LVI

3.4K 215 18
                                    

– Zack?  – z drżącymi dłońmi podeszłam bliżej niego, chwytając Evana pod rękę. – Co ty robisz?!

– Co ja robię?!  Raczej co ty robisz?! – fuknął, przepędzając innych z miejsca akcji. Znałam go na tyle, że wiedziałam jakie emocje w środku siedziały. Zazdrość i gniew. Jego oczy były jak lustro jego duszy.

– To ty mnie zostawiłeś, udając, że mnie nie znasz, a teraz co?  Niebezpieczństwo niby zniknęło?  Pojawiłeś się... Dlaczego?  – spytałam najdelikatniej, jak tylko umiałam.

Chłopak oddychał ciężko, ogarniając wzrokiem mnie i Evana. Zacisnął mocno szczęki, a piąstki aż pobielały z uścisku. Musiałabym go nie znać, żeby nie wiedzieć, że z trudem walczy z mieszanką wybuchową swoich emocji. Podniósł swoje czekoladowe tęczówki powoli na mnie, przeszywając na wylot, a mój żołądek wykonał kilka koziołków.

- Nic nie rozumiesz. W ogóle nie powinienem się interesować tym, co robisz, bo wybrałem za nas obu zupełnie inne ścieżki, ale cholera... - przełknął ślinę. - Kocham cię.

- Więc dlaczego mnie zostawiłeś? - uniosłam głos tak, jakby nie dotarło do mnie ostatnie jego słowo.

- Nie rozumiesz... - pokręcił ze zrezygnowaniem głową.

- Więc może mi wytłumaczysz? 

- Ja cię chronię, Ver. - powiedział szybko, niemalże niesłyszalnie i odwrócił się na pięcie.

Teraz to ja już nic nie rozumiałam. Chroni mnie, zabijając od środka? Znikł, a gdy powoli zaczęłam znów zbierać się do kupy, on wkroczył w takim stylu, łamiąc jeszcze nie złożone kawałki serca. Słyszałam to, co dzieje się wokół mnie przez mgłę, a oczy to już w ogóle nie funkcjonowały, jak powinny, bo wciąż miały te zimne, lecz na swój sposób ciepłe spojrzenie brązowych oczu, a mózg analizował na wszelkie możliwe sposoby jego słowa, szukając jakiejś wspólności.

- Wszystko dobrze? - Natalie oderwała się od blondyna i podbiegła do mnie, patrząc to na Evana, to na oddalającego się Zack'a. Gdy zdobyłam się na uśmiech i pokiwałam twierdząco głową, dziewczyna nie dając się zmylić moim oczom, odciągnęła mnie w cichsze miejsce. - Nie udawaj, okej? 

Evan nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. Po tym pocałunku ja też nie wiedziałam, czy chciałam widzieć teraz ofiarę przemocy Zack'a. Natalie na chwilę mnie opuściła, a następnie pojawiła się z dwoma kieliszkami zapewne jakiejś mocnej wódki. Zrobiłam wielkie oczy, bo nie chciałam się upić. 

- Trzymaj, nie pierdol. - na siłę wepchnęła mi kieliszek między palce. Może jednak to był dobry pomysł. - A ten z boku stać nie będzie. - wskazała na Evana i ruchem ręki zaprosiła go do nas. 

- Natalie, ja... - nie dokończyłam, bo naprzeciwko mnie jasnowłosy zajął miejsce i z nadzieją i niezrozumiałością w oczach wyczekiwał wytłumaczenia. 

Uśmiechnęłam się tylko niewyraźnie i upiłam duży łyk napoju, który rozpalił moje gardło. Zauważyłam coś. Na każdym większym spotkaniu w większym gronie ktoś łamie moje serce. Może bym przestała chodzić na imprezy, ogniska i bale? Najwidoczniej mnie nie lubią... Zack, ja ciebie też...

Zack's POV:

Od kilku miesięcy, które spędzałem albo na kacu, albo leżeniu w łóżku, ukradkiem obserwowałem Veronicę. Wiem, że wiele osób nie rozumie mojego zachowania, ale groźby Denzela stawały się coraz straszniejsze, a ja po prostu bałem się tego człowieka. Powrotu nie było od tego, w co się pakowałem. Veronica nie żyła, jeśli mógłbym tak określić jej stan przez te miesiące. Może i kilka razy nasze spojrzenia się spotkały, a ja umiałem czytać ludziom w spojrzeniach i wiedziałem, że mnie nienawidzi. Chciałem ją chronić, bo ucierpiałaby będąc ze mną. Może  i nawet po wszystkich akcjach, jakie przedstawiał mi Denzel, zabiłaby się? Sam też umierałem od środka, bo ona była jedyną moją opoką. Byłem silny, ale z takim łysolem bym sobie nie mógł poradzić. Pistolet miałem przy sobie jeszcze tylko raz, na zawodach, gdzie okazało się, że gdybym strzelił, zostałbym ukarany. A ja już po części wiedziałem, co chciał Clive ode mnie. 

Przekorny los (1,2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz