Rozdział 14

335 8 2
                                    

POV SOPHIE

Siedziałam pod ścianą trzęsąc się z zimna. Bark, prawa ręka, brzuch i głowa bolały niemiłosiernie. Chciało mi się płakać, ale gorzkie łzy i tak nie uśmierzyły by bólu, jeszcze bardziej by bolało. Kiedy dzień się kończył przyszła z chytrym uśmiechem i zbiła mnie. Okładała pięściami, biła jakimś kijem. Wyłam pół nocy z bólu. Nad ranem udało mi się zasnąć, ale nie na długo. Po godzinie obudziłam się z krzykiem, w snach także mnie dręczy. W głowie nadal mam jej gorzkie słowa.

- Jesteś nic nie wartym śmieciem, dziwką która daję dupy byle komu.

Mówiła to wszystko przy okazji kopiąc mnie. W tamtej chwili chciałam umrzeć. Co ja takiego zrobiłam? Czemu Bóg tak bardzo mnie karze? Lepiej by dla wszystkich było jakby mnie w ogóle nie było na tym świecie. Spojrzałam na swoje siniaki na brzuchu i rękach. Były okropne, każdy ciemnofioletowy. Dotknęłam lekko jednego z nich i poczułam mocny ból, miałam problem z zgięciem ręki i poruszaniem się ponieważ bolący brzuch nie dawał mi nawet się poruszać. Bałam się, potwornie się bałam co będzie. Czy ktoś zauważy że mnie nie ma? Zacznie mnie szukać? Chyba że skłamała im a oni uwierzyli. Nie, przecież muszą coś podejrzewać. Za drzwiami usłyszałam głośny dźwięk, powtórzył się dwa razy i ucichł. Podwinęłam z bólem nogi do klatki piersiowej i schowałam twarz miedzy nimi. Chciałam wyjść, bałam się tego miejsca.

POV NATHAN

Stałem na balkonie i wgapiałem się w wschodzące słońce. Nic nie mogło równać się z tym widokiem. Szkoda tylko że nie mogłem nawet wysilić się na jeden uśmiech. Moje myśli wciąż niespokojnie krążą wokół jednej szczególnej osoby. Sam nie wiem co się ze mną dzieje, nie umiem tego rozsądnie wytłumaczyć. Chciałbym, ale nie potrafię. Wciąż zastanawiam się gdzie może być, gdzie się ukrywa. Czy jest daleko ode mnie, czy raczej blisko? Czy jest z kimś.... Czy samotnie spędza każdy dzień. W nocy nie mogę spać, bo kiedy usnę w snach pojawia się jej drobna, smukła a zarazem atrakcyjna i urzekająca postać. Mam fantazje z nią w roli głównej, mimo iż nie powinienem ich mieć. Przebudziłem się około trzeciej nad ranem. Koło mnie całą noc leżała ze spokojną twarzą Jasmine. Kiedy na nią tak patrzyłem, czujem że to nie ona powinna tu leżeć, że to nie jej miejsce. W środku czuje się samotny, załamany i nieszczęśliwy. To uczucie wymęcza mnie psychicznie jak i fizycznie. Nie mogę spać, nie mogę jeść.... Muszę zacząć coś robić, zająć czymś myśli. Gdyby tylko było to takie proste.

Około dziewiątej rano zszedłem na dół, śniadanie powinno być około wpół do dziesiątej, ale i tak nie miałem co robić. Wyszedłem na ogród odetchnąć trochę świeżym i rześkim powietrzem. W ogrodzie spotkałem Dominica, przechadzał się miedzy drzewami i krzewami. Podszedłem do niego przywitając się.

- Dzień dobry. - Podałem dłoń na przywitanie.

- O witaj, i jak już się przyzwyczajasz do domu? - Przystanął na chwilę, by potem móc znów ruszyć ze mną w towarzystwie.

- Tak, tak. Na początku wydawał się ogromny, ale teraz już się taki nie wydaję.

- Nam wszystkim na początku się taki wydawał, ten dom jest piękny i naprawdę sporo wart.

- Należy do Pani Karly? - Spytałem zaciekawiony, Dominic mówił o tym domie i o wszystkim z takim zapałem i temperamentem. Co powodowało że człowiek jeszcze bardziej był zaciekawiony.

- O nie, nie mój chłopcze. Należy on do już zmarłego pana Williamsa. Byli małżeństwem ledwo rok, niestety miał wypadek, spadł ze schodów i nie przeżył. Był najwspanialszym człowiekiem jakiego znałem i znam. Dom już wcześniej zapisał swojej córce.

- Córce? - Zdziwiłem się. - Jasmine?

- Nie, Jasmine to jego przyszywana córka, a Sophie to jego córka z pierwszego małżeństwa. - Sophie. Chwila to nzaczy że Sohpie jest córką milionera i przyrodnią siostrą Jasmine? Niemożliwe.

- Sophie? Służąca?

- Otóż tak, Sophie .- Usmiechnął się jakby mówił o swoich dzieciach. - Nigdy nie spotkałem tak cudownej i silnej dziewczyny. Wiele przeszła w swoim krótkim zyciu. Według mnie zasługuję na o wiele wiele więcej.

- Jak to się stało że pracuję tu jako służąca? Skoro dom jest jej. - Nie rozumiałem tego, co Sophie robiła tutaj jako pracownica... przecież powinna być panią tego domu.

- Długa historia... powiedzmy że Pani Karla nie jest czasem taka za jaką się podaję. - Zrobił skwaszoną minę. Zauważyłem już że nikt tutaj za bardzo nie przepada za nią i Jasmine... co się więc takiego stało.

- Mam czas jeżeli chcę pan opowiedzieć. - Zachęciłem go. Miałem w sobie coś co przyciągało mnie do tego by poznać tajemnice tego domu.

- Po śmierci Ojca Sophie, wszyscy szukali testamentu który napisał pan Williams. Niestety nie znalazł go nikt. Sophie miała wtedy 11 lat. Strasznie przeżywała śmierć ojca, w sumie jej się nie dziwić była z nim bardzo zżyta, ale nie tylko to... to ona go znalazła nie żywego. Przez jakiś czas w ogóle się nie oddzywała, zamkła się w sobie. Chodziła do psychologa, stwierdził że może to być spowodowane szokiem. Sąd stwierdził że prawa rodzicielskie przejdą na Panią Karle. Wtedy zaczęło się jej piękło. Niestety nikt nie może z tym nic zrobić. Mimo tego Sophie nie okazywała strachu, bólu czy gniewu. Zgodziła się na warunki Karly.

- To znaczy?

- Karla postawiła jej warunek, może zostać w domu, jeżeli zostanie służącą, za pracę ma pokój i żywność. Sophie nie miała za dużego wyboru, nie ma już nikogo z rodziny. Do dziś pamiętam jak ta Jasmine zastraszała ją że jeżeli czegoś nie zrobi Karla odda ją do domu dziecka.

- Jak tak można? Przecież ona była tylko dzieckiem. - W tej chwili czułem w sobie złość, gniew i rozczarowanie. Wiedziałem że Jasmine ma drugie oblicze, ale nie miałem pojęcia że takie złe.

- Sophie pomimo tego wszystkiego jest bardzo silna. Dla mnie jest jak córka. Szkoda tylko że nie mogę jej pomóc. - Zasmucił się mężczyzna. Poklepałem go po ramieniu dłonią na pocieszenie.

- Jest pan przy niej, wspiera ją. To też wiele.

- Wiele ale nie dużo. Ta dziewczyna zasługuję na coś więcej niż życie służącej u boku Karly i Jasmine. - Spojrzał na zegarek. - No już późno, niech pan się zbiera na śniadanie. Do narzeczonej.

- Wieści się już rozeszły? - Zdziwiłem się, gdyż dopiero nie dawno to się wydarzyło, a wie już kilka osób.

- Większa połowa miast już wie o zaręczynach. - Dobra może nie kilka osób. -- powodzenia.

- Dziękuje. - raczej nie ucieszyło mnie to że większość osób wie o zaręczynach.

Ruszyłem z powrotem w stronę domu. To czego się dowiedziałem, zszokowało mnie i to na maksa. Jak można być tak okrutnym i nieczułym człowiekiem. Jeszcze nie wiem co dokładnie zrobie, ale na pewno jednym z rzeczy które muszę zrobić jest odnalezienie Sophie.


I'II Remember You III N.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz