Rozdział 42

6.2K 481 612
                                    


Dziś wcześniej skończyłem zajęcia na uczelni. Korzystając z wolnego czasu, postanowiłem wziąć TrustMe na spacer. Kiedy był małym szczeniaczkiem był w miarę grzeczny. Teraz miał ponad rok i to  prawdziwy wulkan energii. Wszędzie  było go pełno.  Wiele razy Harry znajdował pod łóżkiem swoje buty, które były strasznie pogryzione i poślinione. Podziwiałem jego cierpliwość do tego zwierzaka.

Harry zapewne w tej chwili miał ostatnie zajęcia. Ja właśnie wracałem z parku. Mała, merdająca ogonem kulka szczęścia kroczyła tuż przy mojej nodze. W parku o mało co nie wpadłem do sadzawki, kiedy to TrustMe postanowił pogonić za kaczką. Uważał siebie za psa myśliwskiego.

Szedłem długim chodnikiem i po chwili skręciłem we właściwy wjazd. Ojciec Harry'ego kupił nam ten piękny dom w prezencie ślubnym. Podobno to Anne go wybrała. Kobieta miała gust. Zatrzymałem się pod dość sporych rozmiarów budynkiem. Na wjeździe stał czarny Range Rover - prezent od Nialla, Zayna i Liama. Tak naprawdę to wszyscy wiedzieli, że samochód nie był ich, tylko Desa. Po prostu go sobie wzięli i nam dali, ale liczył się gest. Przed domem znajdował się równo skoszony trawnik, a za budynkiem wspaniały ogród. Harry sam go zaprojektował, może z małą pomocą Kate. Było nam tu naprawdę dobrze. Żadnego hałasu, tylko cisza i spokój. Nawet sąsiedzi byli mili i życzliwi, co nie często się zdarza.

- Siad! - poleciłem teraz wiercącemu się TrustMe.

Szukałem kluczyków w kieszeniach spodni. Znów gdzieś je zapodziałem? Sprawdziłem jeszcze w kurtce. Są! Już miałem otwierać drzwi, kiedy pies zaczął szczekać. Zwykle tak się zachowywał na widok listonosza. Ten pies nie znosi go, chyba jak każdy czworonóg w tej okolicy.

- Uspokój się... - mruknąłem, dopiero teraz odwracając się do zwierzaka.

W moją stronę zmierzała znajoma postać. Mężczyzna zatrzymał się dwa kroki przede mną. Zaczęło być mi duszno. Za gorąco. Stałem jak sparaliżowany. Cofnąłem się o krok i plecami wpadłem na drzwi wejściowe. Gdzie jest Harry? Cholera! Powinien już być. Dlaczego akurat teraz?!

- Witaj synu. - mówi oschle i mierzy mnie spojrzeniem.

- Ja... - zaczynam, lecz po chwili się poprawiam. - Czego tu chcesz?

On nie może mi nic zrobić. Już nie. Nic mnie z nim nie łączy, nie może nazywać się moim ojcem. Miałem Harry'ego, który posklejał mój świat zniszczony przez Marka. Dzięki niemu poczułem się silniejszy. Stałem się wreszcie normalnym człowiekiem, który nie boi się własnego cienia.

- Przyjechałem w odwiedziny, czy to źle? - zapytał z wrednym uśmiechem.

Włożyłem klucz do zamka. Otworzyłem drzwi i  już chciałem znaleźć się w środku, kiedy Mark zatrzasnął je przede mną. Jego ręka trzymała drzwi. W oczach kipiała mu złość.

Teraz znalazł się blisko mnie, dzięki czemu TrusMe bez problemu złapał za jego nogawkę. Zaczął ją szarpać, ale Mark to olał. Pies nie wyglądał groźnie. Prędzej zalizałby człowieka na śmierć, niż pogryzł.

- Chcę, abyś przemyślał pewną rzecz Louis. - kontynuował.  - Nie jesteś głupim chłopakiem.

- O czym ty pieprzysz? - mruknąłem.

- Nie wiem co zrobił ci Styles, że tak do niego lgniesz. To przestępca, gangster.

- Tylko dzięki niemu żyję! - wybucham.

Popycham Marka do tyłu, przez co zwiększam między nami odległość. Czuję nagły przypływ adrenaliny, która rozsadza mnie od środka.

Trust Me ~Larry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz