X

126 15 6
                                    

Fable

Weekend z Hope minął szybko i przyjemnie. Zwierzyła mi się z wielu spraw i widziałam po niej, że na prawdę tego potrzebowała. W sumie nie chciało nam się nigdzie chodzić więc tylko siedziałyśmy w domu. Raz nawet wpadły do na Kira i Emma, bo u mnich w mieszkaniu prąd wysiadł, a brunetka strasznie boi się ciemności. Włączyłyśmy sobie wtedy jakieś filmy i Hope wyjaśniłyśmy im całą sytuację z ciążą ponieważ Kira gapiła się na nią tak bez szczelnie, że nie dało się przemilczeć tematu. Gdy już wszytko zostało powiedziane zaczęłyśmy namawiać rudą, aby porozmawiała z ojcem dzieci. Lecz ona kategorycznie odrzuciła nasz pomysł. Przed chwilą właśnie odwiozłam kuzynkę na lotnisko taksówką. Hope dała się namówić, żeby zostać u mnie do poniedziałku rano, więc teraz jechałam prosto do pracy. Co dziwne przez weekend ani Larry, ani Daniel się do mnie nie odzywali. Gdy przekroczyłam próg komendy dało się wyczuć, że atmosfera jest potwornie napięta. Wszyscy latali jak chorzy psychicznie po holu nie patrząc na innych. Na pierwszy rzut oka widać, że musi się coś dziać. Zapewne jakaś gruba akcja i teraz wszyscy są nią całkowicie pochłonięci. Szczerze powiem, że nie zdarza się to często, ale jak już się zacznie to nie ma żartów.

Żeby przejść do windy musiałam iść przy samych ścianach, aby uniknąć zderzenia z kimś innym. Gdy bezpiecznie dotarłam do tego małego jeżdżącego pomieszczenie, to już przez prawie zamykające się drzwi do środka wpadł profiler.

- Gdzie jedziesz? Na czwarte? Super ja też. - wydyszał ciężko i nacisnął odpowiedni przycisk.

- Tak właściwie to ni...

-Posłuchaj mnie teraz uważnie, Fox. W mieście i jego okolicach zrobiło się ostatnio strasznie nie przyjemnie. Więc odpuść sobie tera łażenie po klubach z przyjaciółkami czy inne głupie pomysły mające na celu wyjście z domu. Dziś po pracy zawiozę cię samochodem do domu, ale najpierw zrobimy jeszcze zakupy w sklepie na najbliższe trzy dni. Tak asekuracyjnie. Każdego dnie ja albo Adam będziemy cię przywozić do pracy i zawozić do domu. Nie chcę słyszeć nawet słowa sprzeciwu.

- Ale po co to wszystko? - zapytałam zupełnie nic nie rozumiejąc z tej sytuacji.

- Żeby cię chronić. Czy to nie oczywiste?

- Ale dlaczego?

- Dlatego, że jesteś moją przyjaciółką i znajdujesz się na celowniku.

Akurat drzwi widny się otworzyły, a on wypadł z niej jak burza. I tyle go widzieli.

Daniel

- Masz jej załatwić ochroniarzy. Najlepiej pięciu. - wparowałem do gabinetu Adam i wykrzyknąłem mu to w twarz.

- Pięciu?!

- Za mało? Tak sądziłem, daj siedmiu powinno wystarczyć. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Od kiedy rano dostałem zdjęcia Fable w różnych sytuacjach z obrzydliwymi podpiskami, to świruję. Nic do mnie nie trafia i chodzę jak w jakimś przeklętym amoku. Po prostu szaleję i nie mogę sobie znaleźć miejsca.

- Danielu nie uważasz, że odrobinę przesadzasz? To tylko zdjęcia. Oczywiście jest jakieś niebezpieczeństwo, ale nie aż tak duże jak sugerujesz. Powinieneś odpocząć, iść do domu i trochę odetchnąć. - z zamyśleń wyrwał mnie łagodny głos Adama.

- Nie przesadzam! Ona jest w niebezpieczeństwie, a ja nie będę ryzykował. Zwłaszcza, że został mi już tylko jeden dzień na odpowiedź. Masz jej dać ochronę, rozumiesz? - i wyszedłem z gabinetu trzaskając drzwiami.

Fable

Właśnie pakowałam trupa do lodówki. Kobieta zginęła, bo ktoś otruł ją rtęcią. Kocham tą pracę, ale czasami naprawdę jej nienawidzę. Ta dziewczyna była taka młoda. Miała tyle czasu i tyle do zrobienia, a ja muszę ustalać przyczynę jej śmierci. Czasami się zastanawiam czy przez to, że pracuje w policji też ktoś kiedyś mnie zamorduje i wtedy to ja będę leżeć na tym zimnym stole, a inny lekarz będzie określał przyczyny mojej śmierci. Czuję jak łza spływa mi po policzku więc ścieram ją tak szybko jak mogę. Tak bardzo się tego boję, próbuję przełamać swoje lęki pracując tutaj, ale nie przynosi to takich efektów na jakie liczyłam.

FableOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz