprawdę "codzienna", do podejmowania decyzji nadal się nie przyzwyczaiłam. Podążanie za instrukcjami i bycie częścią czyjegoś planu jest proste, ale perspektywa, że jednym wyborem czy nawet słowem można zniszczyć sobie życie jest przerażająca.
Westchnęłam bezgłośnie, chowając twarz w dłoniach. Znowu złapałam się na pewnej myśli. Chciałabym, żeby instytut edukacji narzucił mi zawód.
To brzmi dziwnie. To słowo - "narzucać"- ma negatywny wydźwięk, ale nie dla mnie. Na stacji mi się to nie podobało, ale teraz rozumiem, że tak było prościej. Nie musieć myśleć, co robić, a po prostu wykonywać polecenia. Wtedy łatwo myśleć o nieposłuszeństwie, kiedy ma się na to czas.
Jednak nie mam co na to liczyć. Instytut określa przyszły zawód tylko, gdy dana osoba ma niezaprzeczalny talent w konkretnej dziedzinie. Ostatnio jakiś chłopak ze szkoły dostał wezwanie do sił porządkowych.
Gdybym zastąpiła Melanie trochę później... wtedy po prostu weszłabym w rolę nie tylko jej, ale też jej zawodu. A zamiast tego przejęłam życie, które nawet dobrze się nie zaczęło. Ez mówi, że to dobrze. Że to jakby było nasze. Uśmiechnęłam się pod nosem, jego już jest. Szybko się wczuł.
Jednak, gdybym przejęła pracę Oryginału, mogłabym zostać zdegradowana. Zwykle tak się dzieje, gdy Oryginał zastępuje Lustro. Po prostu, wiedza teoretyczna i symulacje nie zawsze dają wystarczająco dużo doświadczenia, żeby piastować wysokie stanowisko.
Uniosłam dłoń do skroni. Spojrzałam na liczbę pytań, które nadal pozostawały bez odpowiedzi. Jakoś straciłam zapał, żeby je wszystkie wypełniać. Przeciągnęłam się, rozglądając po pustym pomieszczeniu. Nigdy nie sądziłam, że upragniona samotność będzie mi tak doskwierać. Ez nadal nie odpowiadał na wiadomości. Coś w rogu hologramowego ekranu zwróciło uwagę.
Ponownie nachyliłam się do hologramu. Dobrze wiedziałam, co to. Uruchomiłam małą ikonkę, która wysłała na ekran artykuł.
"Szczegóły rozszczelnienia śluzy zapasowej - raport"
Tata zapomniał go zamknąć jakiś czas temu i przekopiowałam go do siebie. Czytałam go już wiele razy. Wcześniej myślałam, że taka śmierć musiała być bardzo bolesna, że Melanie chciała się w jakiś sposób ukarać. Ale teraz wiem, że była bardzo spokojna. A do tego, była jednym z niewielu wyjść dla osób, które pragnęły odebrać sobie życie.
Ciekawe czy kiedyś było na takich ludzi osobne słowo? Teraz gdy świat tak panicznie boi się śmierci, zadanie jej sobie wydaje się tak absurdalne... Mówią - "wypadek", bo przecież nikt specjalnie nie wystawiłby się na ciśnienie bliskie próżni. Nikt sam by się nie zabił. A jednak. Stało się. Melanie nie żyje, ale za to jestem ja.
Ja wiem, co się stało. Być może jeszcze Ez. Ale on nie chce o tym mówić. Unika tematu, chociaż zdaje się wiedzieć, może więcej ode mnie. Ja też o tym nie mówię. Wiem, że ludzie nie zrozumieliby. Sama tego nie rozumiem. Moim jedynym celem jest ochrona ludzi przed śmiercią, więc jak mam ją rozumieć? A i tak wydaje mi się, że rozumiem więcej niż Oryginały.
Oni wiedzą tylko to, co powiedzą im inni, sami nigdy nie pytają. Zaczynam myśleć, że może lepiej tego nie robić. Jeżeli zadam im pytanie, oni nie odpowiedzą - nie znają odpowiedzi. Mogę zadać je tylko sobie.
Pytania bywają niebezpieczne.
Na ulicy pojawił się pojazd. Odwracając głowę w stronę okna, zauważyłam, że świat poszarzał. Malutkie słońce zbliżało się do horyzontu. Przed stojący naprzeciwko dom wybiegły dwie kobiety. Nawet stąd widziałam malujące się na ich twarzach podekscytowanie. Były szczęśliwe, a jednocześnie zdenerwowane. Jedna płakała.
Mimowolnie wstałam od stołu i zbliżyłam się do okna.
Z pojazdu wysiadł opiekun medyczny w unifonie i zamienił z jedną z kobiet kilka słów. Twarze obu przeszył szczery uśmiech. Jedna nadal płakała, ale otarła łzy rękawem. Zmarszczyłam brwi, praktycznie przylegając nosem do szyby.
Pracownik otworzył tył pojazdu i powoli wyprowadził z niego wózek inwalidzki. Gdyby nie pomarańczowa czupryna z ciemnymi odrostami u dołu, nie poznałam go.
Obie kobiety zbliżyły się do syna, na przemian ściskając go i coś krzycząc.
Przez chwilę stałam jak wryta. W następnej zorientowałam się, że biegnę do drzwi. Wypadłam z domu i popędziłam na ulicę. Wiatr świstał mi w uszach, ale nawet się nie skrzywiłam.
— Wiesz, jak się martwiliśmy, kiedy tak po prostu zniknąłeś w nocy!? — mówiła nadal rozhisteryzowana szatynka — cześć, Mel. — rzuciła widząc jak się zbliżam.
Zatrzymałam się na środku jezdni, patrząc na rozgrywającą się przede mną scenę w osłupieniu. Chłopak był bledszy i miał zapadnięte policzki, ale kiedy mnie zobaczył, jego zielone oczy zabłysły typowo "Ezowymi" ognikami.
— Mel! Nic ci nie jest?! — krzyknął uśmiechając się szeroko — Myślałem, że nie żyjesz... Bałem się, że — spróbował podnieść się z siedliska, ale matka wcisnęła go spowrotem w fotel.
— Miałeś się oszczędzać! — syknęła patrząc na chłopaka troskliwie.
— A teraz idziemy do domu! — zakomenderowała druga, łapiąc za oparcie wózka. — Wybacz, Mel, ale on musi teraz odpoczywać. — nachyliła się do ucha chłopaka — i wytłumaczyć nam, dlaczego to znika bez ostrzeżenia.
Ruszyli w stronę ogródka. Gdy tylko otworzyli drzwi, ze środka wypadł Blaster, z radością witając właściciela po dniu nieobecności.
Stałam nadal w tym samym miejscu. Nie mogłam się ruszyć. Nie docierało do mnie, co dokładnie się stało. Nie chciałam zrozumieć.
Dopiero klakson zirytowanego transportowca, przywrócił mnie do rzeczywistości. Wtedy poczułam, jak moje oczy zachodzą łzami. Rzuciłam się z powrotem do domu. Kiedy biegłam przez kuchnię do mojego pokoju, mignął mi otwarty na hologramie raport i jego ostatnie słowa.
"Znaleziono jedne zwłoki."
CZYTASZ
Urodziłam się na farmie dzieci
Science FictionRok 1093 po wydarzeniu tak ważnym, że zaczęto po nim liczyć lata. Ludzie już dawno skolonizowali Księżyc i Marsa, trwa proces oczyszczania Ziemi i zasiedlania Wenus. Zakazano budowy maszyn samoświadomych. Przewidywana długość życia wydłużyła się trz...