Rozdział 22

7K 622 190
                                    


Pierwszy raz od bardzo dawna tak dobrze mi się spało. Nie męczyły mnie koszmary. W snach nie zobaczyłem twarzy Mellarka ani mojego ojca. Nie dręczyli mnie. Byłem bardzo zmęczony i zasnąłem, co zauważyłem dopiero po przebudzeniu.

Obudziłem się i rozejrzałem  po pokoju. Panował tu mrok. Na szafeczce nocnej obok łóżka paliła się jedynie lampka. To ona dawała nikłe światło. Za oknem było ciemno, była noc. Nawet nie przypuszczałem, że tak długo spałem. Chciałem położyć się tylko na chwilę a jednak zmęczenie ze mną wygrało.

Podniosłem głowę i spojrzałem się na osobę leżącą obok. Harry wpatrywał się we mnie  a na twarzy gościł szeroki uśmiech. Jego dłoń wciąż znajdowała się wpleciona w moje włosy. Nawet na chwilę nie przestał ich przeczesywać. Było to miłe i uważam, że mógłby robić to cały czas. Podobało mi się.

-  Dzień dobry śpiochu. - zaczął rozbawiony. - Jak się spało?

Odsunąłem się od niego i usiadłem na materacu. Ponownie powróciłem spojrzeniem na twarz chłopaka. Przyglądał mi się w milczeniu.

- Dobrze. - przyznałem po chwili i zauważyłem, że głos nawet mi nie zadrżał jak miał w zwyczaju.

- Spałeś jak zabity. - kontynuował. - Nawet zaczynałem się martwić.

Podniósł się z łóżka i podszedł do biurka. Chwilę coś tam robił. Dopiero gdy wrócił zauważyłem w jego dłoni szklankę z sokiem i talerz z kanapkami.

- A teraz skoro przespałeś obiad, czas na kolację. Nie wiem jak ty, ale umieram z głodu.

Przyjąłem od niego szklankę i napiłem się nieco. Miałem sucho w  gardle. Dopiero teraz zauważyłem jak spragniony byłem. Harry zajął obok mnie miejsce na materacu i odłożył talerz między nami. Popatrzyłem niechętnie na jedzenie. Dopiero gdy chłopak wziął pierwszą kanapkę i przystawił mi ją do ust, nie miałem wyboru.

- Sam zjem. - powiedziałem biorąc od niego jedzenie.

Nie jestem małym dzieckiem, aby musiał mnie karmić. Wciąż nie rozumiem dlaczego w ogóle się mną przejmuje. Jestem dla niego obcym człowiekiem. Skąd u niego tylko empatii i zrozumienia? Dlaczego mi pomaga? Przecież oni mnie porwali, powinienem siedzieć w tamtym pustym pomieszczeniu a nie leżeć na wygodnym łóżku w towarzystwie zielonookiego. Cała ta sytuacja była dla mnie dziwna. Nie rozumiałem intencji tego chłopaka. Zawsze mógł stworzyć pozory, uśpić moją czujność i mnie zabić. Tylko po co? Jeśli zależałoby im na mojej śmierci to dawno byłbym martwy. Mieli ku temu wiele okazji. Nawet nie wiem po co mnie porywali. Nie byłem przecież żadną ważną i sławną osobą. Dla okupu? Nikt im nie zapłaci.

- Louis? - usłyszałem głos chłopaka.

Spojrzałem na niego pytająco. Nie wiem o co mu chodziło, czego ode mnie chciał.

- Chyba się na chwilę zamyśliłeś. - kontynuował. - Pytałem się, czy dolać ci soku.

Spojrzałem na pustą szklankę i z powrotem na chłopaka. Pokręciłem przecząco głową. On nie musi się mną zajmować. Sam sobie dam radę. Potrafię nalać sobie sam soku. Z trudem skończyłem pierwszą kanapkę. Naprawdę nie miałem ochoty nic jeść. To prawda, że mój organizm domagał się pożywienia, ale ja nie powinienem.

Gardło zaczęło mnie drapać i po chwili zakaszlnąłem. Od kilku dni nie czułem się za dobrze. Będąc w swoim domu, w piwnicy musiałem się przeziębić. Tam było bardzo zimno. Gdy udało mi się uciec, miałem na sobie bluzkę z krótkim rękawkiem i szorty. Tego dnia było naprawdę wietrznie.

Poczułem chłodną dłoń na swoim czole. Przyniosła chwilowe ukojenie. Gdy ręka zniknęła, chciałem zaprotestować.

- Masz gorączkę Lou. - powiedział zmartwiony. - Jesteś chory.

- Nic mi nie jest. - zapewniłem i podniosłem się.

Zakręciło mi się w głowie, meble w pokoju zaczęły wirować, ale po chwili wszystko wróciło na swoje miejsce. Przeszedłem parę kroków w stronę biurka. Chwyciłem karton soku i nalałem do szklanki. Wypiłem całą zawartość, zostawiłem naczynie i wróciłem z powrotem do Harryego. Usiadłem na materacu i oparłem się plecami o ścianę.

- Mnie nie oszukasz. - nie dawał za wygraną.

Poniósł się z łóżka i obszedł łóżko z mojej strony. Okrył mnie kocem, chciałem zaprotestować, ale on przykrył mnie aż po samą brodę. Chyba za bardzo wczuł się w rolę.

- Musisz odpoczywać, a najlepiej się przespać. - zarządził.

- Ale dopiero co wstałem... - jęknąłem, wciąż walcząc z nakryciem.

- Nie szkodzi. - zapewnił i gdy się rozkopałem, ponownie mnie przykrył kocem.

W końcu się poddałem. On by zbyt uparty. Wiedziałem, że z nim nie wygram. Uśmiechnął się szeroko i usiadł obok. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale  ktoś zapukał do drzwi od pokoju. Nie czekając na odpowiedź przybysz wszedł do środka.

- Des już wrócił. Chce z tobą porozmawiać Harry. - powiedział chłopak i wycofał się z pomieszczenia.

Harry westchnął i powrócił spojrzeniem na moją twarz. Dłonią odgarnął niesforne kosmyki z mojego czoła, które wchodziły mi do oczu.

- Zaraz przyjdę. Zjedz coś jeszcze. - powiedział przysuwając bliżej talerz z kanapkami. - Tylko nigdzie nie idź, dobrze?

Pokiwałem głową i westchnąłem. Harry posłał mi szeroki uśmiech i ruszył w kierunku wyjścia. Jeszcze raz obejrzał się za siebie i zniknął za drzwiami. Zostałem sam. Tylko ja i kanapki.


><><><><><><><><><><><><><

<><><><><><><><><><><><><>



Trust Me ~Larry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz