- Daleko jeszcze? - mruknął chłopak, wiercąc się na siedzeniu.
- Już niedaleko Boo, ale ty jesteś niecierpliwy. - zaśmiałem się i skręciłem w małą leśną dróżkę.
Słońce raziło mnie w oczy, dlatego też na poprzednim przystanku założyłem okulary przeciwsłoneczne, które kupił mi Lou. Zapowiadało się upalne lato. Dziś nie ma szans, aby spadła choć kropla deszczu.
- Mówiłeś tak pół godziny temu. - jęknął, opierając głowę o szybę.
Po kolejnych minutach, które Lou określił, że ciągnęły się w nieskończoność, zatrzymałem pojazd. Zaparkowałem pod małym, drewnianym domkiem. Kilka metrów dalej widać było duże jezioro. Przepiękne miejsce. Często przyjeżdżałem tu z Desem, jak byłem małym chłopcem. Wędkowaliśmy cały dzień, a wieczorem robiliśmy ognisko. Piekliśmy wtedy pianki i opowiadaliśmy sobie historyjki o duchach. Byłem wtedy mały, miałem może z osiem lat? Pewnego razu nastraszył mnie, że o północy z jeziora wychodzą krwiożercze syreny i zjadają takich chłopców jak ja. Do końca wyjazdu bałem się wypływać nad jezioro i wychodzić po zmierzchu. Traktowałem to naprawdę serio. Dlaczego więc mój ojciec tak się dziwił, że przestaliśmy przyjeżdżać w to miejsce? To była tylko i wyłącznie jego wina.
- I jesteśmy. - zakomunikowałem.
Całą drogę Louis marudził, a teraz, gdy byliśmy na miejscu on najzwyczajniej w świecie sobie... spał. Co on robił całą noc? Nie wyspał się? Straszny z niego był śpioch. Zaśmiałem się i trąciłem delikatnie jego ramię. Gdy to nie pomagało, użyłem innych środków. Odpiąłem pasy i nachyliłem się nad skrzynią biegów. Moja twarz znajdowała się tuż przy uchu chłopaka.
- Wysiadka! - zawołałem dosyć głośno.
I mógłbym się śmiać z jego reakcji, gdyby nie fakt, że oberwałem łokciem w twarz. To już nie było śmieszne. Najbardziej oberwał mój nos, za którego się teraz trzymałem.
- Przepraszam! - zawołał z przejęciem. - Nie chciałem, ja...
- Sam się prosiłem. - westchnąłem. - Muszę zapisać w dzienniczku: Louis jest bardzo niebezpieczny podczas drzemki, lepiej go nie budzić.
- To wcale nie jest śmieszne...
- Jest. - zaśmiałem się, widząc jego kwaśną minę. - A teraz się uśmiechnij, czekają nas wspaniałe dwa dni tylko we dwoje. Żadnego gadającego o frytkach Nialla, nadopiekuńczego Liama, głupiego Cartera. Tylko ty, ja i jezioro.
Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę domku. Nic się nie zmienił od mojego ostatniego pobytu tutaj. Czasami Des wraz z Anne przyjeżdżali tu na urlop. Miałem nadzieję, że jest tam posprzątane i nie ma pajęczyn. Znalazłem klucze w kieszeni i od kluczyłem drzwi, otwierając je przed Louisem. Wszedł jako pierwszy. Rozglądał się z zainteresowaniem.
- Całkiem przytulnie. - stwierdził.
Podszedł do dużego łóżka i rzucił się na nie. Coś mi się wydaje, że spędzi tu większość wyjazdu. Ziewnął i przeciągnął się. Nie mówcie, że zamierza pójść spać.
- Dobranoc Hazz. - powiedział jedynie i zamknął oczy.
- Ej... Lou, wstawaj! - zawołałem, podchodząc do niego szybkim krokiem.
Usiadłem na brzegu łóżka i zacząłem go łaskotać. Wił się pode mną jak robak. Pomiędzy falą śmiechu próbował coś powiedzieć. Średnio mu to wychodziło.
- Ż-żaaa-a-rtowałem! - wydusił z siebie.
Ze śmiechu aż się popłakał. Łzy spływały mu po policzku, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Przestałem go łaskotać, by mógł nabrać powietrza. Jeszcze tego by brakowało, aby się biedak udusił. Nie chciałbym go zabić.
CZYTASZ
Trust Me ~Larry ✔️
FanfictionLouis Tomlinson - normalny, poukładany nastolatek, syn szefa londyńskiej policji. Harry Styles - zabawny, pewny siebie dwudziestolatek biegający z Glockiem w ręku, syn Bossa mafii. Okładkę wykonała wspaniała @Marlena1999 xx Ostrzeżenie: Mogą wystę...