XI

103 14 4
                                    

Daniel

Obudziłem się w tej samej zatęchłej, ciemnej ulice, w której wczoraj straciłem przytomność. Całe moje ciało przeszywał niewyobrażalny ból. Jedno oko miałem pobite do tego stopnia, że wcale na nie, nie widziałem. Starałem się jakoś podnieść na pobitych nogach, ale słabo mi to wychodziło. Gdy w końcu mi się udało na chwiejnych nogach, przy okazji wspierając się o ściany budynków, ruszyłem w stronę samochodu, w którym zostawiłem mój telefon. Idąc przez ulicę nie obyło się bez niechcianych spojrzeń przechodniów. Gdy tylko dotarłem do auta z jękiem bólu rzuciłem się na siedzenie pasażera i wyjąłem telefon ze schowka. Pierwszy sygnał, drugi i trzeci.

- Odbierz do cholery, kiedy jesteś potrzebny. - zacząłem zniecierpliwiony gadać pod nosem.

- Adam Collins, sł...

- Tu Daniel. Powiedz mi czy Fable jestem w pracy.

- Daniel co się stało?

- Powiedz mi do cholery!

- Dobrze, dobrze już sprawdzam. - w słuchawce słyszę szmer i uderzenie palców o klawiaturę. - Nie ma jej.

- Kurwa! - wściekły uderzał pięściami o pulpit. Szybko wsiadam z samochodu nie zwracając na ból o biegnę do jej mieszkania.

- Simmons, co się stało, do cholery?!

- Black razem ze swoimi ludzkimi mnie wczoraj napadł, kiedy wyszedłem od Fable. Pobili mnie i żądali, abym się wycofała, ale ja nie mogłem, rozumiesz. I wtedy powiedział do kogoś, żeby kogoś brali, ale nie wiem do kogo, bo chwili urwał mi się film.

Adam coś odpowiada, ale ja już nic nie słyszę, bo właśnie dotarłem na piętro mojej Bajki. Delikatnie popycha drzwi i tak ja przypuszczam były otwarte. To co zobaczyłem w środku zmroziło mi krew w żyłach. Niektóre rzeczy były poprzewracane, a na środku mieszkania były wielkie ślady krwi. Dalej były nawet ślady części dłoni ubrudzonych krwią. Fable chciała uciekać. Rozglądam się dalej po mieszkaniu i gdy wszedłem do łazienki w wannie była zwinięta kulka dygoczącego futra. Pan Darcy. Spokojnym krokiem podszedłem do niego tak aby go nie przestraszyć. Kiedy dotknąłem jego futra ten miauknęła żałośnie.

- Ciiii kolego. Wszytko będzie dobrze, uratuję twoja panią.

Wziąłem kulkę futra ze sobie i pojechałem do swojego mieszkania. W między czasie zadzwoniłem do Adama i poinformowałem go o porwaniu mojej Fable. Komendant na moją wiadomość zorganizował naradę za pół godziny.

Po dotarciu do mieszkania zostawiłem kota w przedpokoju i obolały poszedłem się umyć i przebrać, żeby wyglądać chociaż częściowo jak człowiek, a nie zombie.

💀💀💀

Tak szybko jak pozwalało mi na to moje obolałe ciało, wpadłem do sali konferencyjnej. W środku czekał już Adam i kilkoro innych wyżej postawionych funkcjonariuszy. Wszyscy w pomieszczeniu mieli nie tęgie miny co zapewne oznaczało, że Collins zarysował im już trochę zaistniałą sytuację. I dobrze przynajmniej ja będę miał mniej gadania.

Wszyscy usiedliśmy przy stole konferencyjnym, na którego końcu był telewizor. Zaczęliśmy powoli omawiać na czym stoimy i jaki mamy plan działania.

Wiedziałem jedno, że uratowanie Fable jest w tej chwili najważniejsze.

Fable

Wisiałam kilka centymetrów nad ziemią, podwieszona za ręce. Pod ciężarem ciała jeden bark wypadł mi ze stawu i bolało jak diabli. Dookoła mnie było zimno. Znajdowała się chyba w jakimś magazynie, który oświetlony był tylko przez wielkie lampy, które dawały pomarańczowe światło. Czułam się brudna i zapewnię taka byłam. Mimo wielkiej dezorientacji dałam radę wyczuć ślady zaschniętej krwi na moim ciele. W ustach miałam jakąś szmatę, żebym nie mogła krzyczeć, ale o dziwo nie miałam zasłoniętych oczu. Wszystko mnie bolało.

Zaczęłam się powoli rozglądać i zauważyłam prowizoryczne stanowisko komputerowe naprzeciwko mnie. Był tam stół, a na nim monitor z klawiaturą, dwa laptopy, jakieś walizki i pełno innych drobnych rzeczy. Boże, co za syf.

Zaczęłam delikatnie się wiercić, żeby jakoś się wydostać, ale niestety mój bark skutecznie mi to uniemożliwiał. Czułam jak kajdanki przesuwają mi się z nadgarstków na dłonie i ranią je przy tym do krwi. Zamiast polepszyć pogorszyła swoją sytuację. Ale nie podawałam się, bo to najgorsze co mogłabym w tej chwili zrobić i wierciłam się dalej. Sprawę z pewnością ułatwiało to, że miałam bardzo małe dłonie jak na nasze społeczeństwo. Czasami miewałam na ich powodzie kompleksy, ale teraz jak nigdy cieszę się, że są takie, a nie inne.

Nie wiem ile się tak miotałam, ale w końcu mi się udało i spadam z głuchym łoskotem na ziemię. Wydałem z siebie prawie niesłyszących jęk bólu. Ostrożnie i powoli stanęłam na nogach i przetarłam twarz z krwi, która poleciła z moich nadgarstków przy uwalnianiu się, przy okazji budząc mi twarz gdy zadzierałam ją do góry, aby sprawdzić ile cierpienia mi jeszcze zostało. Gdy już to zrobiłam, podeszłam stołu, na którym były te wszystkie komputery. Ku mojemu zdziwieniu nie były one wyłączone tylko uśpione, więc nie musiałam wpisywać hasła jeżeli w ogóle takie było. Już wtedy tworzył mi się w wyobraźni obraz ludzi, którzy mnie porwali i ich przekonanie, że nie muszą zabezpieczyć sprzętu, bo na pewno nic mu się nie stanie, a ja się nie uwolnię.

Sprawdziłam podłączenie do Internetu i o dziwo rzeczywiście był podłączony. Jeżu co za idioci. Szybko loguje się do mojego facebooka i wysyłam wiadomość do Daniela.

Jestem w jakimś starym magazynie. Ratuj.

Zdążyłam wcisnąć wyślij gdy ktoś nagle złapał moje włosy w garść z tyłu głowy i z rozmachem uderzył moją głową o biurko. Siła uderzenia była tak ogromna, że aż spadam z krzesła na podłogę. Przerażona zaczęłam wycieraczki krew lecącą z mojego nosa. Chciałam wstać, żeby jakiś uciec, ale kopniecie w brzuch skutecznie mi to uniemożliwia.

- Trzeba było być grzeczna dziewczynką, laleczko. A teraz zrobiłaś dodatkową robotę naszym informatykom. Niestety, - westchnął teatralne. - czeka cię za to kara.

Załapał mnie za włosy i zaczął ciągnąć w stronę miejsca gdzie przed chwilą byłam podwieszona. Kazał jakiemuś gościowi przynieść krzesło, a gdy było już one na wyznaczonym miejscu, posadził mnie na nim i przywiązanie do niego za ręce i nogi. Zaczął okładać mnie pięściami, ale za główny cel wybrałam sobie moją twarz. W życiu jeszcze nigdy nie doświadczyłam tyle bólu i cierpienia. Nie miałam siły na nic, nawet na to aby utrzymać powieki otwarte. Ale on na to nie zważał i bił dalej. Miał gdzieś to, że jestem kobietą i tak naprawdę jestem tu tylko zakładników, a nie kimś kto zalazł im za skórę.

W końcu nie wytrzymałam i straciłam resztę sił, aby utrzymać mój umysł w stanie gotowości. Po prostu zemdlałam, podałam się.

Miałam dosyć jak na teraz, na dzisiaj, na zawsze. 

_Santa_

FableOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz