Rozdział 1

12.8K 745 2K
                                    


Stałem przed lustrem poprawiając swoje włosy chcąc je jakoś ułożyć. Było to ciężkie zadanie, gdyż każdy włos żył własnym życiem. Po raz kolejny przeczesałem je grzebieniem i spojrzałem w  swoje odbicie. Moje niebieskie oczy były jakby przygaszone, wyglądałem na  zmęczonego i w sumie tak się czułem. Przesunąłem dłonią po swojej twarzy. Policzki były gładkie, dopiero co się ogoliłem. Musiałem się przecież ładnie ,,prezentować'' jak to powiedział mój ojciec.

Jeśli o nim mowa to właśnie wrócił. Szykował się na wieczorną kolacje czy bankiet, co to za różnica? Nie chcę tam iść, ale jako syn szefa policji powinienem być obecny. Tak przynajmniej twierdzi mój ojciec. Znowu on. Całe moje życie jest podporządkowane jego  woli. Co tylko on zechce, ja zrobię. Nie pójdę do wymarzonego collegu, bo on wybrał mi inny. Nie zostanę sławnym piosenkarzem o czym tak bardzo marzyłem, bo to ,,niemęskie''. Zostanę następcą ojca, policjantem i będę służył ojczyźnie. Jakie to było żałosne...

- Louis! - usłyszałem głos swojego ojca.

- Już idę! - odkrzyknąłem i po dłuższej chwili  wyszedłem z łazienki.

- Ile jeszcze mam na ciebie czekać?! - warknął poirytowany, gdy w końcu stanąłem przed nim.

- Przepraszam... - powiedziałem wbijając swoje spojrzenie w wypastowane buty, idealnie pasujące do tego czarnego garnituru.

- Pokaż no się. - zaczął poprawiając mi krawat, zacisnął go mocniej a ja czułem jakbym się dusił. - Teraz nareszcie wyglądasz. - posłał mi szeroki uśmiech.

Strzepał jakiś niewidoczny paproch z marynarki i zapiął ostatni guzik. Przejrzał się w dużym lustrze w swojej sypialnie i skierował się do wyjścia. Poszedłem za nim. Zamknąłem za nami drzwi na klucz i po chwili znalazłem się na zewnątrz. Przyjemne, chłodne powietrze uderzyło w moją twarz przynosząc ulgę.

Pojechaliśmy w stronę jakiegoś eleganckiego lokalu, gdzie odbywała się uroczystość. Cała policja z tego miasta świętowała zamknięcie jakiejś bardzo ważnej sprawy. Nie  dane mi było poznać szczegółów.

- Mogę wrócić wcześniej do domu? - zapytałem wysiadając z samochodu.

Ojciec spojrzał na mnie uważnie, przeszywając mnie wzrokiem. Zmarszczka na jego czole świadczyła o tym, że znów się zdenerwował.

- A co będziesz sam tam robił? Sprowadzisz swoich podejrzanych kumpli? - zmniejszył odległość między nami i złapał mnie za poły garnituru.

- J-ja nie... nie mam kolegów... - powiedziałem bojąc się jego reakcji.

- No tak, zapomniałem. Co ja się z tobą mam? Trafił mi się syn nieudacznik. - puścił mnie i splunął na ziemię. - Kate będzie na przyjęciu. Zachowuj się, postaraj się z nią porozmawiać i nie zachowuj się jak prostak.

- Tak jest ojcze. - powiedziałem wbijając spojrzenie w ziemię.

Było mi wstyd tego jak mój ojciec traktuje mnie przy swoim koledze z pracy, z którym tu przyjechaliśmy. Mężczyzna wszystko uważnie obserwował, lecz nie powiedział nic.

 To prawda, nie miałem żadnych kolegów ani koleżanek. Chodziłem do szkoły w której wszyscy się ze mnie nabijali. Byłem pośmiewiskiem zarówno we własnym domu, jak i w szkole. Nikt nie chciał się ze mną zadawać. Byłem przecież synem gliniarza, sztywniakiem.

Gdy mój ojciec wszedł do budynku ruszyłem za nim. Witał się ze swoimi znajomymi, czasem mnie komuś przedstawiał. Dopiero gdy zobaczył w tłumie osób Kate, wystarczyło jedno jego spojrzenie i już szedłem w jej stronę.

Trust Me ~Larry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz