V

10.4K 540 77
                                    

Weekend się skończył, a wraz z nim wolne.

- Bo sama pójdziesz do tej szkoły. - poganiała matka.

W sumie wolę iść chyba sama na nogach niż jechać z nią autem.

Była na mnie wkurzona za to, że w sobotę wróciłam po północy do domu.

Ale młodość jest jedna. Powinna o tym wiedzieć.

Szybko rozczesałam długie włosy i zarzuciłam torbę na ramię.

Spojrzałam jeszcze szybko na siebie w lustrze i się uśmiechnęłam.

Miałam na sobie krótką, białą koszulkę do pępka na ramiączkach i jeansy z wysokim stanem.

- Już idę. - rzuciłam.

Wsiadłam do auta, a matka zamknęła drzwi na klucz.

- Pytam po raz ostatni. - wsiadła do auta i włożyła kluczyki do stacyjki.- Jak ma na imię ten chłopak?

Prychnęłam pod nosem.

- Sofokles. - zbyłam matkę . - Tak na prawdę cię to nie obchodzi. Tylko chcesz zacząć temat. Mamo, nie zamarzesz tych osiemnastu lat.

Matka spochmurniała i już nie odezwała się do mnie do końca drogi.

Wyjrzałam przez okno. Zauważyłam, że do naszego auta zbliżają się trzy motocykle, a wśród nich Zack.

Oparłam się wygodnie i zamknęłam oczy. W głębi duszy prosiłam, aby matka ich nie zauważyła.

Odgłosy silnika zbliżały się do nas i na czerwonym świetle wyprzedzili.

- Co za debile! - matka uderzyła rękoma o kierownicę. - Możesz zginąć, jeśli będziesz dalej się z takimi umawiać! Dlatego nie chce, żebyś dalej pakowała sie w to gówno.

Pokręciłam tylko głową nie słuchając jej. Miałam jej dość. Chciałam szybko wysiąść już koło szkoły.

- Spóźnię się. Jedź szybciej. - poganiałam ją.

Gdy już dojechałyśmy, wysiadłam z auta nawet się z nią nie żegnając.

Szukałam wzrokiem jego, ale bałam się, że znów widok, jak zabawia się z innymi dziewczynami mnie zaboli.

Tym razem stał sam, podczas gdy jego przyjaciele rozmawiali z pustymi laskami.

Miał na sobie okulary i swoją ulubioną kurtkę. Jeszcze mnie nie zauważył. I pewnie nie zauważy.

Przyspieszyłam, gdy zauważyłam Dianę.

- Cześć, dziewczyno Willa. - przytuliłam ją na powitanie. - O matko, dla kogo tak się wystroiłaś?

Zmierzyłam ją od góry do dołu. Znałam moją przyjaciółkę bardzo dobrze i jeśli chłopak tak bardzo wpłynął na jej styl ubioru, to musi być dla niej ważny.

Zawsze hejtowała dziewczyny skąpo ubrane, a teraz to ona niczym nie wyróżniała się spośród nich.

Miała krótką spódniczkę, ledwo zakrywającą tyłek i top, który mógłby funkcjonować jako biustonosz.

- Dzisiaj tak gorąco. - uśmiechnęła się i oparła o swojego chłopaka. - Nie zauważyłaś chyba kogoś. - wskazała oczami na niego, a ja momentalnie złapałam się za głowę.

- cześć, Will. Nie zauważyłam cię.

Chłopak dumnie obejmował swoją zdobycz. Nie powiem, też był przystojny.

- Jak po sobocie? - spytał. - Nieźle się bawiłaś.

Uśmiechnęłam się szeroko na wspomnienie tego dnia.

Przekorny los (1,2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz