Rozdział 31

6.4K 583 312
                                    


- Co z nim kurwa zrobiłeś! - wrzasnąłem.

Szedłem szybkim krokiem w stronę Desa. Mój ojciec stał przy samochodzie i opierał się o maskę. Nie wiem kiedy moja ręka powędrowała za pasek spodni wyjmując Glocka. Skierowałem broń w stronę mężczyzny. Spojrzał się na mnie zdziwiony i zdezorientowany.

Jego ludzie po chwili, gdy zorientowali się w sytuacji powyjmowali pistolety i teraz oni mierzyli we mnie. Czterech na jednego. Nie przejmowałem się nimi. Jeśli Des zrobił coś Louisowi i jeśli pozwolił mu umrzeć, zabiję go! Choćbym miał zdechnąć zaraz po pociągnięciu za spust.

- Harry, uspokój się. - powiedział spokojnym głosem. - Odłóż to, porozmawiajmy.

- Co z Louisem?! - ponowiłem pytanie.

Ani na moment nie przestałem w niego celować. On traktował tę sprawę jako zwykły biznes. Nigdy nie kierował się uczuciami. Zanim zabrali Louisa chciałem porozmawiać z ojcem. Zamierzałem ubłagać go, aby nie odsyłał Lou. Gdy nie zmienił swojej decyzji poprosiłem o dodatkowy czas. O trzy pieprzone dni! Pozostał niewzruszony. Nie chciał mnie słuchać. To on był bossem mafii i on o wszystkim decydował. Zamierzałem zabrać samochód i wywieźć gdzieś chłopaka. Planowałem uciec z nim stąd najdalej. Gdzieś, gdzie by nas nigdy nie znaleźli, ale to niemożliwe. Mój ojciec ma wszędzie ludzi. Jedno jego słowo i zabili by chłopaka. A tego bym nie przeżył.

Akcja z próbą odbicia go była jedynym ratunkiem. Myślałem o tej chwili przez resztkę czasu jaką miałem na przygotowanie się do tego. Z pomocą chłopaków wszystko było gotowe. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę zasadzki w jaką wpadliśmy. To zmieniło wszystko.

- Odłóżcie broń. - przemówił Des.

Gdy nic nie poskutkowało rozejrzał się w około. Na jego twarzy widać było rosnącą złość. Dopiero teraz zobaczyłem, że był również zmęczony. Zacisnął zęby i utkwił spojrzenie w Thomasie. To on stał najbliżej ojca i celował we mnie.

- Jazda! - krzyknął.

Mężczyźni spojrzeli po sobie i zerknęli na swojego szefa. W końcu posłusznie odłożyli broń. Niektórzy mamrotali coś pod nosem.

- Teraz twoja kolej Harry... - powiedział ojciec spokojnie podchodząc bliżej mnie.

- Najpierw mi odpowiedz! - zażądałem a ten zatrzymał się w miejscu.

- To broń Tomlinsona, masz tylko jeden nabój. Zdecyduj się czy chcesz mnie zabić, czy porozmawiać na spokojnie.

Zagryzłem nerwowo wargę i po chwili odłożyłem pistolet. Podszedłem do swojego ojca, po drodze oddając Glocka mężczyźnie obok. Odebrał go ode mnie i zabezpieczył.

- Co z nim... - powiedziałem teraz spokojnie, prawie niedosłyszalnie.

- Żyje. - odpowiedział. - Musimy porozmawiać. Sporo się dzisiaj wydarzyło. Chodźmy do mojego biura.

Skinąłem głową i podążyłem za Desem w stronę budynku. Wszedłem do środka. Po kilku minutach siedzieliśmy już u niego w gabinecie. Zająłem miejsce na fotelu i czekałem na swojego ojca. Po chwili zrobił to samo. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie.

- Dlaczego go z nami nie ma? - zadałem pierwsze pytanie.

- On umierał Harry. Nie mieliśmy czasu, aby tutaj dotrzeć.  Jego serce nawet przestało bić, ale byliśmy już na miejscu. Obok tych starych i opuszczonych magazynów mieszka mój znajomy. Nie wybrałem od tak sobie tego położenia na miejsce spotkań z Tomlinsonem. Przewidywałem wszystkie okoliczności, ale nie pojawienie się tam ciebie.

- Będzie żyć? - zapytałem i przygryzłem nerwowo swoją wargę.

- Brat Cartera, Chris jest najlepszym lekarzem, chłopak jest  w dobrych rękach. Zrobi wszystko co w jego mocy by go uratować. - odpowiedział spoglądając na mnie. - Nie musisz się martwić, będzie dobrze.

- Chciałbym w to wierzyć. - wypuściłem wstrzymywane powietrze i podniosłem się od biurka.

Zatoczyłem kółko po pokoju i zatrzymałem się przy oknie. Na zewnątrz było już ciemno. Zapadała noc. Gdzieś tam, oddalony o kilkanaście kilometrów jest mój Lou. Pewnie się boi. Jest przerażony. Pomimo tych dwóch tygodni, wciąż panicznie  boi się obcych. Mark okrutnie go skrzywdził. Zadał ogromną ranę po której zostanie na zawsze blizna na jego duszy. Powinienem przy nim być. Tylko mi zaufał. Zrobiłbym dla niego wszystko.

- Możemy do niego pojechać? - zapytałem z nadzieją w głosie.

- Jutro Harry. Jest już późno, wszyscy jesteśmy zmęczeni. On teraz potrzebuje spokoju, ty też powinieneś odpocząć.

- Nie mogę czekać. - powiedziałem zdecydowanie, podchodząc do biurka.

- Zawiozę cię osobiście z samego rana, zgoda? - spojrzał się na mnie.

Chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem, w końcu odpuściłem. Wziąłem głęboki wdech i po chwili mu odpowiedziałem.

- Zgoda, ale z samego rana. Ani chwili dłużej. - odparłem.

Skierowałem się w stronę drzwi. Nacisnąłem klamkę, lecz po chwili namysłu się wróciłem. Des spojrzał się na mnie pytająco.

- Zadzwoń do Chrisa. Louis nie lubi ciemności. Powiedz mu, aby zapalił lampkę. - powiedziałem poważnym tonem głosu.

-W porządku. - skinął głową uśmiechając się lekko rozbawiony.

Po raz kolejny ruszyłem w stronę wyjścia. Tym razem wyszedłem z biura. Zamknąłem za sobą drzwi na klamkę i przemierzyłem korytarz. Wszędzie panowała cisza. Poszedłem do siebie do pokoju. Wydawał się taki pusty. Brakowało w nim Louisa. Na łóżku nie było niebieskookiego chłopaka, który się do ciebie za każdym razem uśmiechał. Tak bardzo za nim tęskniłem, pomimo, że nie widziałem go tylko kilka godzin.

Gdyby mnie opuścił, nie darowałbym sobie. Czuję się za niego odpowiedzialny. Jego bliskość zawsze mnie uspokajała. Teraz byłem zdenerwowany. Nie byłem pewny jutra. W jakim on jest stanie? Na pewno żyje? Czy może mnie okłamują? Des nie mógłby tego zrobić, prawda? Nie mnie.

Wciąż myśląc o dzisiejszych wydarzeniach udałem się pod prysznic. Chciałem, aby te zimne krople zmyły ze mnie cały trud dzisiejszego dnia, ale tak się nie stało. Winiłem się za to, że tak się to wszystko potoczyło, że nie przekonałem ojca, że pozwoliłem sobie na pomyłkę, która tak słono kosztowała.

Oparłem się ręką o kafelki i schyliłem głowę. Nie wiem ile tak stałem pod prysznicem. Zatopiłem się w swoich myślach. Woda skapywała mi po nosie i kosmykach włosów.  Gdy wreszcie wyszedłem wytarłem się i owinąłem ręcznikiem w pasie. Skierowałem się do pokoju.

W pomieszczeniu było ciemno, paliła się jedynie lampka, którą zostawiłem z przyzwyczajenia. Na łóżku powinien spać już Louis. Zawsze jako pierwszy idzie się kąpać a potem gdy wracam do pokoju on śpi zwinięty w mały kłębuszek. Brakowało mi go. Tak cholernie tęskniłem za niebieskookim.

Ubrałem się w szorty i podkoszulek i położyłem do łóżka, lecz nie mogłem zasnąć. Długo wierciłem się na materacu, ale sen w ogóle nie chciał do mnie przyjść. Pragnąłem, aby rano już nastąpiło. Nie chciałem czekać. Chciałem już. Teraz. Natychmiast. Zobaczyć Louisa i na własne oczy upewnić się, że żyje i nic mu nie jest. Musiałem zaczekać jeszcze kilka godzin i to była najdłuższa noc w moim życiu.


><><><><><><><><><><

<><><><><><><><><><>


Trust Me ~Larry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz