Rozdział 25

6.4K 578 81
                                    

- Dlaczego to zrobiliście? - zapytał pewnego razu chłopak wpatrując się we mnie tymi swoimi niebieskimi oczyma.

- Lou... - westchnąłem spuszczając wzrok na swoje dłonie, którymi bawiłem się końcem koca.

Siedzieliśmy na łóżku. Było późne popołudnie. Niedawno się obudziliśmy. Wczoraj całą noc oglądaliśmy filmy, tym razem nie horrory. W sumie nie miałbym nic przeciwko, ponieważ podczas strasznych scen Louis wczepiał się we mnie jak miś koala. Przez kilka dni zauważyłem, że chłopak jest uroczą przylepą. Wczoraj zdecydowaliśmy się jednak na zwykłą komedię romantyczną, na której popłakaliśmy się jak małe dzieci.

- Nie jestem przecież nikim szczególnym. Nikt nie zapłaci wam okupu za moją osobę, już na pewno nie mój ojciec. - dodał. - Chcę wiedzieć dlaczego mnie porwaliście... - dodał już trochę ciszej.

Podniosłem wzrok i spojrzałem w jego smutne oczy. Nie lubiłem, gdy się nie uśmiechał. Teraz jednak mierzył mnie wzrokiem czekając na odpowiedź. Westchnąłem próbując ułożyć sobie w głowie odpowiedź na to pytanie. Chciałem, aby to zabrzmiało delikatnie. Nie chcę, aby chłopak odsunął się ode mnie. Może pomyśleć, że go zdradziłem, lecz wcale tak nie jest. Zrobiłbym dla niego wszystko. Po tych kilku dniach spędzonych z nim jestem tego pewny. On jest dla mnie najważniejszy. Nie pozwolę go nikomu zabrać. On zostanie przy mnie, jeśli oczywiście będzie nadal tego chciał.

- Miałeś posłużyć za kartę przetargową. - powiedziałem powoli. - Des, mój ojciec chce wymienić cię za spokój ze strony policji. Twój ojciec odzyskałby cię, a my zyskalibyśmy święty spokój. Nikt nie przeszkadzałby w naszych interesach...

- Rozumiem. - powiedział głosem wypranym z emocji. - Kiedy?

- C-co? - zapytałem i bardzo się zdziwiłem na drżenie mojego głosu.

- Kiedy mnie odeślecie. Na pewno już to omówiliście. Kiedy wrócę do mojego... Marka. - dodał i skrzywił się na ostatni wyraz.

- Louis... - powiedziałem łagodnie, chwytając jego dłonie w swoje.

Spojrzał się na mnie zrezygnowany. Był wyprany z uczuć. W jego oczach nie widać było tego pięknego błysku. Szczęście i radość zaczęło zastępować cierpienie i smutek. Łamało mi się serce na ten widok. Kiedyś musiał się dowiedzieć. Zostały dwa dni do terminu wyznaczonego przez mojego ojca. Wymiana miała nastąpić w środę. Mark jeszcze nie wie gdzie przebywa jego syn. Wciąż trwają poszukiwania.

Dan na bieżąco  informuje nas o postępach. Tak naprawdę nie mają nic. Nawet nie wpadli na nasz ślad. Mellark wciąż znajduje się w piwnicach budynku mafii. Wyciągnęliśmy z niego wszystkie informacje. Dziś planują wypuścić go wolno. Ma zanieść informacje staremu Tomlinsonowi. Zapewne zamkną go, ale wcześniej przekaże wiadomość.

- Odpowiedź Harry. - poprosił cicho i zacisnął swoje usta w wąską kreskę.

- Dwa dni. Zostały nam dwa dni Lou. - odpowiedziałem również szeptem.

Czułem jakbym miał się rozpłakać. Ze złości, bezsilności oraz smutku. Byłem tak cholernie zły na siebie, na Desa. Sytuacja była beznadziejna. Nic nie mogłem zrobić. Kompletnie nic.

- Potrzebuję od ciebie kilku informacji o nie, o Marku. - powiedziałem po długiej ciszy jaka zapanowała między nami.

- Co chcesz wiedzieć? - zapytał.

- Opisz mi jak wygląda jego przeciętny dzień, kiedy wychodzi do pracy, kiedy i którędy wraca. Z kim się spotyka.  Nie musisz mówić tego dzisiaj. Mamy jeszcze czas... - starałem się opanować mój głos, który na sam koniec się załamywał.

- Czas... - zaśmiał się nerwowo i przygryzł swoją wargę.

Chwilę się nad czymś zastanawiał. Następnie podniósł głowę i spojrzał się na mnie. Jego oczy idealnie odzwierciedlały jego uczucia. Tak bardzo tego  żałuję...

- Powiem wszystko teraz.  Nie mam nic do stracenia. I tak się mnie pozbędziecie. - nabrał powietrza i odetchnął głęboko. - Wiedz, że jestem ci wdzięczny za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Naprawdę. W końcu naprawdę zachciałem żyć. - zrobił krótką pauzę a następnie potrząsnął głową. - Przepraszam. Jeśli chodzi o Marka, to codziennie na ósmą jedzie na komendę. Zabiera swój samochód. Pracuje do późna. Często wraca w nocy. Podczas długiej przerwy chodzi na kawę, jest taka kawiarnia za rogiem. Całkiem niedaleko. Zwykle towarzyszy mu jego znajomy, Henry. Idą na piechotę...

Z każdym kolejnym słowem jego głos się załamywał. Próbował z tym walczyć. Często robił pauzy, by po chwili kontynuować. Jego wzrok skupił się na ścianie za mną. Nie patrzył mi w oczy. Unikał mojego spojrzenia.

Ja tak nie mogłem. Zerwałem się z łóżka i szybkim krokiem pokonałem odległość z łóżka do drzwi. Wyszedłem trzaskając nimi.

Zostawiłem chłopka samego w pokoju. Na pewno był tym zaskoczony. Nie chciałem, aby mnie oglądał w takim stanie. Gdy tylko zatrzasnąłem drzwi, oparłem się o nie plecami. Z moich oczu płynęły łzy, spływając po moich policzkach. Tak długo je wstrzymywałem. Nie mogłem pozwolić sobie na słabość. Do cholery! Jestem synem gangstera, bossa mafii!

Nie mogę pozwolić sobie na słabości. Na okazywanie uczuć. Nie powinienem się w to angażować. Des miał rację, za bardzo się wczułem. Nie posłuchałem go i teraz cierpiałem, nie tylko ja, ale też i  Louis.  Złożyłem jego świat do kupy, tylko po to, aby go zburzyć. Zawiodłem go. Dałem mu nadzieję. Nadzieję, na lepsze życie.

Wciąż pamiętam każdy dzień jaki ze sobą spędziliśmy. Jego uśmiech i szczery śmiech.

- Pieprzyć to! - warknąłem uderzając pięścią w ścianę.

To nie tak miało wyglądać. Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Zagubiłem się w tym wszystkim...

Spojrzałem na swoją dłoń zaczęła pojawiać się na niej krew ze startych kostek. Nie przejąłem się tym zbytnio. Ruszyłem przed siebie, coraz bardziej oddalając się od pokoju. Coraz dalej od Louisa, tego kruchego, niebieskookiego chłopca.



><><><><><><><><><><><><><

Co myślicie o tym rozdziale?  O.O

Jakieś pomysły co się stanie potem?

_________________________

__^_^_^_^_^_^_^_^_^_^__

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!

Kto jutro urządza sobie bitwę na wodę? ^.^

<><><><><><><><><><><><><><>

Trust Me ~Larry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz